Audi RS7. Jeżeli kogoś bardzo nie lubicie, zaproście go na przejażdżkę tym autem

Jeździliśmy samochodem Roberta Lewandowskiego! To znaczy - takim samym, jakim jeździ napastnik reprezentacji Polski i Bayernu Monachium. Ściśle rzecz biorąc - bardzo, bardzo podobnym, chociaż w innym kolorze i, uwaga, o 45 KM mocniejszym!

Jak wiadomo, strategicznym partnerem mistrza Niemiec jest Audi. Firma z Ingolstadt stawia do dyspozycji monachijskim piłkarzom całą, bogatą paletę produkowanych przez siebie aut. W ostatnim rozdaniu polski napastnik bawarskiej drużyny, podobnie zresztą jak Mats Hummels i Franck Ribery, wybrał model RS7 4.0 TFSI Sportback z ośmiocylindrowym silnikiem benzynowym V8 o mocy 560 KM i maksymalnym momencie obrotowym 700 Nm. Nieźle, nieprawdaż? A "nasz" egzemplarz, wersja specjalna Performance, był napędzany jednostką o mocy podniesionej do 605 KM!

Reklama

Są futboliści - ekscentrycy i celebryci, którzy uwielbiają błyszczeć. Tacy jak Pierre-Emerick Aubameyang, w którego garażu, jeśli wierzyć tabloidom, stoją:  Lamborghini Aventador i Gallardo, Masserati Gran Turismo, Porsche Cayenne, Porsche Mansory Panamera C One, Audi R8 V10, Aston Martin Mansory DB 9 Volante 2 oraz trzy Ferrari, w tym jedno złote, czyli w kolorze butów i futerek, w jakich lubi pokazywać się gwiazdor Borussi Dortmund. Są też sportowcy tacy, jak Robert Lewandowski, który, karmiony przez żonę budyniem jaglanymi i kaszą orkiszową, zdaje się mocno stąpać po ziemi. Audi RS 7 wydaje się doskonale pasować do jego zrównoważonego charakteru, bowiem w przeciwieństwie do innych aut, podkreślających swój temperament i wyjątkowość agresywnym wyglądem, jest pojazdem pod tym względem nad wyraz stonowanym. O sportowej, dynamicznej sylwetce rasowego coupe, ale pozbawionej przesadnych akcentów w postaci gigantycznych spojlerów, ogromnych, dziwnie usytuowanych wlotów powietrza czy niemal dotykających podłoża zderzaków. Owszem, wspiera się na wielkich, 21-calowych kołach, które jednak trudno byłoby nazwać monstrualnymi. Zgoda, ma solidne tarcze hamulcowe, ale ich zaciski nie krzyczą z daleka jaskrawymi barwami. Tak, dwie końcówki jego wydechu budzą swoim wyglądem szacunek, lecz w niczym nie przypominają, jak się to dzieje w niektórych samochodach, rufowej baterii dział pancernika "Schleswig Holstein".

Podobnie nienachalnie prezentuje się wnętrze RS7, do którego wsiadamy po otwarciu bezramkowych drzwi. W paru miejscach, m.in. na spłaszczonej u dołu kierownicy, dyskretnie umieszczono logo modelu. Pedały mają metalowe nakładki. Część deski i centralnej konsoli pokrywa karbonowa wykładzina o ciekawym wzorze. Nie znajdziemy tu jednak czerwonych pasów bezpieczeństwa, krzykliwych dizajnerskich detali, "wyczynowych" foteli, w które trudno wcisnąć ciało normalnie zbudowanego faceta, ledowego oświetlenia ze 150 kolorami do wyboru i tym podobnych bajerów. Jest za to typowa dla Audi znakomita jakość materiałów i staranność wykończenia.

Przed oczami kierowcy widnieją dwa duże, analogowe zegary prędkościomierza i obrotomierza. Miejsce między nimi zajmuje wyświetlacz, na który można przywołać informacje z komputera pokładowego czy fragment mapy nawigacji. Jakość grafiki - doskonała. Podstawowe informacje trafiają również na przednią szybę przez projektor HUD. Główny ekran systemu MMI, czyli informacji i rozrywki (wbrew aktualnej modzie nie jest dotykowy; funkcjami auta steruje się za pomocą dużego pokrętła na konsoli między fotelami kierowcy i pasażera oraz paru przycisków) samoczynnie wysuwa się z deski rozdzielczej po włączeniu zapłonu i chowa w niej na postoju. Takie rozwiązanie podoba się nam bardziej niż wyświetlacze na stałe sterczące nad kokpitem choć pewne obawy może budzić niezawodność mechanizmu obsługującego wspomniany ruch.

Elegancki, ładnie prezentujący się, świetnie wykończony i bogato wyposażony,  wygodny czterodrzwiowy liftback z przestronną, zwłaszcza w przedniej części, kabiną (z tyłu wysokim pasażerom będzie brakowało przestrzeni nad głowami; zastrzeżenia można mieć także do niezbyt pojemnego, płytkiego bagażnika). O wyjątkowości  Audi RS7  przekonujemy się dopiero po wciśnięciu przycisku z napisem Start Engine, zresztą dość nietypowo umieszczonego, bo na środkowej konsoli od strony pasażera. I to nie od razu, bowiem przy spokojnej jeździe samochód zachowuje się nad wyraz grzecznie:  nie poraża odgłosami silnika, gładko pokonuje nierówności nawierzchni, w dobrze izolowanej akustycznie kabinie cicho gra muzyka z markowego audio. Dopiero gdy...  Znacie piosenkę z Kabaretu Starszych Panów w wykonaniu Wiesława Gołasa, który śpiewał, że rankami zrywa się śliczny, liryczny i apetyczny, tu muśnie coś jak jaskółka, tu uśnie jak pszczółka? 

"Lecz gdy spłynie mrok wieczorny

Typem staję się upiornym:

Twarz mi blednie, włos mi rzednie,

Psują mi się zęby przednie.

A niech tylko wiatr zaśwista

W piekielnego wpadam twista.

Widząc mnie w piekielnym twiście

Zwariowali byli byście !

Lew by się ze strachu słaniał!

Jestem nie do wytrzymania,

Bo prócz wymienionych cech

Skręca mnie upiorny śmiech:

Cha, cha, cha!... Cha, cha, cha!..."     

Takie właśnie jest RS7 po przejściu w tryb Dynamic i przy gwałtownym naciśnięciu pedału gazu. Wtedy objawia się jego druga natura i budzą demony ukryte pod maską. Osiem cylindrów i 605 koni mechanicznych odzywają się z piekielnym rykiem. Skrzynia biegów tiptronic błyskawicznie zmienia przełożenia. Słychać wystrzały z rur wydechowych. Przyspieszenie (3,7 sekundy od zera do setki) wbija w fotel, ręce mimowolnie zaciskają się na kierownicy, czujecie suchość w ustach a serce podchodzi wam do gardła.

Jeżeli kogoś bardzo nie lubicie, zaproście go na przejażdżkę Audi RS7 4.0 TFSI Performance. Posadźcie na tylnym siedzeniu i poszukajcie drogi z długimi prostymi i licznymi sekwencjami ostrych zakrętów. Nie mówcie, że auto jest wyposażone w doskonały napęd na cztery koła quattro i liczne systemy bezpieczeństwa. Rzućcie za to mimochodem, że potrafi rozpędzić się do ponad 300 km na godzinę, chociaż dzisiaj raczej nie macie nastroju, by jeździć aż tak szybko. Gwarantujemy, że delikwent wysiądzie blady i rozdygotany. Wszak "Lewy", przepraszamy: "Lew by się ze strachu słaniał"...

Na koniec, dla zainteresowanych, krótka informacja o cenie Audi RS7 4.0 TFSI Performance. Mamy tu dwie wiadomości, jedną dobrą, drugą złą. Zaczniemy od tej pierwszej - testowany przez nas samochód jest dokładnie o 183 tys. zł tańszy od Porsche Panamery Turbo, którym też niedawno mieliśmy okazję jeździć. A teraz ta druga, gorsza - tańszy to nie znaczy, że tani, bowiem auto spod znaku czterech pierścieni i tak kosztuje 750 tys. zł. Kwota astronomiczna.      

Czy dlatego Robert Lewandowski zamiast ekstremalnej 605-konnej wersji Performance wybrał wybrał Sportbacka 560 KM? E tam... Stać go na każdy wóz.  Zresztą i tak wszelkie koszty związane z zakupem i eksploatacją samochodów piłkarzy Bayernu zapewne bierze na siebie Audi. A są one niemałe nie tylko ze względu na ceny aut. Według wskazań komputera pokładowego RS7 zużywa średnio około 19 litrów benzyny na 100 km. W gęstym ruchu miejskim - jeszcze o kilka litrów więcej. 

Koszmarnie drogi samochód z monstrualnie wielkim, potwornie mocnym, straszliwie paliwożernym, czyli absolutnie niedzisiejszym silnikiem i piekielnymi osiągami? Ależ jak najbardziej. Jeśli tylko kogoś stać na takie cudo.           

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy