Bentley Continental GT Coupe V8. Angielski dżentelmen

Jednym z licznych, dziwnych pojęć, którymi operuje współczesny marketing jest "rozwiązanie trendujące". W motoryzacji od kilku lat bardzo mocno "trenduje" downsizing, czyli wymuszane stale zaostrzanymi normami ochrony powietrza ograniczanie pojemności silników. Downsizing nie omija również modeli luksusowych, co wcale jednak nie musi wpływać negatywnie na ich postrzeganie czy możliwości na drodze. Przekonaliśmy się o tym, goszcząc najnowszego Bentleya Continental GT Coupe V8.

Przyjechał na krótko, wyposażony w brytyjskie tablice rejestracyjne i specjalny dokument, adresowany "to whom it may concerned", w którym Bentley Motors Limited zapewnia o dopuszczeniu pojazdu (prawdopodobnie wciąż jeszcze nie homologowanego) do ruchu "on the Continent of Europe". Prezentował się dostojnie, a jednocześnie sportowo. Niczym noszący się z lekka konserwatywnie angielski dżentelmen, który swoją muskulaturą i  opalenizną pokazuje, że bardziej od cygar i whisky ceni windsurfing i grę w polo.

Powiedzmy od razu, że pomimo braku jakiejkolwiek krzykliwej ostentacji w swoim wyglądzie srebrny Bentley  Continental GT zwracał powszechną uwagę. Czy sprawiło to rzadko widywane u nas logo na masce? Gabaryty nadwozia, osadzonego na efektownych, 21-calowych kołach (opcja, w standardzie są dwudziestocalowe)? Eleganckie, pozbawione ramek drzwi? Cztery końcówki wydechu? A może po prostu ogólna prezencja tego zdecydowanie nietuzinkowego auta? Cóż, tego nie wiemy...  

Reklama

Recenzując samochody, piszemy często o przyjemności, którą dostarczają podczas jazdy kierowcy. Bentleyem nie trzeba jeździć. Wystarczy w nim posiedzieć. Umościć się w królewskich fotelach, zapewniających wszelkie wygody z kilkoma programami masażu włącznie. Rozkoszować się zapachem naturalnej, najwyższej jakości skóry. Dotknąć najprawdziwszego metalu i szlachetnego, eukaliptusowego drewna. Podziwiać precyzję ręcznego montażu. Włączyć topowej klasy zestaw multimedialny, sygnowany przez renomowaną markę Bang&Olufsen - z cyfrowym tunerem TV i, co stanowi dzisiaj już rzadkość, odtwarzaczem płyt CD (system ten wymaga dopłaty w wysokości, bagatela, ponad 6000 euro). Zachwycić się wyrafinowaniem licznych detali, choćby pokręteł służących do zmiany trybów jazdy i obsługi klimatyzacji czy nietypowych cięgien, za pomocą których reguluje się nawiew powietrza.

Cały wystrój kabiny Bentleya to jeden wielki "efekt wow!", po zapadnięciu zmroku dodatkowo potęgowany grą świateł. Komu to nie wystarcza, może za 4775 euro dokupić specjalny, obrotowy panel. Naciskamy guzik i zamiast gładkiego forniru naszym oczom ukazuje się ukryty w kokpicie (jakoś nie potrafimy przemóc się, by w tym przypadku użyć trywialnego określenia "deska rozdzielcza") ekran dotykowy. Naciskamy powtórnie i wyświetlacz zostaje zastąpiony przez trzy dzieła sztuki, przypominające drogocenne, ręczne zegarki: termometr, kompas i stoper. Wow do kwadratu...

Uczciwie zaznaczmy, że wspomniane cuda są przede wszystkim udziałem kierowcy i towarzyszącego mu pasażera. Bo choć formalnie Bentley Continental GT Coupe jest samochodem czteroosobowym, to na luksusy mogą liczyć tylko ci, którzy zajmują miejsca w pierwszym rzędzie. Oparcie przedniego fotela dotyka do siedziska fotela tylnego. Nawet gdy uda się nam skłonić zajmującego miejsce przed nami szczęściarza, by kosztem własnej wygody przesunął się w kierunku maski pojazdu i jakoś wcisnąć się w powstałą lukę, nie będziemy mieli gdzie schować stóp i zmieścić kolan.

Z głową wtuloną w ramiona, przy małych okienkach z zaskakująco szerokimi "parapetami" szybko zaczniemy cierpieć na klaustrofobię. O nie, ten model samochodu z pewnością trudno uznać za pojazd rodzinny - również z powodu bagażnika o pojemności kufra przeciętnego kompaktowego hatchbacka. To wóz dla bogatych singli i zamożnych bezdzietnych par, idealny do lansu w alpejskich kurortach, a jeszcze lepiej na kalifornijskich bulwarach z oceanem, palmami i jachtami w tle.

No dobrze, posiedzieliśmy, pooglądaliśmy, czas ruszać w drogę. Naciskamy przycisk z napisem "start engine". Wcześniej jednak uchylamy szybę w drzwiach. Po co? By wyraźniej usłyszeć fantastyczne dźwięki dobywające się z rur wydechowych. W Bentleyu Continental GT Coupe downsizing nie oznacza bowiem jakichkolwiek bolesnych kompromisów na rzecz ekologii. Trudno wszak za takie ustępstwo uznać zastąpienie monstrualnej, sześciolitrowej jednostki W12, czterolitrowym silnikiem V8. Który nie tylko świetnie brzmi, ale zapewnia również fenomenalne osiągi.

Zapinamy pas bezpieczeństwa, uprzejmie podsunięty przez elektryczny podajnik i wciskamy pedał gazu, by... od razu zdjąć z niego nogę. Auto wystrzeliwuje bowiem niczym z katapulty, w terenie zabudowanym błyskawicznie narażając kierowcę na utratę prawa jazdy. "Nasz" Bentley rozpędza się do 100 km/godz. po czterech sekundach od startu, a jego prędkość maksymalną producent określa na dokładnie 318 km/godz. (prędkościomierz wyskalowano do liczby 360).

Na autostradzie poczucie skrępowania przepisami ruchu drogowego i instynktem samozachowawczym jest nieco mniejsze, aczkolwiek i tutaj rzecz jasna nie poszalejemy. Nie mogąc w pełni uwolnić możliwości pozostających do naszej dyspozycji 550 koni mechanicznych i 770 niutonometrów momentu obrotowego skupiamy się na... Nie mylicie się - na przyjemności z prowadzenia TAKIEGO samochodu. Moc, dynamika, a jednocześnie poczucie bezpieczeństwa, zapewnianego przez czuwające nad nim rozliczne, obecne na pokładzie systemy (wybrzydzać można chyba jedynie na noktowizor, który co prawda wykrywa w ciemności żywe istoty, ale nie identyfikuje ich przez kolorowe podświetlenie, jak się to dzieje w topowych modelach innych luksusowych marek).

Zawieszenie z niewzruszoną wyniosłością ignoruje nierówności nawierzchni. Opór wyczuwalny na kierownicy dodaje pewności przy pokonywaniu zakrętów. Naciskając odpowiedni przycisk możemy wysunąć niewielki, tylny spojler, poprawiający aerodynamikę i stabilność pojazdu. W sprzyjających warunkach elektronika dezaktywuje połowę z ośmiu cylindrów, aby w ciągu zaledwie 20 milisekund, czyli zupełnie niezauważalnie, ponownie je włączyć. Jedziemy, płyniemy, jeszcze chwila, a wzniesiemy się ponad obłoki... Życie potrafi być piękne...

Angielska rodzina królewska ma germańskie korzenie. Prababka Elżbiety II mówiła po niemiecku. I nikomu to nie przeszkadza. Nikt przy zdrowych zmysłach nie uznał też za mezalians przejęcia w 1998 r. Bentleya przez koncern Volkswagen. To prawda, Continental GT Coupe V8 został zbudowany na niemieckim fundamencie (dzieli płytę podłogową z Porsche Panamerą, poprzednia generacja - z VW Phaetonem) i ma niemieckie serce w postaci  potężnego silnika, instalowanego również w innych modelach ze stajni VAG.

Jego jednoznacznie brytyjską tożsamość podkreśla jednak umieszczona w wielu miejscach (koła, pedał hamulca, zagłówki foteli, środek kierownicy, świetlny obraz, rzucany przez projektor na podłoże po otwarciu drzwi itp.) charakterystyczna, wpisana w skrzydła litera B. Znajdujemy tu też odwołania do historii słynnej marki, obchodzącej w tym roku stulecie swojego istnienia.

Bentley to brzmi dumnie. Ba, nazwę "Bentley" nosi nawet jeden z trybów jazdy (jest jeszcze Sport, Comfort i Custom). Zapewne ten uznawany za optymalny.

Na koniec wypada wspomnieć o cenie opisywanego cacka. Otóż udostępniony nam egzemplarz kosztuje 219 070 euro, z czego 45 570 euro przypada na wyposażenie dodatkowe.    

Dziękujemy firmie Bentley Katowice za udostępnianie samochodu.         


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy