Jeździliśmy nowym Fordem Mustangiem

Mocny, świetnie wyglądający i bardzo tani. Tak zazwyczaj postrzegamy Forda Mustanga, który zawsze projektowany był z myślą o amerykańskim odbiorcy. Najnowsza generacja powinna jednak oferować trochę więcej, ma bowiem podbić serca również kierowców europejskich. My już wiemy czy ma na to szanse.

Z pewnością nie trzeba nikogo przekonywać do wyglądu nowego Forda Mustanga - to mierzące 4,8 metra coupe prezentuje się doskonale i natychmiast wiemy z jakim autem mamy do czynienia. Może przednie światła nie kojarzą się natychmiast z kultowym muscle carem, ale ukryto w nich paski świetlne, nawiązujące do żebrowań koło reflektorów pierwszego Mustanga. Cytatem z tamtego pojazdu jest również mocne przetłoczenie biegnące przez cały bok pojazdu oraz tylne światła.

Bardzo atrakcyjnie i klasycznie prezentuje się również kabriolet, którym także mieliśmy możliwość jeździć. Co ciekawe, jego dach nie chowa się do bagażnika, a jedynie składa do wnęki za tylną kanapą. Dzięki temu cały proces trwa krócej, a bagażnik zawsze oferuje taką samą pojemność (332 l).

Reklama

Świetnym połączeniem nowoczesności z klasyką jest również projekt wnętrza Mustanga. Znajdziemy tu charakterystyczne przełączniki czy też tabliczkę przed pasażerem, przypominającą, że model ten jest z nami od 1964 roku. Uwagę zwraca też mała liczba przycisków - obsługa większości funkcji samochodu odbywa się za pośrednictwem 8-calowego ekranu dotykowego, będącego częścią systemu SYNC 2. Znamy go chociażby z odświeżonego Focusa i nowego Mondeo.

Dość już jednak oglądania - czas zabrać Mustanga na przejażdżkę. Uruchamiamy silnik przyciskiem Start i do życia z głuchym gulgotem budzi się 5-litrowe V8. Tak, zdecydowanie jest to taki dźwięk, jaki powinien wydawać z siebie prawdziwy muscle car. Wrzucamy jedynkę i ruszamy, z każdym przebytym metrem zaskoczeni i zauroczeni tym, jak bardzo sportowo jest to zestrojony samochód i jak bardzo "męsko" się go prowadzi. Kierownica stawia dość mocny opór, wciśnięcie sprzęgła wymaga znacznie więcej siły niż w zwykłym aucie, a króciutka dźwignia zmiany biegów działa precyzyjnie, ale każde przełożenie wchodzi z zauważalnym oporem. To mocarne auto i potrzeba również mocnego kierowcy, aby go opanował.

Skoro już o mocy mowa, to 421 KM pozwala katapultować Mustanga do 100 km/h w 4,8 s, więc bardzo sporadycznie spotyka się na drodze auta, które są w stanie dotrzymać mu kroku. Trzeba jednak wiedzieć co się robi - taki tabun koni przekazywany na tylną oś z łatwością zrywa przyczepność, przez co należy być gotowym na natychmiastowe założenie kontry.

Przy odrobinie wprawy będziecie jednak Mustangiem zachwyceni. Bardzo precyzyjny układ kierowniczy, świetnie zestrojone (niezależne) zawieszenie i błyskawiczna reakcja na naciśnięcie pedału gazu oraz hamulca (z przodu hamulce Brembo), a także świetnie trzymające kubełkowe fotele Recaro sprawiają, że mamy wrażenie podróżowania nie muscle carem, ale autem sportowym.

Niestety drugiego dnia jazd testowych zaczął padać rzęsty deszcz. W takich warunkach szybka jazda autem tak mocnym jak Mustang może być bardzo niebezpieczna. Dlatego też zrezygnowaliśmy z korzystania z trybów Tor oraz Sport i wybraliśmy program Śnieg/Mokro. W takim ustawieniu ten mocarny muscle car jest wyjątkowo łatwy do opanowania. Dalej gulgocze i warczy, ale o wiele ostrożniej przekazuje moc na tylne koła, dzięki czemu bez obaw możemy wciskać gaz chociażby podczas wyprzedzania, nie bojąc się, że nagle stracimy przyczepność. Oczywiście, jeśli będziemy bezmyślnie "deptać" prawy pedał, tył z radością nam ucieknie. Elektronikę w Mustangu skonfigurowano tak, aby pomagała kierowcy, a nie myślała za niego i za to dajemy mu dużego plusa.

