7,5 cm więcej...
Właściwie ten tekst powinien powstać w dwóch wersjach - pierwszej na drogi europejskie i drugiej na drogi "europejskie".
Cudzysłów jest zamierzony, a dlaczego? O tym już za chwilę.
Forester zyskał sobie doskonała opinię jako crossover czyli nieco większa wersja osobówki, o większym prześwicie i z paroma innymi gadżetami, które mają mu przydać "terenowości". Pierwsza generacja (97-02) to absolutny ascetyzm w najlepszym tego słowa wydaniu. Proste linie, funkcjonalny kokpit i jak zwykle flat four znany również jako czterocylindrowy silnik benzynowy w układzie bokser - znak firmowy Subaru.
Druga odsłona (03-07) to potężniejsza sylwetka i nieco szersza gama silników - poza 2.0 i 2.5 wolnossącymi i 2.0 turbo doczekaliśmy się 2.5XT - 226-konny potwór, który setkę osiągał w okolicach magicznych 6 sekund. Niezmiennie chwalone były właściwości trakcyjne auta - nisko położony środek ciężkości i stały napęd 4x4 robiły swoje - właściwie nuda i brak akcji.
No i przyszedł czas na trzecią generację czyli MY09.
Wylatujemy z zimnej i wietrznej Warszawy, parę godzin później lądujemy w Salonikach. Temperatura około 20 stopni, chowamy wstydliwie zimowe kurtki. Właśnie rozpoczyna się europejska premiera forysia.
Ciąg dalszy na następnej stronie
Pierwsze wrażenie - jakiś on duży. Z czegoś niewiele większego od przyzwoitego auta segmentu C wyrosło nam coś kształtu przynajmniej outlandera. Rozdęty przedni spojler tylko wzmaga to uczucie.
Czas na cyferki: 90 mm większy rozstaw osi, długość +75 mm, szerokość +45 mm, a wysokość o "skromne" 110 mm. W środku duuużo miejsca. Wystarczająco, aby zmieścić rodzinę teściową i psa, nie zapominając o niezbędnych bagażach.
Do dyspozycji mamy wolnossące modele 2.0. Kluczyk wskakuje na swoje miejsce, silnik zaczyna gadać i...wszystko niby fajnie, ale trudno zrozumieć tę niechęć Fuji Heavy Industries do chwalenia się bulgotem boksera. Panowie - kierowcy mają swoje uszy i jeśli do tej pory nie narzekali na jeden z najpiękniejszych gangów, to nie ma powodu wierzyć, że teraz będzie inaczej.
Zresztą nowy WRX ma podobną przypadłość - chyba, że gdzieś wśród dodatkowych akcesoriów drzemie stetoskop, który można podpiąć pod któryś z kolektorów. Rozumiemy, że pewnie to auto będzie sprzedawać się najlepiej za wielką wodą, a tam nie słucha się niczego poniżej 5 litrów pojemności, może jednak zdecydować się na zdecydować się na serię specjalną, którą można by oznaczyć "sound guaranteed" - powodzenie zapewnione.
OK - koniec żartów. Mapa do ręki i ruszamy. Bardzo długa jedynka - ciągnie do 60 km/h, dwójka niewiele gorsza - odcięcie następuje w okolicach 105 km/h. 150-konny bokserek kręci się aż miło.
Oczywiście nie ma mowy o wciskaniu w fotel, ale jak na takiego sporego byka jeździ się całkiem przyjemnie. Auto ma spory zapas przyczepności, nie jest łatwo doprowadzić opony do piszczenia, z drugiej jednak strony nie sądzimy, aby ktoś kupował tę wersję wyłącznie do startów spod świateł.
Ciąg dalszy na następnej stronie
Rzut oka na deskę - wielki telewizor z ekranem dotykowym nie pozostawia wątpliwości, że to jednak nie jest auto dla wielbicieli off-roadu.
Czas wyjaśnić, skąd w pierwszych akapitach tego tekstu podział na dwie wersje tekstu. Otóż - tak w kabinie jest sporo plastiku. Kolejne tak - plastik ów jest twardy i może nie do końca przyjemny w dotyku. Cóż - Subaru nigdy nas nie rozpieszczało, na każdym kroku podkreślając, że ważniejsza jest funkcjonalność, aniżeli miłe, ale nie mające specjalnego wpływu na jazdę drobiazgi.
Wyobraźmy sobie teraz, że kupujemy nowego forestera, jeździmy nim 10 lat po gładkich drogach. Nawet niekoniecznie autostradach, ale po prostu gładkich drogach - europejskich. Czy ktokolwiek przyczepiłby się do tych przeklętych plastików? Jeśli nie wydają dźwięków, należy się do nich przyzwyczaić i zaręczamy, że w zamian za niewielkie braki w estetyce, Subaru potrafi odwdzięczyć się bezawaryjną eksploatacją i doskonałą trakcją.
Weźmy się teraz za znany w Europie kraj z największą ilością bajek o autostradach, z koleinami głębokości Rowu Mariańskiego i poprzecznymi nierównościami przypominającymi próg skoczni mamuciej. Wiecie już, o co mi chodzi? Dlaczego auto pokroju forestera musi cierpieć nie za swoje grzechy, bo przecież wszyscy będą pisać o skrzypiących plastikach. Jeśli nie teraz, to w testach samochodów używanych za parę lat. Mała szansa, ze będzie inaczej.
Na razie jednak mamy do pokonania 80 km równych greckich dróg - tak autostrad, jak i krętych szos między wzgórzami. Nie ma się do czego przyczepić - rozpędzanie do 150 km/h nie przypomina tytułu książki "Stąd do wieczności", komfort doskonały, przy wyższych prędkościach zaczyna być słyszalny szum wiatru. Niestety, nie jest to "zasługą" bezramkowych szyb w drzwiach - ten kolejny smaczek w talii aut spod znaku Plejad po prostu zniknął.
Ciąg dalszy na następnej stronie
Może zawieszenie nie jest aż tak dobre, aby pewnie pokonywać ostre i wąskie zakręty z dużą prędkością, ale jeszcze raz pojawia się pytanie - czy to jest aż tak ważne w aucie, które nie pretenduje do miana sportowego?
Powrót to ekstra dawka adrenaliny na szutrze bocznych dróg i tu zaskoczenie. Wszystkie wady auta po prostu znikają - zawieszenie doskonałe amortyzuje nierówności, jest absolutnie przewidywalne w zakrętach - odpuszczenie gazu przed zakrętem, mocny skręt kierownicy i dodanie gazu na wyjściu. Foryś robi dokładnie to, o co się go prosi i właściwie nie zdarza się, aby przywoływał na pomoc ESP (wyłączalne!).
Wyjazd na asfalt i żal, że zabawa trwała tak krótko. Aż szkoda tego auta dla amerykańskich gospodyń domowych do odwożenia swoich pociech do szkoły.
A my niecierpliwie czekamy już na wersję turbo, bo bokser jest fajny, ale świstawka to to, co wszystkie boksery lubią najbardziej.
Oceń swoje auto. Wystarczy wybrać markę... Kliknij TUTAJ.