Cztery różne opony w aucie przyczyną wypadku?

Do niecodziennego zdarzenia doszło kilka dni temu nieopodal Kątów Wrocławskich na drodze nr 347. Policjanci otrzymali zgłoszenie o pojeździe, który wypadł z drogi, koziołkował i uderzył w drzewo.

Nie byłoby w tym może nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że do "wypadku" w znacznym stopniu przyczynił się stan techniczny samochodu. Wysłani na miejsce mundurowi ustalili, że rozbite auto miało założone cztery różne opony. Jakby tego było mało, oprócz różnic w rzeźbie bieżnika, dwie opony były letnie, a dwie zimowe - założone na przypadkowo wybrane koła...

Scenariusz był, niestety, typowy: 19-latek nie dostosował prędkości do warunków panujących na jezdni i - na łuku drogi - stracił panowanie nad pojazdem. 19-letni kierowca i pasażer auta przewiezieni zostali do pobliskiego szpitala. Na szczęście okazało się, że nie odnieśli poważniejszych obrażeń. Mężczyzna stracił prawo jazdy. Policjanci skierowali też wniosek o ukaranie do sądu (było to jego drugie poważne wykroczenie przez okres 9 miesięcy od otrzymania prawa jazdy)..

Reklama

Opona oponie nierówna

Nie musimy chyba tłumaczyć, że opony o różnym stanie i rzeźbie bieżnika, wykonane z różnych mieszanek, mają też skrajnie różną przyczepność, zwłaszcza na mokrej nawierzchni. Biorąc pod uwagę wiek kierowcy można założyć, że nieroztropne zachowanie miało swoje podłoże w sytuacji materialnej właściciela auta. Wielu zmotoryzowanych odsuwa w czasie poważniejsze wydatki związane z użytkowaniem samochodu, a zakup nowego kompletu opon bez wątpienia nie należy do tanich.

Niestety, w trosce o stan portfela, duża cześć zmotoryzowanych decyduje się na "półśrodki", jak chociażby wymianę opon parami. Wówczas pojawia się problem, na którą z osi założyć nowe opony?

Chociaż opinie wśród kierowców są mocno podzielone eksperci ze szkół doskonalenia techniki jazdy nie mają wątpliwości: z punktu widzenia bezpieczeństwa "lepsze" opony trafić powinny na... TYŁ! Dlaczego?

Chodzi o zapewnienie maksymalnej stabilności osi "niekierowanej" i zminimalizowanie ryzyka poślizgu nadsterownego. Pamiętajmy, że sytuacje, w których "tył zaczyna wyprzedzać przód" kończą się najczęściej uderzeniem bocznym. Problem w tym, że konstrukcja pojazdów zapewnia maksymalny poziom ochrony pasażerów przy zderzeniach czołowych. Z przodu mamy przecież do czynienia z wieloma elementami, które mają za zadanie rozproszyć energię uderzenia. Zderzając się z czymś bokiem, chroni nas tylko kilka centymetrów blachy...

Ta teoria kłóci się z praktyką wielu zmotoryzowanych, którzy hołdują zasadzie, by "lepsze" opony zakładać na oś napędową, czyli - w większości współczesnych samochodów, przednią. Takiemu podejściu nie sposób odmówić logiki - lepszy bieżnik na osi napędzanej to lepsza przyczepność, a - co za tym idzie - np. większe prawdopodobieństwo, że w ogóle wyjedziemy z zaśnieżonego parkingu. Zakładanie "lepszych" opon na przednią oś ma też duży wpływ na... skrócenie drogi hamowania.

Eksperci z zakresu bezpieczeństwa nie mają jednak wątpliwości, że poślizg nadsterowny, o który nietrudno przy kiepskim stanie opon tylnej osi, dla przeciętnego kierowcy ma najczęściej dużo poważniejsze następstwa od poślizgu podsterownego. Jego opanowanie wymaga zdecydowanie więcej umiejętności, których przeciętnym użytkownikom czterech kółek przeważnie brakuje. Pamiętajmy, że by nie mylić tu poślizgu na drodze z zimowym "kręceniem bączków" na parkingu. Ten pierwszy zawsze wiąże się z elementem zaskoczenia - o powodzeniu manewru "obronnego" decydują więc ułamki sekund.

A jakie jest wasze zdanie w kwestii wymiany opon "parami"? Czy tego typu budżetowe rozwiązanie ma w waszej opinii jakikolwiek sens?


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama