Zwrot w turystyce paliwowej. Wkrótce Polacy będą tankować za granicą
Jak przewidywało wielu analityków z branży paliwowej – polski „cud cenowy na stacjach benzynowych” zakończył się niedługo po zakończeniu wyborów parlamentarnych. W ostatnich tygodniach koszty tankowania w naszym kraju znacząco wzrosły, co wpłynęło m.in. na ostry zwrot w tzw. turystyce paliwowej. Podczas gdy jeszcze do niedawna polskie stacje paliw były masowo szturmowane przez Czechów i Niemców, już wkrótce to Polacy mogą jeździć za granicę by zatankować taniej auto.
Nie ma co ukrywać - słynny polski "cud cenowy" na stacjach paliw odszedł bezpowrotnie wraz z zakończeniem okresu wyborczego. W przeciągu zaledwie miesiąca koszt tankowania w naszym kraju wzrósł o niemal 10 procent, a jak podkreślają eksperci - był nawet moment, gdy ceny rosły o 20 groszy z tygodnia na tydzień. Podczas gdy jeszcze do niedawna polskie przygraniczne stacje paliw pełne były tzw. turystów paliwowych, dziś większość z nich stoi pusta. Zarówno Czesi, jak i Niemcy wolą tankować u siebie.
Nic dziwnego. Podczas gdy u nas ceny paliw zdają się powoli wchodzić na orbitę, w Czechach od ponad miesiąca koszt tankowania spada. Według danych opublikowanych niedawno na serwisie iRozhlas - tygodniowa cena benzyny spadła do 38,23 koron czeskich i jest najniższa od początku sierpnia. W przeliczeniu na naszą walutę to ok. 6,75 zł za litr. Także olej napędowy potaniał i obecnie jest wyceniany na 38,71 koron, a więc ok. 6,92 zł za litr. Co jednak warte podkreślenia - mowa tu o cenach uśrednionych. Jeśli przyjrzymy się realnym kosztom tankowania, okaże się, że w wielu miejscach u naszych południowych sąsiadów benzynę zatankujemy nawet za 36,50 koron, a więc ok. 6,50 zł za litr. To o ponad 10 groszy taniej niż na polskich, przygranicznych stacjach.
Zdaniem analityków, spadek cen w Czechach może być kontynuowany ze względu na rozwój sytuacji na światowych rynkach ropy. Niestety globalne uwarunkowania nie przełożą się na ceny paliw w Polsce. Eksperci mówią wprost - z powodu niedawnych zawirowań i zaniżonych cen, wciąż nie nadrobiliśmy zaległości do rynków bazowych. Oznacza to, że należy się spodziewać kontynuowania wzrostu cen paliw w naszym kraju. To z kolei może przełożyć się na nagły zwrot w turystyce paliwowej i sytuację, gdy Polacy będą zmuszeni jeździć do Czech w celach oszczędnościowych.
Analitycy rynku paliw od dawna przestrzegali przed "niebezpieczną grą Orlenu", która miała przynieść znaczące podwyżki cen na stacjach paliw. Warto przypomnieć, że we wrześniu rynkowa cena ropy osiągała najwyższy poziom w całym roku, a na polskich stacjach koszt tankowania był wyjątkowo niski. Pomimo ostrzeżeń i niepokoju ekspertów, ówcześnie rządzący przekonywali, że sytuacja na stacjach jest stabilna i kierowcy nie muszą obawiać się nadchodzących podwyżek.
Niedawno Mateusz Morawiecki w pierwszym powyborczym wywiadzie przekonywał, że ceny paliw to polityka koncernów paliwowych, a Polska nadal ma jedne z najtańszych paliw w Unii Europejskiej. Także prezes Orlenu Daniel Obajtek zapowiadał, że po wyborach ceny paliw nie wzrosną. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że rację w tej sprawie mieli jednak analitycy.