Jak głosi popularny stereotyp, w Ameryce wszystko musi być duże, również samochody. Co potwierdza na przykład fakt, że Ford Expedition, największy SUV marki, ma w przedłużonej wersji 564 cm długości. Na europejskie warunki dostatecznie wielki jest Explorer - długi na 505 cm, wysoki na 178 cm i szeroki na dwa metry. To wystarcza, żeby przytłaczać innych kierowców i mieć problemy ze znalezieniem miejsca pod marketem, gdzie czasem nawet właścicielom kompaktów trudno jest wysiąść.
Explorer dostępny jest w dwóch wersjach wyposażenia, Platinum oraz ST-Line, różniących się niemal wyłącznie stylistyką. Do nas trafiła pierwsza z nich, dodatkowo podkreślająca swoją prezencję ogromnym, chromowanym grillem oraz 20-calowymi alufelgami w kolorze chromu. Nie powiemy, żeby auto porywało swoją stylistyką, ale w sumie nigdy nie miało przekonywać do siebie designerskimi fajerwerkami, tylko robić wrażenie prezencją i to nadal wychodzi mu bardzo dobrze.
Zajmując miejsce wewnątrz Explorera również trudno mieć wątpliwości co do jego kraju pochodzenia. Jest bardzo przestronnie, a rozmiary auta podkreśla masywna konsola, oddzielająca podróżnych z przodu. Trochę za mały wydaje się przy niej 10-calowy ekran (bardzo sprawnie działających) multimediów - aż chciałoby się tu zobaczyć 15-calowy wyświetlacz z Mustanga Mach-E.
W drugim rzędzie z kolei znajdziemy przesuwaną kanapę z regulowanym kątem pochylenia oparcia oraz całe mnóstwo miejsca, zarówno na wysokości kolan, jak i nad głowami. Komfortu podróżnych nie ogranicza tunel środkowy, który jest dość niski. Do dyspozycji mamy tu trzecią strefę klimatyzacji, ogrzewane zewnętrzne miejsca oraz gniazdko 230V.
Wyraźnie gorsze warunki podróżowania mają osoby w trzecim rzędzie siedzeń, ale zmieszczą się tu nie tylko dzieci. Wysokim dorosłym dłuższych podróży tam jednak nie polecamy. Przy komplecie pasażerów bagażnik oferuje 240 l pojemności, natomiast w konfiguracji pięcioosobowej zabierzemy 635 l bagaży.
No dobrze, Explorer jest bardzo przestronny - tu nie ma zaskoczenia. Ale jak wygląda kwestia wykończenia wnętrza? Pod tym względem samochody amerykańskie zawsze mocno odstawały od europejskich. Na pierwszy rzut oka jest naprawdę dobrze - seryjna tapicerka skórzana pokrywa nie tylko fotele, ale i deskę rozdzielczą, którą dodatkowo wykończono drewnianymi wstawkami z wyczuwalną pod palcami strukturą. Znajdziemy tu też trochę lakieru fortepianowego, metalizowane wstawki oraz metalowe maskownice nagłośnienia B&O Play, zaś fotele pokryte dwukolorową skórą mają kilka programów masażu.
Czy to znaczy, że Ford Explorer może mierzyć się z europejskimi producentami premium? Nie do końca. Chociaż cała ta lista dodatków może robić wrażenie, to ogólny klimat wnętrza, to jakie materiały są w dotyku jest typowy dla aut amerykańskich (kto w paru siedział wie, co mamy na myśli). Mimo bogatego wyposażenia więc, nie mamy tu poczucia "premium", zaś przednie fotele, choć elektrycznie sterowane, podgrzewane, wentylowane i z masażem, sprawiają wrażenie trochę za małych jak na tak duże auto i nie zapewniają zbyt dobrego podparcia bocznego.
Explorer przez kilka generacji był nieobecny na europejskim rynku z prostego powodu - u nas duże SUVy sprzedają się z dieslami, zaś silniki wysokoprężne nie interesują Amerykanów. Ford nie widział sensu opracowywania odpowiednio dużego i mocnego silnika specjalnie na nasz niewielki (z globalnego punktu widzenia) rynek. Teraz jednak wszystko się zmieniło i diesle, choć mało palące oraz emitujące niewiele CO2, stały się wrogiem ekologii, zaś tym "słusznym" napędem zostały hybrydy, najlepiej plug-in. A że taka wersja jest akurat w Explorerze dostępna, nic nie stało na przeszkodzie, by znowu pojawił się on w europejskich salonach.
Tu pojawia się jednak mały paradoks, bo chociaż z jednej strony SUV Forda może przejechać do 42 km w trybie elektrycznym, to z drugiej strony jego układ napędowy generuje 457 KM oraz 825 Nm. Ta potężna moc z łatwością radzi sobie z napędzeniem 2,5-tonowego Explorera, który osiąga 100 km/h w równe 6 sekund. Czy o takie auta chodziło ekologom? Trudno powiedzieć.
Faktem jest jednak, że samochód ten jest naprawdę oszczędny jak na swoje rozmiary i możliwości. Ford uczciwie podaje, że jeśli go nie ładujemy i jeździmy na pustej baterii, zużywa on średnio 10,4 l/100 km. I rzeczywiście podczas jazdy w ruchu miejskim komputer pokładowy pokazał nam spalanie na poziomie 12,4 l/100 km. Co więcej, pomimo pustej baterii, połowę pomiarowego dystansu i tak pokonaliśmy w trybie elektrycznym. Między bajki więc można włożyć opowieści o tym, że jeśli nie ładuje się plug-ina, to korzysta on tylko z silnika spalinowego i zużywa więcej, niż gdyby nie był hybrydą.
Mieszane uczucia mamy natomiast co do układu jezdnego. Auto nie buja się na szczęście po amerykańsku na każdej nierówności, ale podczas pokonywania zakrętów czujemy, że to wielki i ciężki SUV, którym lepiej jechać dostojnie niż dynamicznie. Z drugiej jednak strony, komfort jazdy jest dość przeciętny. Ford nie przewiduje niestety adaptacyjnego zawieszenia do Explorera (za to wersja ST-Line ma je utwardzone).
Napisaliśmy na początku, że to co sprawiło, że Explorer mógł pojawić się w Europie, jednocześnie stało się (jak się domyślamy) przyczyną jego niewielkiej popularności. Otóż fakt, że tylko hybryda plug-in została uznana za wartą homologowania w Europie, a jednocześnie jest ona najmocniejszą odmianą w gamie, musiało odbić się na cenie. Ford zdając sobie sprawę, że z tego powodu zainteresują się nim głównie zamożni i wymagający klienci zdecydował się na oferowanie Explorera tylko z kompletnym wyposażeniem (co dodatkowo ułatwia produkcję i cały proces zamawiania auta).
Efekt jest taki, że za Explorera Platinum trzeba zapłacić 426 300 zł (ST-Line 424 300 zł). Dla porównania, Audi Q7 kupimy taniej o 100 tys. zł. Oczywiście Ford uzasadnia swoją cenę znacznie bogatszym wyposażeniem seryjnym oraz lepszymi osiągami. Jednak decydując się na Q7 z dieslem o porównywalnych osiągach oraz dobierając porównywalne wyposażenie, przekroczymy cenę Forda w minimalnym tylko stopniu. Otrzymując w zamian pełnoprawny samochód klasy premium. Co więcej, Q7 także jest dostępne z napędem plug-in, jeśli ktoś woli taką wersję od diesla i ona również jest porównywalna cenowo z Explorerem.
Podsumowując zatem, największy europejski SUV Forda ma sporo zalet - jest bardzo przestronny, naprawdę szybki i przy tym zaskakująco oszczędny, a do tego kompletnie wyposażony. Niestety winduje to cenę w rejony, w których klienci wybierają raczej marki premium. Zaś brak wyraźnie tańszych odmian silnikowych i wyposażenia sprawia, że Explorer nie trafia do osób, którym nie zależy na prestiżu oraz osiągach, tylko na możliwie największym i najbardziej praktycznym samochodzie.
***