Aston Martin dopłaca do każdego auta 10 tys. dolarów
Aston Martin sprzedał w ubiegłym około 4200 aut, o 400 więcej niż w 2012. Firma nadal jednak notuje straty.
Większościowym udziałowcem Astona Martina jest obecnie spółka z Kuwejtu. 37,5 proc. akcji należy do funduszu kapitałowego z Włoch, a 5 proc. udziałów kupił niedawno niemiecki koncern Daimler, właściciel marek Mercedes i smart.
Brytyjska firma opublikowała właśnie wyniki finansowe za zeszły rok. Choć przychody wzrosły o 13 proc., to działalność wciąż przynosi straty. Były one jednak o jedną trzecią niższe niż w 2012 roku - przed opodatkowaniem wyniosły 25,4 mln funtów. Oznacza to, że do każdego egzemplarza Aston Martin musiał dopłacić niespełna 10 tys. dolarów. Winą za słaby popyt (jeszcze w 2007 roku do nabywców trafiło ponad 7 tys. aut) przedstawiciele marki obarczają globalne problemy gospodarcze.
We wrześniu szefem Astona Martina został Andy Palmer, poprzednio pracujący dla Nissana. Ma on poprowadzić wart 500 mln dolarów program inwestycyjny, którego celem jest wypracowanie zysków w roku 2016. Szef designu Marek Reichmann zapowiedział jednak, że wbrew pogłoskom pieniądze te nie pójdą na opracowanie sportowego SUV-a - zostaną spożytkowane na projekt nowej platformy, jednostek i przekładni. Podzespoły stosowane teraz w brytyjskich autach mają już bowiem swoje lata. Dla przykładu, platforma VH stosowana w m.in. w modelach Vanquish i Rapide, liczy 13 lat.
Tymczasem Dieter Zetsche, prezes Daimlera, w rozmowie z "Autocarem" wykluczył możliwość zwiększenia udziałów jego koncernu w Aston Martinie - nie chce naruszać niezależności brytyjskiej marki. Tym samym rozwiał plotki na temat współpracy obu firm przy budowie nowego SUV-a.
msob, źródło: Reuters, "Autocar"