Polskie drogi

Prędkość. Czy to jedyna przyczyna wypadków?

Zagrożenie życia i zdrowia uczestników ruchu drogowego jest w Polsce znacząco wyższe niż w większości krajów Unii Europejskiej - mówi dyrektor Instytutu Transportu Samochodowego prof. Marcin Ślęzak. Jak dodał, sytuację poprawiłoby przestrzeganie limitów prędkości.

PAP: Europejska Rada Bezpieczeństwa Transportu (ETSC) niejednokrotnie przedstawiała pomysły na poprawę bezpieczeństwa na drogach UE. Wśród nich znalazł się m.in. elektroniczny system ograniczenia prędkości (Intelligent Speed Assistance). W skrócie mówiąc, system wyhamowywałby pojazd po przekroczeniu np. ograniczenia prędkości do 50 km/h. Jesteśmy na to gotowi chociażby technicznie?

Marcin Ślęzak: Inteligentny system ograniczenia prędkości wykorzystuje kamery do rozpoznawania znaków drogowych lub/i system GPS z informacjami o limitach prędkości na danym odcinku drogi. Gdy kierowca wjeżdża w strefę z ograniczoną prędkością, na prędkościomierzu wyświetla się informacja o limicie prędkości, jednak pojazd nie hamuje, natomiast ograniczana jest moc silnika, uniemożliwiając kierującemu przyspieszanie. Samochody z tym systemem są już dostępne na rynku europejskim, kilkanaście znanych marek pojazdów wprowadziło po kilka modeli wyposażonych w ten system. Nie ustalono dat wprowadzenia go jako obowiązkowego i raczej nie wydarzy się to z dnia na dzień.

Reklama

PAP: W takim razie, czy jesteśmy na to gotowi mentalnie, bo Polacy chyba nie lubią, kiedy im się coś ogranicza, szczególnie na drodze?

M.Ś.: Tak, Polacy nie lubią, gdy ich coś ogranicza, zwłaszcza dlatego, że samochód nadal traktowany jest w naszym kraju jako synonim pozycji i wolności. Należy jednak pamiętać, że w Polsce główną przyczyną wypadków jest nadmierna prędkość, a mimo to ponad 70 proc. kierowców przekracza dozwolone limity prędkości. Z tego też powodu jedną z najbardziej zagrożonych grup uczestników ruchu drogowego są piesi. Podczas gdy w Unii Europejskiej stanowią około 20 proc. wszystkich ofiar śmiertelnych wypadków drogowych, to w Polsce od lat stanowią około 30 proc. ogółu zabitych. W związku z tym system ISA byłby interesującym rozwiązaniem, bo pomaga kierowcy uniknąć mandatu za jazdę z nadmierną prędkością i jednocześnie chroni pieszych, bo strefy ograniczonej prędkości wprowadzane są tam, gdzie są piesi.

PAP: Pomijając odczucia kierowców, jak duży wpływ miałoby to na liczbę wypadków drogowych. Czy były w Polsce prowadzone jakieś badania na ten temat?

M.Ś.: O wpływie prędkości na liczbę wypadków drogowych oraz na liczbę ofiar tych wypadków napisano bardzo dużo, przeprowadzono setki badań. W bezpieczeństwie ruchu drogowego na podstawie wieloletnich badań określono model zależności między prędkością a liczbą wypadków drogowych. Według tzw. power model, opracowanego jeszcze w XX w. przez szwedzkiego naukowca Gorana Nilssona, związek między prędkością a wskaźnikiem wypadków drogowych nie ma charakteru liniowego, ale narastający wykładniczo. Warto również wspomnieć, że w ostatnim raporcie IRTAD zaprezentowano skumulowane wyniki z wielu badań, z których wynika, że obniżenie prędkości pojazdów do 45 km/h na drogach miejskich, do 75 km/h na drogach pozamiejskich i do 115 km/h na autostradach zmniejszy liczbę wypadków z ofiarami śmiertelnymi o 28 proc. Podsumowując: masowe przestrzeganie limitów prędkości miałoby bardzo pozytywny wpływ na redukcję liczby wypadków drogowych i ich ofiar.

PAP: W drugiej połowie lipca media informowały, że Komisja Europejska chce, aby w nowo produkowanych autach montowano ograniczniki prędkości, które nie pozwalałyby kierowcy przekroczyć 150 km/h. To dobry pomysł? I dlaczego akurat 150 km/h?

M.Ś.: Nie znam żadnych formalnych dokumentów potwierdzających te doniesienia. Z pewnością ograniczniki, które nie pozwalałyby kierowcy przekroczyć pewnych limitów prędkości - regulowanych kodeksem drogowym - to rozwiązanie, które mogłoby się stać przedmiotem pogłębionych analiz. Chociażby w związku z wynikami badań, o których mówiliśmy wcześniej. Proszę również zauważyć, że wszystkie testy zderzeniowe wykonuje się przy prędkości maksymalnej 40 mil/h, czyli około 64 km/h, nie wiemy, co się dzieje z pojazdem w zderzeniach powyżej tych prędkości.

PAP: W ciągu tygodnia na drogach UE ginie tyle osób, ile zginęłoby, gdyby rozbiły się dwa samoloty pasażerskie - taką informację podała na swojej stronie internetowej Europejska Rada Bezpieczeństwa Transportu (ETSC). To robi duże wrażenie. Co można zrobić, by nie dochodziło do tak dużej liczby wypadków?

M.Ś.: W Polsce już od wielu lat, pomimo znacznie niższego niż w "starych" krajach Unii Europejskiej wskaźnika motoryzacji, poziom zagrożenia życia i zdrowia uczestników ruchu drogowego jest alarmujący i znacząco wyższy niż w większości krajów Unii Europejskiej. Mimo wyraźnej poprawy odnotowywanej w ostatnich latach problem ciągle jest poważny, a stale postępujący rozwój motoryzacji i wzrost natężenia ruchu na drogach mogą ten stan utrwalić. Inne kraje z naszego regionu Europy: Czechy, Estonia, Litwa, Łotwa, Słowacja i Węgry osiągają znacznie lepsze rezultaty w tej dziedzinie niż Polska, która jest w czołówce Europy pod względem ryzyka śmierci w wypadku drogowym. Wskaźnik zagrożenia w ruchu drogowym jest liczony liczbą zabitych w wypadkach drogowych na 100 tys. mieszkańców. W państwach, które osiągnęły wysoki poziom bezpieczeństwa ruchu drogowego - m.in. w Szwecji, Wielkiej Brytanii i Holandii - wynosi on około 2-3 i ma tendencję spadkową, a średnia unijna to 5. W Polsce wskaźnik ten wynosi 7-8 (czyli 2-3 razy więcej niż w tych najlepszych krajach), też się zmniejsza, jednak dużo wolniej niż w innych krajach, choć trzeba dodać, że na początku lat 90. przekraczał 20. W naszej sytuacji efektywne zarządzanie prędkością (oprócz najnowszych technologii ważny jest też skuteczny system nadzoru - sieć fotoradarów oraz infrastruktura drogowa, wymuszająca niższe prędkości), które doprowadzi do realnej zmiany rzeczywistych prędkości wszystkich pojazdów, na pewno przyczyni się do znaczącej poprawy bezpieczeństwa ruchu drogowego.

Od redakcji:

Wymienione wyżej pomysły dotyczące ograniczania prędkości płyną z rozwiniętych krajów Unii Europejskiej, takich w których jeździ się młodymi i bezpiecznymi samochodami po nowoczesnych i szerokich drogach ekspresowych i autostradach. Tam już nie ma prostych metod na obniżenie liczby wypadków.

Ale w Polsce jest inaczej. W Polsce musimy zbudować do końca sieć dróg ekspresowych oraz autostrad, a przede wszystkim Polacy muszą być na tyle zamożni, by było ich stać na kupowanie nowych, bezwypadkowych samochodów, które konstrukcyjnie zapewniają wysoki poziom bezpieczeństwa biernego i czynnego. Prędkość nie to nie wszystko, chociaż brzmi bardzo medialnie.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy