Suzuki Jimny znika z Europy?

Pojawiły się niepokojące wieści dotyczące tego sympatycznego, małego offroadera. Wiele wskazuje na to, że model ten zniknie z Europy, a winne są oczywiście normy emisji spalin.

Pod maską Suzuki Jimny pracuje prosta, wolnossąca jednostka o pojemności 1,5 l i mocy 102 KM. Napędza ona samochód o masie własnej 1,1 t. Czy to przepis na paliwożernego krążownika szos? Oczywiście, że nie. Ale ponieważ taka jednostka nie ma tej przewagi, co małe, doładowane silniczki (podczas pomiarów homologacyjnych pali mniej więcej tyle, ile realnie), uważane jest za truciciela.

Chodzi konkretnie o normy emisji CO2. Od początku roku samochody, które przekraczają poziom 95 g CO2/km objęte są karą 95 euro za każdy gram ponad limit. Jimny emituje niestety aż 178 g CO2/km. Oznacza to, że każdy sprzedany egzemplarz oznaczałby dla Suzuki naprawdę sporą karę. Karę o którą Japończycy musieliby podnieść cenę modelu, żeby jego sprzedaż nadal była opłacalna. Licząc na szybko wychodzi nam 77 900 zł obecnej ceny auta plus ponad 33 tys. zł kar za przekroczenie emisji. Drogo.

Reklama

Podobno jednak jest nadzieja - według nieoficjalnych informacji Suzuki chciałoby zmienić homologację Jimnego na pojazdu użytkowy, który nie byłby objęty tak drakońskimi obostrzeniami. Aby to uzyskać, producent miałby pozbyć się tylnych siedzeń. To też nie jest dobra wiadomość, ale może udałoby się tylną kanapę oferować jako wyposażenie dodatkowe? Tak jak busy mogą być dostawcze, albo służyć do przewozu osób?

Teoretycznie drugą alternatywą byłoby zastosowanie trzycylindrowego, litrowego silnika BoosteJet o mocy 111 KM, znanego choćby z Vitary. Doładowana jednostka o małej pojemności niezbyt pasuje do utylitarnego charakteru Jimnego, za który jest on tak bardzo ceniony. Z drugiej strony, gdyby oznaczało to przetrwanie modelu, to może warto?

Jak nas poinformowała Dorota Drelich, zastępca dyrektora ds. marketingu w Suzuki Polska, Jimny nadal będzie oferowane w Europie. Ilość dostępnych egzemplarzy ma być jednak ograniczona. Warto w tym miejscu dodać, że niedługo po premierze nowej generacji tego modelu, czas oczekiwania na zamówione auto wynosił w Polsce dwa lata! Pytanie więc ile trzeba będzie czekać, gdy Suzuki dodatkowo ograniczy ilość dostępnych aut.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy