Polskie drogi

Książkowy przykład wtargnięcia na przejście dla pieszych!

​Gliwicka policja - ku przestrodze - opublikowała nagranie, które można określić jako wzorcowy przykład wtargnięcia na jezdnię tuż przed nadjeżdżający pojazd. I tu uwaga - piesza wtargnęła, wchodząc na przejście dla pieszych!

Od wejścia w życie zmian, które w czerwcu wprowadził rząd, w naszym serwisie przypominamy, że prawo pierwszeństwa dla pieszego "wchodzącego" na jezdnię nie oznacza - wbrew temu co twierdzą różnej maści aktywiści, albo osoby uważające się za ekspertów od bezpieczeństwa ruchu drogowego - że pieszy bez patrzenia może wchodzić wprost pod nadjeżdżające samochody.

W przepisach nałożono na pieszego nowy obowiązek - coś, co dla każdego zresztą powinno być oczywiste - obowiązek zachowania szczególnej ostrożności. Ale to nie wszystko. W ustawie Prawo o ruchu drogowym zachowano art. 14,  który mówi wprost: "Zabrania się wchodzenia na jezdnię  bezpośrednio przed jadący pojazd, w tym również na przejściu dla pieszych". Czy da się to jaśniej ująć? Raczej nie.

O tym przepisie zapewne nie słyszała piesza, która w Gliwicach weszła na przejście, wprost pod nadjeżdżającego Volkswagena Polo, nie dając szans kierującej na uniknięcie potrącenia. Jak podała policja, gdy piesza wkroczyła na przejście, auto znajdowało się 15 metrów od niej. Przy prędkości 50 km/h samochód w 1 sekundę przejeżdża 14 metrów, a wspomniana 1 s to przeciętny czas reakcji (!) kierowcy na zagrożenie - to oznacza, że dopiero po tym czasie samochód zaczyna hamować.

Reklama


Jak przypominają policjanci, jeśli nawierzchnia jest sucha i równa, zatrzymanie gwałtownie hamującego auta z prędkości 50 km/h następuje na odcinku 15 metrów. Ale dochodzi wspomniany czas reakcji kierowcy, a także kwestia warunków atmosferycznych czy jakości opon.

Mimo heroicznych wysiłków, w tym zjechania na chodnik, rozbicia samochodu i zniszczenia słupków, piesza została uderzona. Na szczęście, kierująca jechała na tyle wolno, dodatkowo szybko reagując, że chociaż zdarzenie wyglądało dramatycznie, to potrącona nie odniosła poważnych obrażeń, a policja zakwalifikowała zdarzenie jako kolizję. 

Kierująca też miała szczęście. Dzięki temu, że potrącenie zostało nagrane przez kamerę monitoringu, policjanci nie mieli wątpliwości - winną zdarzenia uznali pieszą, która została ukarana mandatem. 

W tym miejscu warto pochylić się nad kwestią naprawy samochodu. Koszty pokrywa sprawca kolizji. O ile kierowcy mają obowiązek wykupić OC i szkody usuwane są na koszt ubezpieczyciela, to piesi już takiego obowiązku nie mają. W takiej sytuacji kierująca Volkswagenem ma prawo domagać się zwrotu kosztów naprawy auta od pieszej (jeśli jest nieletnia - od jej rodziców). Natomiast jeśli zdecyduje się naprawiać auto z polisy autocasco, z tzw. regresem (czyli o zwrot kosztów) może - i zapewne to zrobi - zwróci się ubezpieczyciel.

Kierowcy muszą jednak pamiętać, że nie wszystkie przejścia objęte są monitoringiem, zaś pieszych, którzy będą "siłowo" egzekwować swoje rzekome pierwszeństwo nie brakuje. Dlatego dla własnego bezpieczeństwa, warto mieć w samochodzie pokładową kamerę. W przypadku podobnych zdarzeń nagranie będzie decydującym dowodem.

***

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: potrącenie | pierwszeństwo pieszych
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy