Afera "dieselszwindel"

Szokujące oświadczenie VW. Problem może dotyczyć 11 mln aut!

Przedstawiciele Volkswagena pełną parą pracują nad wyjaśnieniem "nieprawidłowości" dotyczących zakwestionowanego przez amerykańską Federalną Agencję Ochrony Środowiska nielegalnego oprogramowania wpływającego na zaniżanie rzeczywistej emisji spalin silników TDI.

W opublikowanym właśnie przez niemiecką markę komunikacie czytamy m.in., że "nowe pojazdy Grupy Volkswagena z silnikami wysokoprężnymi spełniającymi normę emisji spalin Euro 6, dostępne obecnie w Unii Europejskiej, są zgodne z przepisami prawa i normami ochrony środowiska".

Przedstawiciele niemieckiego koncernu twierdzą, że "oprogramowanie, o którym mowa (w przypadku większości silników - przyp. red.) nie wpływa na obsługę, zużycie paliwa i poziom emisji spalin".

Wyjątek stanowi rodzina jednostek EA 189, czyli 2,0 l TDI (obecnie na całym świecie porusza się około 11 mln aut z takimi silnikami), w przypadku której faktycznie zauważono znaczne rozbieżności między emisją w cyklu pomiarowym a rzeczywistym. W komunikacie czytamy, że "Trwają intensywne prace nad wyeliminowaniem zauważonych odchyleń za pomocą środków technicznych. Spółka współpracuje w tym celu z odpowiednimi władzami i niemieckim Federalnym Zarządem Transportu Samochodowego KBA (Kraftfahrtbundesamt)". Silniki TDI rodziny EA 189 produkowano w latach 2012-2015. Od bieżącego roku zastąpiły je nowe jednostki typoszeregu EA 288. Silniki EA 189 stosowane były w całej grupie Volkswagen, a więc również w samochodach Audi, Skodach i Seatach.

Reklama

Chcąc odzyskać zaufanie klientów, na pokrycie kosztów niezbędnych czynności serwisowych, Volkswagen planuje przeznaczyć około 6,5 mld euro. Kwota odjęta zostanie od wcześniejszych prognoz dotyczących zysków koncernu w bieżącym roku.

W komunikacie podkreślono, że "Volkswagen nie toleruje jakiegokolwiek naruszania przepisów prawa" a priorytetem firmy jest obecnie "odzyskanie utraconego zaufania" i ochrona nabywców.

Skandal wybuchł, gdy w USA tamtejsza federalna Agencja Ochrony Środowiska (EPA) ustaliła, że oprogramowanie, zainstalowane w ponad 480 tys. pojazdów Volkswagena z napędem dieslowskim, uaktywnia system ograniczania emisji spalin (przestawianie silnika na szczególnie oszczędny tryb pracy) tylko na czas oficjalnych pomiarów testowych. Oznacza to, że w normalnych warunkach pojazdy Volkswagena z silnikami dieslowskimi mają lepsze osiągi, ale zanieczyszczają powietrze o wiele bardziej, niż to dopuszczają przepisy w USA.

W USA, gdzie oprogramowanie zakwestionowane przez EPA zainstalowano w niespełna 500 tys. samochodów Volkswagena, koncernowi teoretycznie grozi kara wysokości 18 miliardów dolarów; prawdopodobne są też roszczenia cywilnoprawne klientów i akcjonariuszy. Amerykanie zwrócili dotąd uwagę na modele Jetta, Golf, Beetle i Audi A3 z lat 2009-2015 oraz model Passat z lat 2014-2015. Volkswagen wstrzymał w USA sprzedaż tych modeli.

Niemiecki dziennik "Tagesspiegel" napisał we wtorek, powołując się na źródła w radzie nadzorczej Volkswagena, że w reakcji na skandal koncern rozstanie się ze swym szefem Martinem Winterkornem. Miałby go zastąpić Matthias Mueller, szef Porsche, wchodzącego w skład koncernu. Według "Tagesspiegla" decyzje personalne mają zapaść w piątek.

Rzecznik Volkswagena oświadczył, że doniesienie "Tagesspiegla", jakoby Winterkorna miał zastąpić Mueller, jest "śmieszne".

Od redakcji:

Afera z wysokoprężnymi silnikami Volkswagena dla przeciętnego nabywcy z Europy może się wydawać niezrozumiała. Wszystko wskazuje na to, że zakwestionowane przez EPA oprogramowanie napisano specjalnie z myślą o amerykańskim procesie certyfikacji.

Amerykańskie normy emisji spalin (w tym NOx czy cząstek stałych) są bowiem różne od europejskich.

W tej chwili gra nie toczy się wcale o to, ile (i jakich) substancji wydobywa się z rur wydechowych amerykańskich TDI, ale o to, ile (i kto), może na tej "wpadce" stracić lub zyskać.

Przypomnijmy, że w Europie rozbieżności między rzeczywistym a deklarowanym przez producentów zużyciem paliwa sięgają obecnie nawet 50 proc., a - mimo tego - władze UE nie przejmują się tym faktem. W USA, gdzie ludzie potrafią żądać odszkodowań za umieszczenie kota w mikrofalówce, sytuacja jest o wiele poważniejsza i Niemcy doskonale zdają sobie z tego sprawę. Dość przypomnieć, że po ostatniej wpadce Jeepa NHTSA nakazała marce odkupić od właścicieli (bądź wyposażyć w hak) 1,5 mln samochodów! Volkswagen liczyć się musi z podobnym orzeczeniem i lawiną indywidualnych pozwów od osób, żądających zadośćuczynienia za - związaną z aferą - utratę wartości ich pojazdów.

Nie ma się więc, co dziwić, że zarząd niemieckiego koncernu stara się posypywać głowę popiołem i zażegnać kryzys, który może "rozlać" się również na kraje UE. Jeśli Parlament Europejski, pod wpływem amerykańskiej afery, zdecyduje się w końcu przeforsować zmiany w procesie homologowania pojazdów, co wyeliminuje rozrzut między pomiarami a rzeczywistym zużyciem paliwa, ucierpi cała branża motoryzacyjna. Trzeba bowiem zdawać sobie sprawę z faktu (o czym przedstawiciele władz zdają się zapominać), że na obecnym poziomie technologicznym, stworzenie jednostek napędowych mieszczących się w wyśrubowanych normach emisji jest w zasadzie niewykonalne. Z rynku musiałby więc zniknąć nie pojedyncze modele, ale wręcz całe segmenty popularnych aut!

Prawda jest taka, właściwie smutna, że skonstruowane zgodnie z zasadą downsizingu (mała pojemność i turbo), "ekologiczne" jednostki napędowe, podczas normalnej eksploatacji wcale nie zużywają mniej paliwa, niż dawniej zużywały silniki wolnossące. Przeciwnie, nisko położony moment obrotowy, wręcz zachęca kierowców do wciskania gazu, przez co zużycie paliwa rośnie! Natomiast małe silniki turbo są w stanie w specyficznym cyklu pomiarowym uzyskać wyniki nieosiągalne dla silników wolnossących o większej pojemności.

W tej sposób powstaje fikcja. Producent i prawodawcy udają, że auta zużywają mniej paliwa i emitują mniej spalin. A kierowcy? Może trochę poklną przy dystrybutorach, a potem się przyzwyczają...

Zobacz Raport Specjalny poświęcony aferze wokół oszustw Volkswagena.

PR/MirD

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy