Załóż okulary, bo zmarzniesz i nic nie zobaczysz. Oto Audi activesphere
Kolejny pojazd koncepcyjny Audi jest SUV-em, ale może się przeobrazić w coś przypominającego pickupa. I da się poprowadzić, ale pełnię swoich zalet prezentuje dopiero w trybie jazdy autonomicznej.
Wydawało się, że będą trzy, ale jednak pojawił się czwarty. Najpierw Audi pokazało inspirowanego Horchem 853 roadstera skysphere, potem "czterodrzwiowy model GT" grandsphere i do kompletu: urbansphere - połączenie luksusowego środka transportu z przestrzenią biurową. Żaden z tych pojazdów nie został jednak zaprojektowany do podróżowania poza utwardzonymi drogami, do czego przystosowana jest cała sub-rodzina modeli Allroad, będąca ważną częścią historii marki. Kwestię tę rozwiązuje dzisiejszy bohater.
Logo Audi składa się z czterech pierścieni, więc w sumie nikogo nie powinno dziwić, że activesphere pojawia się jako dopełnienie rodziny "-sphere". Pomysł na ten pojazd jest o tyle nietypowy, że Audi nie było w stanie określić rodzaju nadwozia żadnym stosowanym wcześniej pojęciem. Ma coś z crossovera, trochę z SUV-a, a jak trzeba, to nawet z pickupa i pewnie dlatego twórcy określili ten rodzaj nadwozia jako "active Sportsback".
Activesphere ma aż 4,98 metra długości, jest szerokie na 2,07 m i wysokie na 1,6 m. Niemal trzymetrowy rozstaw osi (dokładnie 2,97 m) obiecuje sporą przestrzeń w kabinie, a krótkie zwisy i duży prześwit - zdolności do jazdy w terenie. Audi precyzuje, ze kąt natarcia to 18,9 stopnia, a kąt zejścia - 28,1 stopnia. Audi niestety nie podaje informacji o prześwicie - określa go tylko jako "uderzający" i uszczegóławia, że w trybie off-road rośnie on o 40 mm.
Jednak to nie kąty, prześwity i inne cyferki są najważniejsze w samochodzie koncepcyjnym. Ma on raczej pokazywać, co zaskakującego, nowatorskiego i jedynego w swoim rodzaju może zaproponować producent z Ingolstadt swoim klientom w przyszłości. W przypadku activesphere takim rozwiązaniem jest transformacja tylnej części nadwozia. Jeśli potrzeba, tylna część karoserii może się rozłożyć udostępniając przestrzeń do transportu przedmiotów o nietypowych kształtach, no. ponadgabarytowego sprzętu sportowego. W efekcie auto wygląda tak:
Tu warto od razu zaznaczyć, że po otwarciu "rufy" za fotelami tylnego rzędu rozkłada się ścianka izolująca kabinę od zawartości paki. I nie jest to jedyny element wnętrza, który można modyfikować.
Audi wierzy, że kiedyś w końcu zaczniemy być wożeni przez samochody i przestaniemy je prowadzić. Volkswagen ma w tej materii kompletne plany, program MOIA zakłada, że autonomiczne taksówki będą wozić pasażerów już w 2025 r. Audi nie jest takie precyzyjne, ale activesphere zaprojektowało tak, żeby można je było prowadzić:
Ale żeby również prowadziło się samo:
Przejście z jednego do drugiego stanu odbywałoby się za naciśnięciem przycisku. Po schowaniu kierownicy siedzący z przodu mieliby do dyspozycji przestrzeń do odpoczynku, na końcu której znajduje się przeszklony pas przedni auta, pozwalający na oglądanie tego, co się dzieje bezpośrednio przed nim. Informacja prasowa nie wyjaśnia, czy Niemcy wymyślili jakiś automatyczny system usuwania owadów, które pewnie szybko ograniczyłyby przejrzystość tego elementu.
Nic to jednak nie szkodzi, bo siedzący w kabinie mają mieć ciekawsze rzeczy do oglądania.
W dobie wyświetlaczy zawłaszczających coraz większe przestrzenie w kabinach współczesnych aut, jest to wyjście mocno zaskakujące. Szczególnie, jeśli zwrócimy uwagę, że poza ekranami w kabinie nie uświadczymy też przycisków ani pokręteł. Zamysł jest taki, żeby wszystkie te elementy zastąpić... okularami.
Chodzi o okulary, które działają podobnie jak wizjery w hełmach wojskowych pilotów. Po ich założeniu kierowca otrzymywałby wszelkie potrzebne informacje po prostu patrząc przed siebie. Co więcej, rozszerzona rzeczywistość miałaby mu też pozwalać na obsługiwanie pokładowego instrumentarium, przy wykorzystaniu gestów. Nawigacja, muzyka, klimatyzacja - nie ma fizycznych elementów pozwalających na ich obsługę. Trudno to wyjaśnić, więc najlepiej obejrzeć o tym film:
Na pierwszy rzut oka nie wygląda to wcale na mniej skomplikowane i bezpieczniejsze niż np. regulacja temperatury poprzez przekręcenie pokrętła klimatyzacji. Co więcej, brak fizycznych elementów obsługi oznacza konieczność korzystania z okularów - bez nich kierowca ma do dyspozycji tylko kierownicę, pedały i malutki wyświetlacz pokazujący tylko prędkość z jaką porusza się auto oraz zasięg.
Swoje okulary mógłby dostać każdy z pasażerów i w zależności od ochoty wszyscy mogliby oglądać te same treści, albo każdy korzystałby z tego co chce. I korzystaliby z nich nie tylko w aucie - producent snuje wizję, że mogłyby one np. przydać się na stoku, gdzie wskazywałyby drogę podczas zjazdu na nartach. Albo podczas przejazdu rowerem po lesie.
Producent jest rozbrajająco szczery i przyznał, że dla designerów kilowaty i kilometry na godzinę oraz przyspieszenie nie są najważniejszymi elementami projektu. Na końcu wspomina jednak, że zamysł jest taki, by auto bazowało na platformie Premium Platform Electric, korzystało z akumulatorów o pojemności 100 kWh i było napędzane dwoma silnikami elektrycznymi o sumarycznej mocy 435 KM.
Kiedy i czy w ogóle zobaczymy ten samochód w produkcji - tego możemy się tylko domyślać. Pewnie w postaci bliskiej konceptowi pojawić się on nie może, ale można się spodziewać, że w kolejnych elektrycznych modelach marki zobaczymy realizację części założeń zaprezentowanych tu po raz pierwszy.
***