Koniec świata. Mini terenówką

Anglicy nigdy nie spodziewali się chyba, że kiedykolwiek wyprodukują "terenowe" mini, ale czego nie robi się dla klientów.

Dziś, jeśli marka chce cieszyć się sympatią nabywców musi mieć w ofercie miejskiego terenowa, i nieważne czy jest to wielki i drogi SUV czy raczej niezbyt duży (i równie drogi) crossover.

Na salonie w Detroit, pracujący ku chwale BMW Anglicy zaprezentowali ciekawy koncept o nazwie beachcomber. Plażowe auto miało jednak kilka wad. Jako największą z nich wymienić można chociażby brak drzwi...

Teraz, po wielu miesiącach niepewności i mydlenia oczu Mini opublikowało jednak pierwsze oficjalne zdjęcia produkcyjnej wersji miejskiej terenówki - mini countryman.

Prawdę mówiąc, nie jesteśmy zaskoczeni. Zgodnie z przewidywaniami, to pierwsze auto spod znaku Mini, którego długość przekracza cztery metry. Inżynierowie podeszli do swojej pracy nieco bardziej zachowawczo, niż chociażby w clubmanie.

Reklama

Countryman ma np. standardową, jednoczęściową klapę tylną, zamiast dzielonych, dwuskrzydłowych drzwi przypominających nieco szafę lub... karawan.

Opublikowane zdjęcia przedstawiają pojazd w usportowionej wersji S napędzany 1,6 litrowym benzynowym silnikiem pochodzącym z coopera S. Doładowana jednostka rozwija 186 KM. Producent nie ujawnił jeszcze żadnych danych technicznych, ale możemy być pewni, że pod maskę countrymana trafi również 112 konny, 1,6 litrowy diesel, który spełnia normy emisji spalin euro V. Premiera samochodu szykowana jest na marcowy salon w Genewie. Auto trafić ma na rynek w drugiej połowie roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: auto | anglicy | koniec świata
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy