BMW M440i xDrive Cabrio - sprytny sposób by oszczędzić 150 tys. zł
Seria 4 przeszła na początku roku modernizację, a zmiany choć nie rewolucyjne, są zauważalne. To na ile wpływają one na codzienną jazdę, sprawdzałem testując niemal topową odmianę M440i z otwartym nadwoziem.
Tegoroczny początek jesieni okazał się wyjątkowo łagodny, dając argument miłośnikom kabrioletów w dyskusjach na temat sensu użytkowania samochodów z otwartym nadwoziem w Polsce. Złożyło się więc doskonale, ponieważ mogłem testować BMW M440i xDrive Cabrio z dużą przyjemnością, bez konieczności sięgania po zimową garderobę.
Tak się zresztą składa, że seria 4 z otwartym nadwoziem doskonale wręcz sprawdza się w naszym klimacie. Gdy złożymy materiałowy dach (co trwa 18 sekund i jest możliwe przy prędkościach do 50 km/h), wystarczy, że podniesiemy szyby i rozłożymy windshot, by niemal całkowicie wyeliminować zawirowania powietrza we wnętrzu. Natomiast o komfort termiczny dbają podgrzewane fotele i kierownica oraz nawiew ciepłego powietrza na kark. O tym jak doskonale się to sprawdza, przekonałem się, gdy pewnego dnia przedłużył mi się powrót do domu, a po zapadnięciu zmroku temperatura gwałtownie spadła. Ja zaś nie miałem przy sobie odpowiednio ciepłego ubrania. Mimo to nie musiałem składać dachu, aby utrzymać we wnętrzu przyjemną temperaturę.
Zmodernizowaną serię 4 najłatwiej rozpoznać po nowej sygnaturze świetlnej reflektorów, która, wzorem innych model BMW, całkowicie odeszła już od nawiązywania do motywu słynnych ringów. Obecnie są to podwójne kształty, przypominające strzałki. Z tyłu natomiast pojawiły się światła laserowe, wyróżniające się bardzo subtelnymi, cienkimi liniami świetlnymi. Ponadto testowana odmiana M440i nie ma już osłony chłodnicy ze srebrnymi elementami ozdobnymi (jak słabsze odmiany), ale taką wykończoną czarnym lakierem i z poziomymi poprzeczkami, czym nawiązuje do prezencji M4.
We wnętrzu zmian również nie ma zbyt wiele. Najbardziej rzuca się w oczy nowa, spłaszczona u dołu kierownica z czerwonym znacznikiem na godzinie 12 oraz nowe nawiewy. Z kolei w odświeżonym systemie multimedialnym pojawił się zaprojektowany od podstaw ekran obsługi klimatyzacji.
Poprzedni stworzono według założenia, że wszystkim (łącznie z ogrzewaniem czy wentylacją foteli), powinna automatycznie zarządzać elektronika. Nie było to jednak wygodne rozwiązanie, podobnie jak tryb ręczny, w którym trzeba było wszystkim sterować samemu. Chcesz sam zdecydować kiedy włączyć ogrzewanie fotela? To musisz także sam regulować siłę i kierunek nawiewu klimatyzacji. Albo wszystkim steruje się w pełni automatycznie, albo wyłącznie ręcznie. Obecne rozwiązanie jest wygodniejsze w obsłudze. Warto przy okazji dodać, że nowsze multimedia powinny dostać wszystkie modele BMW, zgodnie z założeniem, że od systemu w wersji 8.0, oprogramowanie jest automatycznie aktualizowane.
Modernizacja nie zmieniła natomiast niczego pod maską i najmocniejszą odmianą (poza M4), pozostała testowana M440i. Tak jak i wcześniej, napędzana jest 3-litrową jednostką o mocy 374 KM i standardowo łączona z napędem na wszystkie koła. Dzięki temu niemiecki kabriolet ma wzorową trakcję i bez zająknięcia wyrywa się do przodu przy każdym mocniejszym dodaniu gazu.
Przyspieszenie do 100 km/h trwa 4,9 s, a prędkość maksymalna wynosi 250 km/h, a więc mowa o osiągach, które dla zdecydowanej większości kierowców będą więcej niż zadowalające. Szczególnie, że po przełączeniu się na tryb Sport Plus, M440i robi się naprawdę wyrywne i agresywne, błyskawicznie nabierając prędkości do wtóru rasowych odgłosów (niestety częściowo pochodzących z głośników).
Adaptacyjne zawieszenie wyraźnie się utwardza, dzięki czemu testowana "czwórka" robi się prawdziwym połykaczem zakrętów. Puryści mogą oczywiście kręcić nosem, że otwarte nadwozie oznacza gorszą sztywność, a do tego wyższą masę własną (a ta jest niemała i wynosi niemal 2 tony), ale układ jezdny jest na tyle dopracowany, że większość kierowców w ogóle tego nie odczuje, czerpiąc prawdziwie sportowe wrażenia z jazdy. Całości dopełnia sportowy układ hamulcowy M, sportowy dyferencjał M (rozdzielający moc pomiędzy tylne koła) oraz fakt, że choć M440i nie ma trybu RWD tak jak M4, potrafi zamieść tyłem, jeśli tylko tego chcecie. Literka "M" w oznaczeniu testowanej odmiany zdecydowanie nie jest tu tylko chwytem marketingowym.
Modernizacja nie zmieniła znacząco BMW serii 4 - symbolicznie odświeżyła je tylko, a czy owo odświeżenie odbyło się z korzyścią dla prezencji modelu, każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Bez zmian pozostał natomiast wyraźnie sportowy charakter samochodu, który jednak nie narzuca się kierowcy. Wystarczy jednak przełączyć auto na tryb Comfort, aby łagodnie i w ciszy przemierzać kilometry, delektując się błękitem nieba nad głową.
Testowana "czwórka" to zatem świetne połączenie sportu i komfortu, a do tego doskonale wykonane. Widać to było szczególnie w bogato wyposażonym testowanym egzemplarzu z wnętrzem wykończonym skórą i włóknem węglowym. Ciekawie też prezentowało się klasyczne połączenie brązowej skóry z zielonym lakierem. I tak, dla każdej osoby, która widziała to auto na żywo, było sporym zaskoczeniem, że kolor wpadający momentami w czerń, to tak naprawdę bardzo głęboka zieleń.
Smutną konstatacją jest natomiast fakt, że coraz trudniej o wskazanie konkurentów serii 4 cabrio. Nowe Audi A5 to teraz liftback oraz kombi, a marka z Ingolstadt całkowicie zrezygnowała zarówno z oferowania aut z nadwoziem coupe, a tym bardziej cabrio. Na posterunku pozostał na szczęście Mercedes, który co prawda ograniczył swoją ofertę kabrioletów z sześciu do dwóch, ale CLE jest właśnie bezpośrednim (choć teoretycznie zawieszonym między klasą średnią i wyższą) konkurentem serii 4. Do rywali możemy zaliczyć także Forda Mustanga Convertible, kuszącego wyjątkowym brzmieniem wolnossącej V-ósemki.
Na koniec odnotujmy, że za BMW M440i xDrive Cabrio trzeba zapłacić przynajmniej 385 tys. zł. Czy to dużo? Dla porównania Mercedes CLE Cabriolet jest droższy o 23 tys. zł, zaś M4 Cabrio (dla którego testowana odmiana będzie dla większości kierowców rozsądną alternatywą) kosztuje więcej o 150 tys. zł.