Ferrari twierdzi, że wcale nie pokazało SUV-a. Czym zatem jest Purosangue?
Ma konkurować z Lamborghini Urus, Bentleyem Bentaygą i Astonem Martinem DBX, a nawet nie jest SUV-em. Włosi stworzyli nowy segment.
Marketingowa zasada mówi, że żeby osiągnąć sukces, musisz być albo pierwszy, albo najlepszy. W zależności od tego, jak spojrzymy na Purosangue, można powiedzieć, że Ferrari zrealizowało oba te cele.
Od debiutu pierwszego Porsche Panamera dla wszystkich było jasne, że każda szanująca się marka premium musi mieć w portfolio SUV-a. Najlepiej wielkiego i koniecznie irracjonalnie mocnego. Bentley, Rolls-Royce, Lamborghini, Aston Martin - o żadnej z tych marek nie można powiedzieć że "samochód sportowo-użytkowy" leży w jej DNA, ale jednocześnie dla każdej z nich ten typ okazał się kurą znoszącą złote jaja. Aż dziwne, że Ferrari czekało tak długo z wprowadzeniem swojego konkurenta dla wyżej wymienionych. Ale w końcu jest.
Wielkie, niemal pięciometrowe (ma dokładnie 4973 mm długości), z czworgiem drzwi i czterema miejscami siedzącymi. Z drzwiami otwieranymi "na szafę" jak w Cullinanie - przednie otwierają się normalnie, tylne - pod wiatr, maksymalnie pod kątem 79 stopni. W kabinie ma cztery osobne fotele o sportowym charakterze - mocno rzeźbione i ukształtowane tak, by zapewniać jak najlepsze trzymanie ciała w zakrętach.
We wnętrzu wyjątkowym rozwiązaniem, jak na dzisiejsze czasy, jest brak ekranu centralnego. Kierowca ma swój za kierownicą, a przedni pasażer – swój powyżej schowka na rękawiczki. Na środku wygospodarowano miejsce na niewielki panel sterowania, ale ekranu poskąpiono. I dobrze, dzięki temu w kabinie Purosangue jest trochę jak w sportowym 296.
Skoro na rynku jest ostatnie, musiało być wyjątkowe. I jest, bo jako jedyne we wspomnianym gronie ma pod maską 6,5-litrowy, wolnossący silnik V12. Generuje on 725 KM mocy i 716 Nm momentu obrotowego. Co na to konkurenci? 12 cylindrów może mieć Bentayga i Cullinan, ale oba są słabsze. Podobną moc ma Aston Martin DBX 707, ale z doładowanego V8. W sprincie do setki tempo Purosangue (3,3 s) potrafi utrzymać Urus i DBX, ale prędkości maksymalnej Ferrari, wynoszącej ponad 310 km/h, nie osiąga żaden z nich. Patrząc więc na parametry techniczne można założyć, że Ferrari Purosangue, mimo że nie pojawiło się pierwsze, jest od konkurentów lepsze.
Benedetto Vigna - CEO Ferrari - zaznaczył to wprost podczas prezentacji, a w informacji prasowej słowo SUV pada tylko raz - w stwierdzeniu, że Purosangue jest zupełnie inne od „tak zwanych SUV-ów i crossoverów”. Nie jest też współczesnym Gran Turismo, bo ze swoim mocno cofniętym w głąb kabiny silnikiem i skrzynią zamontowaną z tyłu może pochwalić się rozkładem mas kojarzonym z najlepszymi autami sportowymi (49 proc. przód, 51 proc. tył). 18-centymetrowy prześwit potwierdza, że pomimo napędu na cztery koła nie ma ambicji, by odnaleźć się poza asfaltem.
Czym jest więc nowe Ferrari Purosangue? Włosi twierdzą, że to auto jedyne w swoim rodzaju, które tworzy nowy segment i w związku z tym nie ma bezpośredniego konkurenta. Nie musi więc konkurować z nikim, ale może podbierać klientów każdemu. I będą to klienci niezwykle zamożni, bo podobno gdy w przyszłym roku wjedzie na rynek, trzeba będzie zapłacić za nie co najmniej 400 tys. dolarów, czyli niemal 2 miliony złotych.
***