Budowa autostrad

Droga S7 musi dojść do Warszawy

Bez wylotówki S7 z Warszawy w stronę Lesznowoli mieszkańcy okolicznych miejscowości będą spędzali godziny w korkach do stolicy, a jej południowym przedmieściom grozi stagnacja gospodarcza - przekonują eksperci z ZDG TOR. Chodzi o brakujące 6 km trasy.

Bez wylotówki S7 z Warszawy w stronę Lesznowoli mieszkańcy okolicznych miejscowości będą spędzali godziny w korkach do stolicy, a jej południowym przedmieściom grozi stagnacja gospodarcza - przekonują eksperci z ZDG TOR. Chodzi o brakujące 6 km trasy.

Chodzi o budowę odcinka wylotu drogi ekspresowej S7 od południowej obwodnicy Warszawy do węzła Lesznowola, gdzie byłaby połączona z planowaną drogą wojewódzką nr 721. Droga ta byłaby równoległa do ulicy Puławskiej i mogłaby przejąć od niej część ruchu. Jak wynika z analizy wykonanej przez ZDG TOR, otwarcie trasy S8 między węzłami Salomea i Wolica oraz ursynowskiej części południowej obwodnicy Warszawy nie uwolni Puławskiej od korków. Może to zrobić dopiero wylotówka S7 w kierunku Lesznowoli.

Jak poinformował na wtorkowej konferencji prasowej ekspert ds. prognozowania ruchu Andrzej Brzeziński, Puławską w ciągu doby przejeżdża około 100 tysięcy samochodów, co czyni ją jedną z najbardziej obciążonych tras w stolicy. Z prognoz wynika, że jeżeli wylotówka S7 nie powstanie, to za pięć lat ruch może być mniejszy o zaledwie kilka procent. Tymczasem - jak wywodził Brzeziński - gdyby brakujący fragment S7 powstał, to wziąłby na siebie część ruchu z Puławskiej. Wówczas Puławską jeździłoby w 2019 r. 67 tys. samochodów w ciągu doby, a wylotówką - około 72 tysięcy.

Reklama

Przedstawiciel Inicjatywy Tak dla S7 Dariusz Brzostek zwracał podczas konferencji uwagę, że zakorkowana Puławska to nie tylko problem dla tranzytu przez Warszawę, ale także gehenna tysięcy mieszkańców Piaseczna, Lesznowoli i innych miejscowości, którzy dojeżdżają codziennie do Warszawy do pracy i szkoły.

"Każdego dnia stoimy po dwie godziny w korkach; na sam kilkusetmetrowy wyjazd z Józefosławia potrzeba nieraz nawet pół godziny" - mówił. "A wystarczyłoby tylko sześć kilometrów drogi, żeby rozwiązać ten piaseczyński kocioł" - dodał.

Kierownik referatu przygotowania i realizacji inwestycji w Urzędzie Gminy Lesznowola Andrzej Olbrysz wskazywał, że bez rozwiązania problemów komunikacyjnych południowym przedmieściom stolicy grozi stagnacja gospodarcza. "Nie znajdziemy nowych inwestorów, nowych firm, które chciałyby tu działać" - zaznaczył.

Członek zarządu ZDG TOR Adrian Furgalski przypominał, że budowa tego odcinka trasy S7 została odłożona w czasie, by dokończyć budowę południowej obwodnicy Warszawy. Jednak - jego zdaniem - decyzja ta spowoduje utratę korzyści w wymiarze zarówno ekonomicznym, jak i społecznym.

"Decydujemy się na budowę dróg, którymi nikt nie jeździ, jak choćby odcinka S22 Elbląg - Grzechotki, z którego w części przy granicy korzysta około trzystu samochodów na dobę, a rezygnujemy z dróg, które naprawdę są potrzebne" - wskazał.

Dodał, że wybudowanie sześciu kilometrów wylotówki S7 kosztowałoby około 350 mln zł. Jego zdaniem rząd byłby w stanie takie pieniądze znaleźć, zwłaszcza że według wyliczeń ZDG TOR koszt budowy zwróciłby się w ciągu 6-7 lat.

Teraz ZDG TOR będzie przekonywać do tego pomysłu ministerstwo infrastruktury i Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy