Ford Mustang Convertible. Testujemy w Kalifornii
W ostatnim czasie, wprost "z miejsca akcji", relacjonowaliśmy dla was najważniejsze wydarzenia Międzynarodowego Salonu Motoryzacyjnego w Los Angeles. Przy okazji wizyty za oceanem, mieliśmy też okazję zapoznać się nieco bliżej z nowym Fordem Mustangiem w wersji Convertible.
Nasz wybór padł na bliską sercu (i portfelowi) europejskich klientów odmianę z benzynowym, doładowanym silnikiem o zaledwie czterech cylindrach. Nie myślcie jednak, że samochód, który ma pod maską motor 2,3 l EcoBoost, to uroczy "kucyk" o łagodnym usposobieniu. Nawet w tej odmianie kierowca ma do dyspozycji całkiem pokaźne stado 317 KM i osiągany w szerokim zakresie maksymalny moment obrotowy 432 Nm.
To wystarcza, by Mustang z opcjonalną, automatyczną skrzynią biegów o 6 przełożeniach, przyspieszał do setki w około 6 sekund i osiągał prędkość maksymalną przeszło 230 km/h. Nie są to może dane godne torowych bestii, ale biorąc pod uwagę napęd na tylną oś i możliwość czerpania przyjemności z jazdy pod gołym niebem, naprawdę trudno mieć jakiekolwiek powody do narzekań.
Mustanga, który w tej odmianie oferowany jest również na polskim rynku, pochwalić też można za rozsądnie, biorąc pod uwagę możliwości auta, skonfigurowany cennik. Za samochód z otwartym nadwoziem i automatyczną skrzynia biegów zapłacimy u polskiego dealera 188 tys. zł. 9 tys. zł zaoszczędzimy decydując się na auto z sześciostopniową, ręczną, przekładnią.
Wówczas, za kwotę 179 tys. zł, otrzymamy stylowy i całkiem szybki kabriolet, którego wyposażenie standardowe nie pozostawia wiele do narzekań. Standard obejmuje m.in.: automatyczną, dwustrefową klimatyzację, elektrycznie składany dach i szyby (przednie i tylne), tempomat, kamerę cofania czy elektrycznie regulowane przednie fotele. W przypadku automatu, bez żadnych dopłat, liczyć też można m.in. na montowane przy kierownicy manetki zmiany biegów.