Abarth 595 Competizione. Diabeł w ciele "Pięćsetki"

Rasowym bulgotem silnika i czterema "lufami" wystającymi z tyłu budzi respekt. Sylwetką lubianego fiata 500, sympatię. Abarth 595 to ciekawa propozycja kompromisu pomiędzy autem cywilnym a wyczynowym za rozsądne pieniądze.

Pierwszy raz w życiu zdarzyło nam się jeździć samochodem budzącym tak duże a zarazem nieskrępowane  i niepodszyte zawiścią zainteresowanie. "Co to za auto?", "ile pali"..."jaki ma silnik"...- pytali kierowcy na światłach i przechodnie na ulicy. To było fajne, bo podobne i większe samochody z górnej półki też przyciągają spojrzenia a mimo to, oddziela je od ludzi niewidzialna bariera.

Nikt nie zapyta, nikt się nie uśmiechnie,  nie uniesie kciuka w górę, jak na widok usportowionej "Pięćsetki". Za jej kierownicą można się poczuć królem szos, ale królem lubianym przez poddanych.

Reklama

Znak Skorpiona

Abarth to istniejąca od 1949 r. sportowa marka Fiata. Koncern kupił ją w 1971 r. Wcześniej Abarth jako osobna firma "usportawiał" niektóre modele Renault, Alfa Romeo czy Simca. Współpracował też z Ferrari i tworzył własne bolidy przeznaczone do udziału w rajdach.

Graficznym wyróżnikiem Abartha jest czarny skorpion na czerwono-żółtej tarczy. To pamiątka po założycielu marki - Carlo Abarth był spod znaku Skorpiona. Skorpion stał się symbolem firmy.

Znak Abartha występuje na karoserii, pokrywie silnika ale też na takich detalach jak korek wlewu paliwa czy oleju.

Po raz pierwszy w ciele "Pięćsetki" Abarth pojawił się w połowie lat 60. Odnosił wtedy sukcesy w Europejskich Mistrzostwach Samochodów Turystycznych. Ale na większą skalę Abartha jako luksusową markę Fiata wprowadzono w latach 2007-09. Chociaż można ją teraz spotkać w innych modelach koncernu, to kojarzy się przede wszystkim z "Pięćsetką", której promocji towarzyszyła w 2008 r. na targach w Genewie.

Od tego czasu Abarth (tak jak cała "Pięćsetka") produkowany jest w Tychach, w ilości ok. 5 tys. sztuk rocznie.

Abarth 595 Competizione, którego testowaliśmy, to najwyższa wersja modelu. Silnik 1.4 multijet doładowany jest tu do 180 koni mechanicznych. Testowany egzemplarz miał już 30 tys. km przebiegu. Nie było czuć zużycia, mimo że auta nie oszczędzano (był już po pierwszej zmianie opon i tarcz hamulcowych).

Do szpanu i na trasę

Przejechaliśmy nim w różnych warunkach ponad 2,5 tys. km w tym dwa razy trasę liczącą  500 km.

I właśnie najciekawsze wrażenia mamy z długich tras. Po pierwsze spalanie. Mimo że na odcinkach autostradowych (170 km. autostrady na odcinku 300 km.) staraliśmy się nie oszczędzać, to średnia (mierzona "od korka do korka") wyszła nieco ponad 7 litrów. Jeszcze mniejsze spalanie (nawet w okolicach 5 l./100) daje spokojniejsza i zgodna z przepisami jazda po drodze ekspresowej.

Abarth ma zresztą dwa tryby jazdy: oszczędny i "sport". Każdy po przełączeniu, zmienia wygląd cyfrowych zegarów na desce rozdzielczej. W trybie sportowym zegar główny przybiera "rajdową" czerwień i budzi się wskaźnik ciśnienia oleju. W trybie oszczędnym, na zegarach pojawia się sylwetka auta i więcej informacji z komputera.

Oczywiście nie trzeba jeździć oszczędnie, a Abarth nie jest do tego przeznaczony.  Przy ostrej jeździe Abarth pali "ile widzi". Maksymalnych możliwości w tym zakresie nie sprawdziliśmy.

Sprawdziliśmy za to, że w każdej sytuacji auto błyskawicznie zbiera się do walki, a przyspieszenie przy kolejnych przełożeniach jest linearne. To zasługa seryjnie zastosowanego w silniku  systemu Torque Transfer Control (odpowiednik tzw. "szpery") który równomiernie rozkłada moment obrotowy na napędzane koła.

Abarth jest też stabilny nawet w ekstremalnych sytuacjach. Precyzyjnie działający układ kierowniczy z wyraźnym oporem na kierownicy daje sygnał o położeniu przednich kół.  Zawieszenie (firmy Koni) na pozór bardzo sztywne, po przejechaniu większego dystansu pokazuje precyzję swojego działania.

No właśnie. Dłuższa jazda. Wydawałoby się, że kubełkowe sportowe fotele i sztywne zawieszenie nie będą jej sprzyjać. Tymczasem po kilku godzinach w tym aucie kierowca i pasażer nie powinni czuć zmęczenia. Spokojnie można wybrać się w podróż po Europie.

Oczywiście z pasażerem siedzącym przy kierowcy. Nie będzie narzekał. Miejsca z tyłu, chociaż oczywiście są, należy traktować jako teoretyczne. Rodzinny samochód to nie jest.

Jak w rasowej V8

Doładowany silnik 1,4 z turbiną Garret występuje w 3 wersjach mocy: 145 KM ma "zwykły" 595 Abarth, 165 KM  595 Abarth Turismo i 180 KM Abarth Competzione, którego testowaliśmy.

Na niższych obrotach jest lekko leniwy, wręcz ospały ale to tylko pozory, po wkręceniu na nieco wyższe rejestry jesteśmy światkami przebudzenia bestii o przepięknie brzmiącym pomruku przechodzącym w delikatny bulgot i zachwycający ryk, jak w rasowej amerykańskiej  V8. Tylko miejsca mniej w kabinie. Tę paletę dźwięków zawdzięczamy układowi wydechowemu "record monza dual mode" ze wspomnianymi "czterema lufami" i wyraźnie widocznym dyfuzorem z tyłu.

Wypasiony asceta

Elegancko dobrane wnętrze mogłoby być nawet bardziej ascetyczne. To w końcu samochód sportowy. Dobrze, że jest lusterko fotochromatyczne, chroniące przed oślepieniem. Klimatyzacja jednostrefowa, ale w  tak małym aucie dwustrefowa byłaby bez sensu. Tak jak chyba zniewagą dla sportowego charakteru byłby tempomat, który jednak przydałby się na trasie.

Wypasiony za to jest panel multimediów. 7-calowy dotykowy ekran z radiem i nawigacją steruje systemem u-connect. Przyciski intuicyjne, aluminiowa dźwignia zmiany biegów, skórzana kierownica z dodatkiem włókien węglowych.

Klasą samą w sobie są siedzenia (Sabelt- skóra plus alcantara) Wyglądają na takie, które wytrzymają długotrwałe przeciążenia, bez charakterystycznego w dwudrzwiowych pojazdach rozchwierutania. Mechanizm pochylania foteli uruchamia się za pomocą designerskich ale bardzo solidnych czerwonych dźwigni, przypominającej element wyposażenia samolotu bojowego.   

Prędkość prawie maksymalna

Abarth w swojej topowej wersji ma wszystko, co dobrego wymyślono w sferze poprawy bezpieczeństwa i poprawy jakości jazdy: czujniki ciśnienia w oponach, systemy ESC, ASR, MSR, HBA oraz Hill Holder, poduszki centralne, boczne i kurtyny powietrzne, system przeciwpożarowy. Czujniki odległości są tylko z tyłu. Mocniejsze niż w standardowych modelach są hamulce ( wentylowane tarcze, zaciski BREMBO) Zawieszenie na amortyzatorach KONI  z systemem wytłumiającym (FSD)

Osiągi? O spalaniu już wspominaliśmy. Od zera do setki Abarth dochodzi w 6.7 s. Potwierdziliśmy. Prędkość maks. 225 km/h. Nie potwierdziliśmy.

Podsumowanie

Kupując 180 konnego Abartha mamy za ok. 100 tys. zł. auto do skutecznej jazdy po mieście. Na światłach daje radę każdemu przeciętniakowi  z grupy Audi czy BMW (a przecież o to chodzi).  Co zaskakuje - jest też całkiem wygodne na trasie. Przy bardziej agresywnej jeździe zaczyna się czuć, by mogło być jeszcze sztywniejsze. Ale rozumiemy trudny kompromis pomiędzy codziennym użytkowaniem, a nieco bardziej sportową jazdą.

Co byśmy zmienili? Parę drobnych rzeczy: skoro nie ma możliwości regulacji siedzeń w pionie, to jednak prosiłoby się o regulację wysokości pasów bezpieczeństwa.

Warto by też bardziej dopieścić przestrzeń między bagażnikiem a tylnymi fotelami. Gołe metalowe "plecy" siedzeń są zbyt spartańskie na tak wysoki model. No i komora silnika. Jest piękna w czerwieni  i oksydowanym wykończeniu. Ale po otwarciu trzeba ją podpierać standardowym metalowym "patykiem". Prosimy o podpórkę na teleskopie.

Uwaga poważniejsza: rozwiązanie tylnego zawieszenia (belka skrętna) w tym akurat modelu pozostawia niedosyt. Jego zamiana na wielowahaczowe poprawiłaby wyraźnie prowadzenie w zakrętach.

Wojciech Czuchnowski&Tomasz Olszowski

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy