Londyn wypowiedział wojnę samochodom
Władze Londynu wprowadziły w poniedziałek nową opłatę, mającą na celu ograniczenie emisji spalin samochodowych, zaznaczając, że to "najostrzejsze" przepisy na świecie. Jak tłumaczono, pozwoli to na zmniejszenie chorób związanych z zanieczyszczeniem powietrza.
Nowa opłata za wjazd do strefy niskich emisji Ultra Low Emission Zone (ULEZ) będzie obowiązywała przez 24 godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu, równolegle do już istniejącej opłaty za wjazd do miasta (Congestion Charge), która wynosi 11,5 funta (ale nie obowiązuje w weekendy i święta).
Według przedsiębiorstwa komunikacji publicznej Transport for London (TfL) zmiany dotkną około 40 tys. właścicieli pojazdów, którzy nie spełniają wysokich standardów emisyjnych i będą zmuszeni do ponoszenia nowych opłat: 12,5 funta za dzień dla samochodów, furgonetek i motorów oraz 100 funtów dla ciężarówek, autobusów i autokarów.
Władze miasta argumentowały, że zmiana pozwoli na ograniczenie o nawet 50 proc. szkodliwych emisji tlenków azotu, które odpowiadają za kryzys zdrowotny, prowadzący do "tysięcy przedwczesnych zgonów oraz zwiększonego ryzyka astmy, raka i demencji". Związany z zanieczyszczeniem powietrza koszt dla londyńskiej gospodarki - m.in. zawierający koszt leczenia chorób - został oszacowany na ok. 3,7 mld funtów rocznie.
Początkowo nowe zasady obejmą jedynie dwie centralne dzielnice - Westminster i City of London - ale od października 2021 r. mają zostać znacząco rozszerzone, obejmując teren całego miasta, ograniczony północną i południową obwodnicą.
Mieszkańcy na stronach TfL mogą sprawdzić, czy ich samochód jest na liście objętych dodatkowym podatkiem, ale co do zasady zmiany dotkną właścicieli motorów wyprodukowanych przed 2007 r. (niespełniających standardu Euro 3), samochodów z silnikami benzynowymi sprzed 2006 r. (Euro 4) i silnikami diesla sprzed 2015 r. (Euro 6).
Wejście w życie nowych przepisów jest realizacją jednej z głównych zapowiedzi burmistrza Sadiqa Khana - który sam jest astmatykiem - że będzie walczyć z zanieczyszczaniem powietrza.
TfL zaznaczyło również, że obecnie 75 proc. wszystkich miejskich autobusów (prawie 7 tys.) spełnia wymogi ULEZ - w tym wszystkie, które poruszają się po wyznaczonej strefie - a do października 2020 r. ta liczba ma wzrosnąć do 100 proc. (9,2 tys.).
Najnowsze badanie uniwersytetu King's College London wykazało, że ponad 2 mln mieszkańców Londynu mieszkają w rejonach, gdzie regularnie przekraczane są limity dotyczące tlenków azotu, z czego ok. 400 tys. z nich to dzieci poniżej 18 roku życia. Nowe przepisy mają pozwolić na to, by spadła także liczba szkół, które znajdują się w miejscach o szczególnym zanieczyszczeniu powietrza: z 450 w 2016 r. do zaledwie 5 w 2020 roku i zera w 2025 roku.
"To punkt zwrotny dla naszego miasta. Toksyczne powietrze jest niewidzialnym mordercą, odpowiedzialnym za jeden z największych narodowych kryzysów dotyczących zdrowia publicznego w naszym pokoleniu" - tłumaczył Khan, podkreślając, że "odmawia bycia kolejnym politykiem, który to ignoruje".
"To także kwestia sprawiedliwości społecznej: ludzie mieszkający w najbiedniejszych częściach Londynu, którzy najrzadziej mają samochód, są dotknięci szkodliwymi konsekwencjami zanieczyszczenia powietrza w największym stopniu" - dodał burmistrz Londynu.
Ratusz podkreślił, że od ogłoszenia planowanej zmiany w lutym 2017 r. i rozpoczęcia kampanii informacyjnej przed dziewięcioma miesiącami, liczba pojazdów przejeżdżających przez strefę ULEZ spadła o 11 tys., a jednocześnie o 38 proc. więcej z nich spełnia nowe wymogi (obecnie na poziomie 61 proc.)
Przepisy uzyskały poparcie przedstawicieli trzeciego sektora, a także Królewskiego Kolegium Pediatrów i Lekarzy Dziecięcych, którego szef - prof. Jonathan Grigg - podkreślił, że ta decyzja jest "ekstremalnie pozytywna" i ostrzegł, że "zanieczyszczenie powietrza może mieć olbrzymie konsekwencje dla zdrowia dorastającego dziecka, a wczesna ekspozycja zwiększa ryzyko astmy i infekcji płuc, które mogą zagrażać życiu".
Jednocześnie Federacja Małych Przedsiębiorców ostrzegła przed rosnącymi kosztami dla firm, mówiąc, że wielu właścicieli jest "bardzo zaniepokojonych przyszłością swojego biznesu" w obliczu zwiększonych opłat.