Rynek paliw

O ile podrożeje paliwo po wyborach? Szacunki mogą przerazić

Nikt już chyba nie ma wątpliwości, że obecne ceny paliw na stacjach nie mają nic wspólnego z cenami rynkowymi. Orlen sztucznie utrzymuje je na niskim poziomie, co destabilizuje rynek. Taka sytuacja nie potrwa już jednak długo, gwałtownego wzrostu cen możemy się spodziewać wkrótce po wyborach.

Sytuacja paliwowa w ostatnich tygodniach przypomina "Cyrk Monthy Pythona". Najpierw ceny paliw na stacjach Orlenu spadły poniżej 6 zł za litr, co nie miało nic wspólnego z cenami rynkowymi. Gdy sprawa stała się głośna, Orlen ogłosił, że nie dzieje się nic dziwnego, a także, że paliwa nie zabraknie. Jednocześnie zaapelował, by nie tankować na zapas...

Naród zareagował tak, jak należało by się spodziewać, ruszył na stacje po paliwo, bo może i go nie zabraknie, ale bak zawsze lepiej mieć pełny. W efekcie paliwa szybko zaczęło brakować. By ratować narrację Orlen rozesłał do stacji maila, w którym instruował, by klientów informować nie o braku paliwa, ale awarii dystrybutorów. I faktycznie, przez stacje przetoczyła się potężna fala awarii.

Reklama

Wojskowe cysterny na stacjach Orlenu

W miniony weekend okazało się, że plagę awarii pomaga usuwać wojsko. A dokładniej wojskowe cysterny, które zaczęły dowozić paliwo na stacje. Wywołało to spekulacje, że paliwo w tych cysternach pochodzi ze strategicznych wojskowych rezerw.

Orlen to natychmiast zdementował, zapewniając, że wojskowe cysterny służą tylko do zaspokojenia zwiększonego popytu i mają rozwiązać problem logistyczny. 

Jednocześnie o próbę destabilizacji rynku oskarżył... opozycję.

Twierdzenia biura prasowego Orlenu poprał sam prezes koncernu Daniel Obajtek, który stwierdził, że "rozsiewanie takich niesprawdzonych informacji (o możliwych podwyżka - przyp. red), to czysto polityczne działanie i próba rozchwiania sytuacji w kraju obliczona na wywołanie paniki".

"Tego typu rozpowszechniane nieprawdziwe informacje czy spekulacje to element gry wyborczej niektórych środowisk politycznych i są obliczone na wywołanie nieuzasadnionej paniki, która skutkuje wzmożonym ruchem na stacjach. W 2022 r. niektórzy politycy opozycji próbowali wywołać panikę i przekonywali, że ceny paliw wzrosną do 10 czy 15 złotych za litr. Dziś próbują w podobny sposób doprowadzić do destabilizacji rynku paliwowego w Polsce. Nawet kampania wyborcza nie uzasadnia takich działań. Czy w sytuacji, gdy za wschodnią granicą mamy wojnę i hybrydowe ataki z Mińska i Moskwy, jest to odpowiedzialne? Każdy może sobie sam odpowiedzieć na to pytanie - powiedział Obajtek.

Orlen oskarża opozycję. Internauci nie mają litości

Internauci raczej nie wydają się przekonani do tych twierdzeń i masowo publikują zdjęcia dokumentujące dystrybutory, dotknięte "awariami", a także paniczne tankowanie do zbiorników o pojemności nawet 1000 litrów.

Wybory już za tydzień i po nich sytuacja na rynku paliw się ustabilizuje. Niezależnie od tego, kto zwycięży, będziemy mieć do czynienia z podwyżką cen. W jakiej skali?

Ile będzie kosztować paliwo po wyborach? Podwyżka będzie drastyczna

Do tej kwestii odniósł się członek Rady Polityki Pieniężnej Przemysław Litwiniuk, który był gościem Konrada Piaseckiego w TVN24. Litwiniuk powiedział, że obecne szacunki, oparte na prognozach NBP, mówią, że podwyżka cen w listopadzie wyniesie co najmniej 10 proc, a w grudniu będzie to kolejne 9 proc. W efekcie przełoży się to na 1,5-proc. wzrost inflacji w grudniu i -0,5-proc. - w listopadzie.

Litwiniuk dodał, że te szacunki są oparte o obecne ceny ropy naftowej na rynkach światowych. Jednak po destabilizacji sytuacji w Izraelu nie jest wykluczone, że będziemy mieli do czynienia ze znacznymi wahaniami cen tego surowca.

Paliwo po 7,20 zł za litr?

Jeśli powyższy scenariusz miałby się ziścić, to by będzie znaczyło, że w listopadzie ceny paliw wzrosną o przynamniej 60 gr. Kolejna podwyżka, w grudniu, będzie miała podobną skalę, co oznacza, że przed Bożym Narodzeniem na pylonach stacji mogą widnieć ceny wynoszące około 7,20 zł za litr. 

Twierdzenia członka RPP natychmiast zdementował NBP. "W związku ze skandaliczną, zaskakującą, nieautoryzowaną przez RPP wypowiedzią pana Przemysława Litwiniuka, NBP informuje, że jest ona całkowicie zmyślona i nieprawdziwa" możemy przeczytać, w oświadczeniu Narodowego Banku Polskiego.

Do wyborów dużo czasu już nie zostało. Kto ma rację w tym sporze, przekonamy się już wkrótce.


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy