Samochody elektryczne

Pożar baterii auta elektrycznego pod Warszawą. Ktoś wyrzucił ją do lasu

Cztery jednostki przyjechały gasić baterię koreańskiego auta elektrycznego, którą ktoś porzucił w mazowieckim lesie. Czyżby spełniały się przepowiednie przeciwników elektromobilności?

Osoby niechętne rozwojowi elektromobilności wśród szeregu problemów związanych z popularyzacją tego trendu w motoryzacji od dawna zwracają uwagę na problem utylizacji zużytych baterii samochodów elektrycznych. Wygląda na to, że mamy zarzewie tego problemu w Polsce i zaczynamy z wysokiego C - od pożaru baterii samochodu elektrycznego w lesie niedaleko Tłuszcza.

Płonąca bateria samochodu elektrycznego

O sprawie informuje jednostka Ochotniczej Straży Pożarnej z Tłuszcza:

Po przyjęciu zgłoszenia, dyspozytor wysłał na miejsce cztery jednostki ratunkowo-gaśnicze, dotarł tam także oficer operacyjny Państwowej Straży Pożarnej i policja.  

Reklama

Kompleksowa akcja strażaków

Według informacji przekazanych nam przez mł. bryg. Sławomira Balceraka, zastępcę oficera prasowego Komendanta Powiatowego PSP w Wołominie, strażacy zastali na miejscu 5 kompletnych baterii do samochodów elektrycznych, w tym jedną z której wydobywał się ogień i dym. W pierwszej fazie zajęto się schładzaniem ogniw by zapobiec rozprzestrzenianiu się ognia. Po ok. pół godziny od rozpoczęcia akcji bateria była ugaszona i przestała stanowić zagrożenie. W międzyczasie na miejscu pojawiła się koparka, przy użyciu której wykopano dół, wyłożono go folią zabezpieczającą, zalano wodą i prewencyjnie włożono do niego baterię, dzięki któremu uzyskano najbardziej efektywną metodę obniżania temperatury ogniw i zminimalizowano ryzyko wystąpienia ponownego pożaru. Strażacy pozostali na miejscu by monitorować stan baterii. Cała operacja zajęła niecałe 3 godziny.

Skąd bateria od auta elektrycznego w lesie?

Tę sprawę będzie wyjaśniała policja, ale wiele wskazuje na to, że nie ma to nic wspólnego z demonizowanym problemem utylizacji zużytych baterii samochodowych aut elektrycznych. Nie jest tajemnicą, że okolice Wołomina, Radzymina, Tłuszcza czy Marek to  eldorado szajek złodziei samochodowych zajmujących się sprzedażą części ze skradzionych aut. W tamtejszych gospodarstwach znajduje się wiele tzw. dziupli, w których "gorące" samochody są błyskawicznie rozbierane na części, które niezwłocznie trafiają do obrotu. Elementy "mniej chodliwe", albo łatwe do połączenia z konkretnymi, skradzionymi samochodami muszą być szybko zutylizowane, żeby ograniczyć ryzyko wpadki. Stosy części nieznanego pochodzenia to rzecz całkiem często spotykana w tamtych okolicach. A że ważąca kilkaset kilogramów bateria prawie nowego samochodu elektrycznego przy próbie sprzedaży mogłaby generować sporo podejrzeń, prawdopodobnie ktoś chciał się jej szybko pozbyć.

Co się dzieje ze zużytymi bateriami samochodów elektrycznych?

Wbrew obiegowej opinii nie są to kłopotliwe elektrośmieci, a łakome kaski na rynku wtórnym. Przede wszystkim, producenci często gwarantują, że będą one sprawne przez co najmniej 8, a czasem więcej lat. Te, które tracą sprawność, mogą trafić do centrów naprawczych, np. takich jak należący do jednego z dealerów Renault punkt napraw baterii samochodów elektrycznych i hybryd działający w Zabrzu. W takich miejscach wymienia się pojedyncze ogniwa i przywraca baterii pełną sprawność.

Kolejnym rozwiązaniem jest wykorzystanie baterii auta elektrycznego jako bank energii poza samochodem. Nie brakuje rozwiązań, dzięki którym pakiety baterii, których pojemność nie jest satysfakcjonująca dla właścicieli aut, stają się zapasowymi źródłami energii zasilającymi domy korzystające się z fotowoltaiki. Pozwalają one na uniezależnienie się od pogody czy pory dnia - energia pobrana przez panele fotowoltaiczne w dzień magazynowana jest w takiej baterii i np. wykorzystywana w nocy.

Trzecia opcja dla zużytej baterii to recykling. Firmy zajmujące się taką działalnością, których nie brakuje również w Polsce, są w stanie odzyskać ponad 96 proc. kobaltu i ponad 98 proc. litu wykorzystanego w konstrukcji akumulatora. Rosnące ceny tych pierwiastków sprawiają, że takie źródło to łakomy kąsek dla każdego producenta nowych ogniw.

Jednym słowem - baterie do aut elektrycznych znalezione w lesie pod Tłuszczem to nie dowód na ułomność rozwoju elektromobilności, a raczej pstryczek w nos dla służb zajmujących się walką z kradzieżami samochodów. Do wyjaśnienia pozostaje kwestia przyczyny wystąpienia pożaru. Niewykluczone, że była ona związana z uszkodzeniem mechanicznym wynikającym z pospiesznej rozbiórki "gorącego" elektryka. Ostatnio na grupkach zrzeszających użytkowników aut elektrycznych coraz częściej pojawiają się informacje o kradzieżach takich pojazdów. Paserzy zajmujący się szybkim demontażem takich pojazdów raczej nie są specjalistycznie przeszkoleni w dziedzinie rozbiórki aut elektrycznych.


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: samochody elektryczne | baterie do e-aut
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy