2000 kilometrów autostrad do 2025 roku. To realne?
Głowna Dyrekcja Dróg i Autostrad poinformowała niedawno, że w 2025 r. zostanie zakończona budowa całej, docelowo liczącej prawie 2000 kilometrów długości sieci autostrad w Polsce. Wyobraźnia podpowiada obraz fety, która będzie towarzyszyła przecięciu ostatniej wstęgi, i to niezależnie od tego, kto wówczas będzie sprawował władzę. Ordery, nagrody, chełpliwe przemówienia, uśmiechy do telewizyjnych kamer... Rzeczywiście będzie się z czego cieszyć, ale...
Ale warto spojrzeć na ten domniemany, przyszły sukces trzeźwo. W 2025 r. minie 36 lat od chwili odzyskania przez Polskę suwerenności. Oznacza to, że średniorocznie udawało się nam oddawać do użytku około 55 kilometrów autostrad (pomijamy okoliczność, że w 1989 r. nie startowaliśmy mimo wszystko od zera). I to przy potężnym wsparciu finansowym Unii Europejskiej oraz impulsie, jaki stanowiło powierzenie naszemu krajowi współorganizacji mistrzostw Europy w piłce nożnej w 2012 r. Trochę słabo, nieprawdaż?
Być może to trochę niezręczne porównanie, ale przypomnijmy niesławną postać Adolfa Hitlera i ogłoszony przez niego wkrótce po dojściu do władzy w 1933 r. plan czteroletni, w którego ramach już po dwóch latach powstało 1000 km autobahnów, a do 1939 r., czyli wybuchu wojny - 4000 kilometrów. Drogi szybkiego ruchu miały być budowane również we wszystkich podbitych przez III Rzeszę krajów, prowadząc do Berlina, stolicy wielkiej Germanii.
Czy termin wskazany przez GDDKiA jest realny? Cóż, obecnie jeździmy po 1670 km autostrad, więc do celu brakuje już niewiele. Rzut oka na mapy pokazuje jednak, że obok odcinków istniejących, znajdujących się w budowie oraz objętych przetargami wciąż są takie, co do których nie uczyniono jeszcze żadnego ruchu. Sceptycyzm nakazują także ostatnie, niedobre doświadczenia z wydawałoby się renomowanymi wykonawcami, choćby na autostradzie A1.
Zmotoryzowanym nie wypada jednak nic innego, jak trzymać kciuki za szefa resortu infrastruktury i jego obietnice. Oby się spełniły. Gorzej, że zakończenie programu budowy autostrad nie będzie bynajmniej oznaczać końca kłopotów. Już teraz bowiem widać, że liczne odcinki dróg szybkiego ruchu są zbyt ciasne - trzeba pilnie dokładać do nich kolejne pasy. Po latach eksploatacji wiele dróg wymaga remontów. Wciąż cierpimy wskutek niekorzystnych umów, zawartych przed laty z prywatnymi inwestorami, a dzisiaj zarządcami niektórych fragmentów autostrad.
Mimo powtarzających się zapewnień nie udało się unowocześnić systemu poboru opłat - nadal stoimy w korkach przed bramkami. A zagraniczni kierowcy nie mogą zrozumieć, dlaczego za przejechanie podobnej długości tras muszą płacić różne stawki.