1,5 mln aut elektrycznych w 2030 roku. Czy w Polsce wystarczy prądu?
938,8 tys. samochodów dzieli nas obecnie od obiecanego przez premiera Mateusza Morawieckiego miliona samochodów elektrycznych w Polsce. Rządzącym nie przeszkadza to jednak snuć kolejnych ambitnych planów. Resort klimatu prognozuje, że w 2030 roku po naszych drogach poruszać się będzie już 1,5 mln samochodów elektrycznych. Czy to w ogóle możliwe i w jakis sposób przełoży się to na zużycie prądu w Polsce?
Takie dane płyną ze sporządzonej przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska oceny skutków regulacji dotyczącej nowelizacji ustawy o biokomponentach i biopaliwach oraz niektórych innych ustaw. Zgodnie z tą prognozą, obiecywany niegdyś przez premiera Morawieckiego próg miliona rejestracji, przekroczymy już w 2029 roku.
W Rządowym Centrum Legislacji pojawił się projekt ustawy o zmianie ustawy o biokomponentach i biopaliwach ciekłych oraz niektórych innych ustaw. Jak czytamy w ocenie skutków regulacji (OSR), przygotowany projekt wskazuje m.in. "możliwe krajowe ścieżki rozwoju rynku niskoemisyjnych paliw transportowych w kierunku zwiększenia wykorzystania energii odnawialnej". Ściślej chodzi o realizację unijnej dyrektywy RED II obligującej kraje UE do dalszego obniżania poziomu emisji CO2 z transportu.
Z perspektywy kierowców najciekawiej prezentuje się zawarta w OSR prognoza dotycząca rynku pojazdów elektrycznych w Polsce, bo właśnie elektromobilność postrzegana jest w polityce UE jako kluczowy instrument dekarbonizacji transportu - "fundamentalny dla realizacji celów w zakresie redukcji emisji gazów cieplarnianych".
Najnowsze dane Centralnej Ewidencji Pojazdów wskazują, że na koniec kwietnia 2024 roku liczba zarejestrowanych w Polsce samochodów elektrycznych przekroczyła 61,1 tys. sztuk. To o blisko 18,3 tys. więcej niż jeździło po polskich drogach w maju 2023 roku. Wzrost liczby rejestracji w porównaniu do ubiegłego roku jest więc imponujący i wynosi ponad 42 proc. Mimo tego, do deklarowanego przez premiera Morawieckiego miliona samochodów elektrycznych brakuje aż 938,8 tys. W jaki sposób eksperci z Ministerstwa Klimatu i Środowiska chcą osiągnąć poziom 1,5 mln rejestracji w już w roku 2030? Pewne wyjaśnienia niesie głębsza lektura zawartych w OSR kalkulacji. W treści przeczytać można np., że:
Chociaż dokument sporządzono 15 maja, widać że w stosunku do danych z CEPiKu, te którymi dysponuje resort klimatu, nie są najświeższe. Powyższe stwierdzenie zdradza jednak, że ministerstwo posiłkuje się w swoich wyliczeniach stosowaną m.in. przez IBRM Samar i niegdysiejsze Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych (obecnie Polskie Stowarzyszenie Nowej Mobilności) definicją samochodów elektrycznych mówiącą o tzw. "wtyczkowozach". W tej kategorii znajdziemy więc nie tylko elektryczne auta bateryjne BEV ale też ładowane z gniazdka hybrydy plug-in.
Z najnowszych danych wynika, że w Polsce zarejestrowanych jest aktualnie 58 050 osobowych elektrycznych samochodów bateryjnych BEV i 215 wodorowych aut elektrycznych FCEV (z ogniwami paliwowymi). Nawet jeśli zastosować szeroką definicję samochodu elektrycznego stosowaną przez resort klimatu, która de facto podwaja przytoczone liczby, prognozy dotyczące rejestracji takich pojazdów wydają się mocno optymistyczne.
Zgodnie z opublikowanym dokumentem ma to być odpowiednio:
- w roku 2025 - 194,1 tys. pojazdów,
- w roku 2026 - 293,4 tys. pojazdów,
- w roku 2027 - 442,3 tys. pojazdów,
- w roku 2028 - 665,8 tys. pojazdów,
- w roku 2029 - 1000,9 mln pojazdów,
- w roku 2030 - 1503,08 mln pojazdów.
Interesująco prezentuje się zwłaszcza prognoza na lata 2029-2030. Zakłada ona, że w rok w Polsce zarejestrowanych zostanie blisko 530 tysięcy zelektryfikowanych aut. Biorąc pod uwagę, że w skali jednego roku średnio przybywa na polskich drogach około 1,2 mln aut - na co składa się około 800 tys. rejestracji samochodów używanych i około 400 tys. nowych pojazdów - oznacza ona, że niemal co drugi rejestrowany po raz pierwszy w Polsce w 2030 roku samochód będzie wtyczkowozem - autem bateryjnym lub hybrydą plug-in.
Ciekawie wyglądają też wyliczenia dotyczące zapotrzebowania na energię elektryczną w transporcie. Zgodnie z prognozami resortu klimatu ma to być odpowiednio:
- w 2024 roku - 581 GWh;
- w 2025 roku - 873 GWh;
- w 2026 roku - 1307 GWh;
- w 2027 roku - 1950 GWh;
- w 2028 roku - 2906 GWh;
- w 2029 roku - 4326 GWh;
- w 2030 roku - 6433 GWh.
Dla porównania, z danych Urzędu Regulacji Energetyki wynika, że 2023 roku w kraju wyprodukowano łącznie ponad 166,4 TWh (1TWh = 1000 GWh) energii elektrycznej. Ponad 26 proc. (44 GWh) pochodziło z odnawialnych źródeł energii. W udziale procentowym 14 proc. produkcji przypadło na lądowe elektrownie wiatrowe, 6,8 proc. na fotowoltaikę i 2,9 proc. na spalanie biomasay.
Dane URW wskazują, że wyprodukowanie prądu niezbędnego do naładowania samochodów elektrycznych w Polsce nie powinno więc być problemem, o ile wcześniej poradzimy sobie z modernizacją i rozbudową sieci przesyłowych. Przykładowo - z raportu URE wynika, że tylko w 2023 roku operatorzy sieci dystrybucyjnych odmówili zgody na przyłączenie do sieci 7448 nowych odnawialnych źródeł energii (OZE) o łącznej mocy ponad 83,6 GW. Podawaną moc trudno jednak uznać za wiarygodną. W tym przypadku problemem jest nie tylko kiepski stan infrastruktury ale też skomplikowane procedury. W efekcie przedsiębiorcy czy właściciele domów jednorodzinnych często kilkukrotnie składają do operatorów wnioski o przyłączenie do sieci tej samej instalacji, a podawana przez URE wartość (83,GW) to suma mocy z wszystkich odrzuconych w ubiegłym roku wniosków.