Jeżdżąc spokojnie możemy też wybrać komfortowy tryb wspomagania kierownicy, dzięki czemu pracuje ona równie lekko jak w Fieście, ale nie traci nic ze swojej precyzji. Jeśli zdecydujemy się jeszcze na automatyczną skrzynię biegów, otrzymamy samochód bardzo cywilizowany i świetnie nadający się do niespiesznej jazdy.

Skoro już idziemy tropem spokojniejszego i ułożonego Mustanga, to może warto zainteresować się wersją 2.3 Ecoboost? Puryści wzdrygają się z pewnością na myśl o umieszczeniu 4-cylindrowego, doładowanego silnika pod maską muscle cara, ale jeśli tylko przymkniemy oko na jego mało imponującą pojemność, to naprawdę nie ma on się czego wstydzić.

Pamiętajmy przede wszystkim, że mowa tu o wersji rozwijającej 317 KM, które pozwalają na sprint do 100 km/w 5,8 s. Mustang Ecoboost jest więc nadal autem bardzo szybkim i, w subiektywnym odczuciu, wcale nie wolniejszym od wersji V8. To zasługa maksymalnego momentu obrotowego wynoszącego 432 Nm, a także bardzo rasowego dźwięku, który słyszymy podczas przyspieszania. Warto przy okazji zaznaczyć, że 5-litrowa odmiana podczas jazd testowych (odbywających się głównie na drogach pozamiejskich z limitem prędkości do 100 km/h) zużyła nam nieco ponad 16 l/100 km. 2.3 Ecoboost potrzebował w tych warunkach jedynie 9 l/100 km!

A co z wadami? Nowy Ford Mustang ma ich niestety kilka, ale nie są one zbyt poważne. Jedną z nich jest jakość wykończenia wnętrza - elementy górnej deski rozdzielczej wykończono co prawda skórą (niezbyt dobrej jednak jakości), ale wszystkie plastiki są twarde, choć dość przyjemne w dotyku. Widać, że niska cena samochodu nie wzięła się znikąd. Trudno nam też zaakceptować fakt, że auto mierzące 4,8 metra, nawet jeśli to jest coupe, oferuje na tylnej kanapie miejsce co najwyżej dla dwójki niezbyt wyrośniętych dzieci.

Bardzo skromnych rozmiarów jest także bak paliwa - 61 l w aucie z 5-litrowym silnikiem wystarczy, podczas dynamicznej jazdy w ruchu miejskim, na najwyżej 300 km. Jest jeszcze pewien dziwny zabieg, dla odmiany natury stylistycznej. Otóż Mustang, jak każde nowe auto wyposażony jest w światła do jazdy dziennej. Ale nie są to te trzy charakterystyczne paski świetlne w głównych reflektorach (co wyglądałoby bardzo korzystnie), a zwykłe, świecące na żółto żarówki umieszczone w kloszu świateł przeciwmgielnych. W aucie, które jest tak bardzo "cool", to trochę "obciach".

Na koniec warto jednak przypomnieć największą zaletę Mustanga - jego cenę. 148 400 zł za kompletnie wyposażone auto (między innymi skórzana tapicerka, system multimedialny, automatyczna klimatyzacja, kamera cofania, 19-calowe alufelgi)  z 317-konnym silnikiem pod maską. Wersja V8 to wydatek jedynie 169 400 zł, co czyni tego muscle cara prawdziwą okazją. Z łatwością więc można wybaczyć mu mały bak czy też przeciętne materiały wykończeniowe. Zwłaszcza, że Ford nie poskąpił na dopracowaniu układu jezdnego i za to należą mu się duże brawa. Otrzymaliśmy bowiem auto, które wygląda jak Mustang, brzmi jak Mustang, jest mocne jak Mustang, ale prowadzi się jak auto sportowe.

Michał Domański

magazynauto.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama