900 km darmowych autostrad. Polacy oszczędzają miliony

W tym roku znów przy większych korkach idą w górę bramki na wiodącej nad morze autostradzie A1. Ale dużo większe straty przynosi darmowy ruch na tych trasach, które miały być płatne - czytamy w środowej "Rzeczpospolitej".

Jak podkreśla gazeta, drogowcy uważają, że rozładowanie korków przez swobodne puszczenie ruchu jest mniejszym złem. "Niedrożność autostrady zmusza kierowców do szukania tras alternatywnych. Wówczas potoki ruchu przemieszczają się na drogi lokalne i krajowe przebiegające przez zurbanizowany tereny, a więc powodują obniżenie poziomu bezpieczeństwa oraz szybsze zużycie nawierzchni. W przypadku autostrady A1 to przed wszystkim DK91" - wskazuje rzecznik GDDKiA Jan Krynicki.

Dodaje, że zarówno natężenie ruchu, jak i zdenerwowanie kierowców powodują wzrost ryzyka wypadków, w szczególności z udziałem niechronionych uczestników ruchu. "Bank Światowy szacował, że koszt ofiary śmiertelnej to ponad 2 mln zł. Zatem czasowe wstrzymanie poboru opłat może się okazać bardziej ekonomicznym rozwiązaniem dla państwa niż ich stałe pobieranie niezależnie od natężenia ruchu" - tłumaczy Krynicki.

Reklama

"Ale czasowe otwieranie bramek jest stosunkowo małą stratą w porównaniu z zaniechaniem rozszerzenia sieci płatnych autostrad dla samochodów osobowych" - zauważa "Rzeczpospolita". Jak czytamy, kierowcy płacą obecnie za przejazd 712 kilometrami autostrad. Na zarządzanych przez GDDKiA mierzących 260 km odcinkach A2 Konin-Stryków i A4 Bielany Wrocławskie - Sośnica pobrano manualnie w 2017 r. 209 mln zł oraz 15 mln dzięki viaAuto, czyli systemowi mikrofalowemu.

Dla samochodów osobowych darmowych jest ponad 900 km autostrad pod zarządem GDDKiA. Przyjmując opłatę 10 groszy za kilometr oraz natężenie ruchu od 15 tys. do 30  tys. pojazdów na dobę, wartość niepobranego myta może sięgać 500 mln złotych rocznie, co szacował m.in. Instytut Jagielloński. Te pieniądze zostają w kieszeniach Polaków.


PAP/INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama