Elektryczny samochód terenowy. Czy to się może udać?

Oszałamiająca kariera Tesli przekonała inwestorów, że na elektrycznych pojazdach da się zarobić. W efekcie za Oceanem powstało kilka ciekawych motoryzacyjnych „startupów” szukających dla siebie miejsca na motoryzacyjnym rynku.

Jedną z tego typu inicjatyw jest założona niedawno w Hobart w stanie Nowy Jork firma o nazwie Bollinger Motors, która postawiła sobie za cel zbudowanie pierwszej "prawdziwej" terenówki z napędem elektrycznym.

Chociaż montowanie w aucie o stricte terenowym charakterze ciężkich baterii wydaje się niezbyt rozsądne, nie jest to do końca szalony pomysł. Silniki elektryczne uzyskują wysoki moment obrotowy od najniższych obrotów, co oznacza, że można np. zrezygnować z reduktora. Jeśli zdecydujemy się na jednostki napędowe montowane w piastach kół, zbędne okażą się też inne elementy przeniesienia napędu: skrzynia rozdzielcza, wały czy mechanizmy różnicowe. W jaki sposób podeszli do problemu amerykańscy inżynierowie?

Reklama

Bollinger B1 Electric Truck - bo tak właśnie brzmi oficjalna nazwa pierwszego modelu firmy - z wyglądu przypomina klasyczne Land Rovery. Postawiono na, gwarantujące dużą przestrzeń, pudełkowate kształty i niewielkie gabaryty. Auto mierzy zaledwie 3,81 m długości, 1,94 m szerokości i 1,86 m wysokości. Rozstaw osi to 2,66 m, prześwit - aż 39 cm! Samochód może się też pochwalić rewelacyjnymi kątami natarcia (56 stopni), zejścia (53 stopnie) i rampowym (33 stopnie).

Za napęd odpowiadają dwa silniki elektryczne - po jednym na każdą z osi pojazdu. W takim układzie nie dało się jednak zrezygnować z mechanizmów różnicowych (oba otrzymały blokady). Kierowcy nie powinni za to narzekać na brak mocy. Elektryczne silniki trakcyjne pracować mogą w kilku trybach (symulowane działanie reduktora). W sumie do dyspozycji jest aż 370 KM i - uwaga - 640 Nm!

Producent przewidział dwa zestawy baterii. Podstawowy, o pojemności 60 kWh, zapewnia zasięg 120 mil i wymaga trwającego 7 godzin ładowania (jeśli korzystamy ze zwykłego gniazdka). Większy (100 kWh) pozwala pokonać autem do 200 mil. Ładowanie zajmuje jednak aż 12 godzin. 

Gotowy do jazdy Bollinger B1 legitymuje się masą blisko 1,8 tony. Co ciekawe, samo nadwozie waży zaledwie 133 kg. Samochód może się też pochwalić idealnym rozkładem masy - na każdą z osi przypada dokładnie po 50 proc. ciężaru.

Auto ma całkowicie płaską podłogę na całej długości kabiny. Ciekawym rozwiązaniem jest chociażby otwierany luk w pasie przednim pozwalający na przewożenie długich przedmiotów (podobne rozwiązanie stosowali niegdyś inżynierowie Autosanu dostosowujący model H9 do transportu rannych). Sama karoseria ma segmentową budowę, co oznacza, że dysponując podstawowym zestawem narzędzi można przekształcić czteroosobowy pojazd w dwuosobowego pickupa. Standardowe wyposażenie obejmować ma m.in. hydrauliczną wyciągarkę.

Póki co Bollinger B1 nie jest jeszcze modelem produkcyjnym. Ostateczna wersja zadebiutować ma pod koniec roku. Tajemnicą pozostaje również cena. Po jej ogłoszeniu producent - wzorem Tesli - planuje przyjmować zamówienia potwierdzone depozytami w wysokości 1000 dolarów. Według przedstawicieli Bollinger Motors aktualnie chęć nabycia elektrycznej terenówki wyraziło już około 6 tys. potencjalnych klientów.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama