Ford Bronco to terenówka nadzwyczajna. Grymas na twarzy wywołuje tylko cena
Ford Bronco to legendarna terenówka, na widok której entuzjaści jazdy po bezdrożach pieją z zachwytu. Po 24 latach ikoniczny model powrócił do oferty i po raz pierwszy w historii jest sprzedawany również w Polsce. Potrafi zawracać w miejscu, ma zdejmowany dach i nie męczy się na autostradach. Mówiąc krótko, nietrudno się w nim zakochać, ale jest pewien haczyk.
Ford Bronco to amerykańska specjalność, której Europejczycy nie mieli nigdy szansy spróbować. Zmieniło się to wraz z debiutem szóstej generacji. Przygotowano bowiem ograniczoną ilość egzemplarzy, które zostały przeznaczone do sprzedaży na Starym Kontynencie - w tym także w Polsce. Oferta jest mocno okrojona względem tego, co producent oferuje za oceanem, jednak umówmy się, że lepsze to, niż nic.
Ikona bezdroży po 24 latach powróciła do salonów w trzech wersjach nadwozia - krótszej (3-drzwiowej), dłuższej (5-drzwiowej) i cywilnej odmianie Sport, która wyglądem bardziej przypomina rodzinnego SUV-a, niż bojową terenówkę. Dla każdego coś dobrego. W Europie jednak możliwości są ograniczone, choć i tak dobrze się złożyło. W wybranych krajach Unii Europejskiej nowy Ford Bronco jest oferowany jedynie w dłuższym wydaniu i wyłącznie w dwóch wersjach - bogato wyposażonej odmianie Outer Banks oraz dostosowanej do zadań specjalnych wersji Badlands.
Na rodzimym rynku terenówka jest w podstawowej wersji oferowana ze skrzynią manulaną oraz 4-cylindrową jednostką 2.3 EcoBoost, która generuje moc 270 KM i 420 Nm. Europejczycy mają lepiej. W obydwu wariantach dostępnych w Europie pod maską pracuje podwójnie doładowany silnik V6 o pojemności 2,7-litra, który współpracuje z 10-biegowym automatem. Moc 335 KM i 563 Nm momentu obrotowego kierowanego na tylne lub wszystkie cztery koła pozwala osiągnąć "setkę" w ok. 7 sekund i rozpędzić Bronco do 160 km/h. Brzmi nieźle, jednak w przypadku Forda Bronco osiągi na prostej drodze to trzeciorzędna kwestia.
Zanim ubrudzimy się w błocie, kilka słów o stylistyce. Ford Bronco to samochód, obok którego nie sposób przejść obojętnie. W wersji Badlands mierzy 4800 mm długości, 1937 mm szerokości i 1962 mm wysokości. Odmiana Outer Banks jest nieco dłuższa (+11 mm), węższa (-9 mm) i niższa (-90 mm). Topowy wariant jest też cięższy o 105 kg (2805 kg).
Uwagę przykuwa jego gabaryt, kanciasta sylwetka i rozmiar terenowych, 35-calowych kół. Przez wielki napis na grillu i logo rozbrykanego rumaka młodzież nie skojarzy go z niebieskim owalem, a starsze osoby docenią nawiązujące do historii okrągłe światła do jazdy dziennej. Takie retro smaczki stały się w ostatnim czasie bardzo popularne, co widać chociażby po nowym Land Cruiserze czy Defenderze.
W topowej odmianie Badlands wzrok przyciąga więcej ciekawych akcentów. Na masce znajdziemy dodatkowe mocowania na akcesoria, a w stalowe zderzaki na stałe zamocowane zostały ucha do holowania. Z kolei klapę bagażnika, otwieraną na bok, zdobi pełnowymiarowe koło zapasowe, które na życzenie można przykryć pokrowcem. Na koniec prawdziwa wisienka - bezramkowe drzwi oraz dach można zdemontować w kilka minut, a następnie schować elementy karoserii do specjalnych pokrowców, żeby niczego nie uszkodzić.
Po otwarciu wielkich drzwi naszym oczom ukazuje się kokpit, w którym jakość materiałów nie odgrywa największej roli. Tu chodzi o to, by było wygodnie i praktycznie - zwłaszcza w terenie. Skórzana tapicerka nie jest najwyższej jakości, ale przynajmniej nie przywiera do niej brud. Po obu stronach deski rozdzielczej oraz na konsoli środkowej mamy wielkie uchwyty pokryte grubą warstwą gumy. Klimatyzacją, trybami jazdy, ustawieniami napędu i pozostałymi funkcjami sterujemy za pomocą dużych, fizycznych przycisków, w które łatwo trafić nawet podczas skakania po dołach. Wszystko jest na wyciągnięcie ręki i jest odporne na zabrudzenia oraz kontakt z wodą.
Przed kierowcą znajduje się cyfrowy wskaźnik, na którym możemy wyświetlić masę istotnych informacji, a prędkościomierz - co ciekawe - jest analogowy. Lwią część deski zajmuje 12-calowy ekran systemu info-rozrywki, z bezprzewodową łącznością Apple CarPlay czy Android Auto. Na wyposażeniu standardowym znalazło się także nagłośnienie firmy B&O (560 W), bezprzewodowa ładowarka, system kamer 360 stopni i pakiet asystentów jazdy.
Szóstą generację amerykańskiej ikony stać na naprawdę wiele. Auto imponuje jednymi z najlepszych możliwości terenowych w swojej klasie. W odmianie Badlands kąt natarcia wynosi 41 stopni, kąt rampowy 24 stopni, a kąt zejścia 33 stopnie - dla odmiany "Outer Banks" to kolejno 38, 31 i 22. Dodajmy do tego prześwit wynosi 261 mm, a głębokość brodzenia to 800 mm. Jeśli chodzi o te parametry, na każdej płaszczyźnie Ford Bronco jest lepszy od Jeepa Wranglera, z którym konkuruje od zarania dziejów.
W trudnych warunkach sytuację może uratować również system zapobiegający wywróceniu pojazdu, system kontroli zjazdu, dwubiegowy reduktor o wskaźniku przełożenia pełzającego 67,8:1 czy funkcja "Trail Turn Assist". Dzięki niej do prędkości 20 km/h dohamowuje tylne wewnętrzne koło, zmniejszając promień skrętu nawet o 40 proc. W testowanej odmianie Badlands za pomocą jednego przycisku możemy również odłączyć przedni stabilizator, co przekłada się na większy wykrzyż. W topowej odmianie standardem jest także zawieszenie HOSS 2.0 z amortyzatorami Bilstein z zewnętrznymi zbiorniczkami oleju, blokada przedniego oraz tylnego mechanizmu różnicowego, a także stalowe płyty ochronne podwozia i wzmocnienia progów.
Ford Bronco to auto na wskroś uniwersalne. Świadczy o tym chociażby fakt, że do wyboru mamy aż sześć trybów jazdy, którymi sterujemy za pomocą pokrętła z napisem "G.O.A.T" (Goes Over Any Terrain). Do wyboru jest są: Normal, Eco, Slippery (do jazdy po śliskich nawierzchniach), Sand (do jazdy po suchym piasku), Mud/Ruts (do jazdy po błotnistym terenie i głębokich koleinach) oraz Sport (do jazdy dynamicznej). W odmianie "Badlands" dostępne są także tryby Rock Crawl (większa kontrola w trudnym terenie) oraz Baja (lepsze osiągi w terenie).
Forda Bronco mieliśmy okazję sprawdzić już na wymagającym terenie podwarszawskiego poligonu. Na przygotowanych torach samochód nawet się nie spocił - w przeciwieństwie do mnie. Niedługo później przyszła pora na testy drogowe i ku mojemu zaskoczeniu ten wielki czołg spisuje się nieźle także na gładkim asfalcie. Szybko okazało się, że ma coś w sobie z Raptora - wszyscy zjeżdżają mu z drogi, a w trybie 2H bardzo chętnie "zamiata" tyłem. Poza tym na terenowych oponach będących częścią wyposażenia standardowego wersji Badlands jest zaskakująco komfortowy. Problem pojawia się po wjechaniu na trasę, gdyż przez uszczelki w dachu dochodzi głośny szum.
Kiedy droga jest długa i szeroka, nie mamy się o co martwić. Gorzej jest kiedy wjeżdżamy do centrum dużego miasta i zaczynamy się przeciskać ciasnymi ulicami. Nie dość, że trzeba uważać na zaparkowane obok samochody, to jeszcze zwracać uwagę na niskich przechodniów, którzy potrafią zniknąć przed wysoką maską. Manewrowanie Fordem Bronco w mieście nie należy więc do najprzyjemniejszych rzeczy na świecie - zwłaszcza, kiedy przychodzi nam wjechać do podziemnego parkingu galerii handlowej.
Przed wydrukowaniem biletu z automatu trzeba się upewnić wcześniej, czy nie staranowaliśmy już szlabanu lub nie uszkodziliśmy lusterka w wąskiej bramie. Dochodzi jeszcze kwestia spalania. Widlasta “szóstka" nie ma wygórowanego apetytu, ale słowo "oszczędna" do niej nie pasuje. Średnie zużycie paliwa na drodze ekspresowej waha się od 10-12 l/100 km, w zależności, z której strony wieje wiatr. W cyklu miejskim konsumpcja bezołowiowej wzrasta do 13-14 l/100 km.
Ford Bronco to kawał świetnej terenówki, potrafiącej rozkochać w sobie także osoby, które z jazdą po bezdrożach nigdy nie miały nic wspólnego. Jeżeli po zobaczeniu go w akcji uznasz, że musisz go mieć, to musisz wiedzieć, że tanio nie jest. Sprowadzenie takiego auta do Europy kosztowało importera sporo pieniędzy, a to oznacza, że do regularnej ceny Forda Bronco należało doliczyć VAT, cło, akcyzę i opłaty transportowe.
Efekt jest taki, że za wersję Outer Banks trzeba zapłacić dziś co najmniej 339 300 zł. Bardziej wyczynowy wariant Badlands to wydatek rzędu co najmniej 360 300 zł. Trzeba przyznać, że na tle tego, co importer proponował w momencie rynkowego debiutu, można mówić o niezłej promocji. Kiedy Ford Bronco debiutował nad Wisłą, jego cennik otwierała kwota 420 tys. zł.
Mimo wszystko to wciąż sporo, jak za samochód weekendowy, którym od czasu do czasu będziemy taplać się w błocie. Owszem, są rodziny, dla których Ford Bronco mógłby być jedynym samochodem w domu, ale najwidoczniej w Polsce nie ma takich wiele. Przypomnę, że wolumen miał być mocno limitowany, tymczasem na stronie importera znajduje się informacja, że w kraju dostępnych od ręki jest 29 egzemplarzy.