Na zderzaku - nowa plaga na polskich drogach
Jazda na zderzaku zbiera śmiertelne żniwo. Nie ma tygodnia, w którym nie usłyszelibyśmy o wypadku na A2, A1, A4 lub drogach ekspresowych. A co oznacza nawet drobna stłuczka na drodze, którą jeździ 50 tys. samochodów dziennie? Często karambol, a najczęściej gigantyczne korki i olbrzymie nerwy.
Inspektorzy NIK porównali liczbę wypadków przypadających na tysiąc kilometrów dróg. Okazało się, że w przypadku autostrad i tras ekspresowych wypadków i ich ofiar jest nawet pięciokrotnie więcej niż na innych drogach publicznych.
Według danych Komendy Głównej Policji na autostradach i trasach ekspresowych w 2016 roku zdarzyło się 688 wypadków, czyli o 8 proc. więcej niż rok wcześniej. Zginęło w nich 120 osób (więcej o 17 proc.), a rany odniosło 987 osób (więcej o 10 proc.).
To nie wysoka prędkość ani duży ruch są głównymi winowajcami pogorszenia statystyk, a jazda na zderzaku. Wystarczy wyjechać na autostradę, by się o tym przekonać. Nie brakuje kierowców, którzy przy prędkości 100 km/h utrzymują dystans do samochodu z przodu na poziomie 5 metrów! To stanowczo za mało.
Metry czy sekundy?
Jeśli dwa samochody jadące w tym samym kierunku poruszają się z prędkością 50 km/h, a między nimi jest ok. 30 m odległości, to odstęp wynosi ok. 2 s. Pamiętajmy - 30, a nie 5 metrów.
Pierwszy samochód nagle gwałtownie hamuje. Ten, jadący z tyłu, reaguje po sekundzie. W tym czasie przejechał już ok. 15 m, czyli połowę dystansu, jaki dzieli go od auta z przodu.
A co się stanie, jeśli prędkość wzrośnie do 140 km/h, a odległość między samochodami się nie zmieni? Przy takiej prędkości w sekundę przejeżdżamy blisko 40 metrów. Efekt można sobie wyobrazić. W razie nagłego hamowania kierowca jadący z tyłu nie będzie miał szans na wyhamowanie.
Daleko w tyle
Polski kodeks drogowy na temat odległości między jadącymi samochodami mówi niewiele. Ma on być bezpieczny i... już. Wyjątkiem jest jazda w tunelu, ale o długości powyżej 500 metrów. Wtedy kierowca samochodu o masie do 3,5 t. albo autobusu powinien jechać w odległości minimum 50 m od poprzedzającego go pojazdu (w przypadku cięższych aut przynajmniej 80 m).
Dlaczego nie ma takiego obowiązku na wszystkich drogach? Nie wiadomo. W większości państw europejskich przepisy dokładnie regulują kwestie odstępu. Co więcej, mandaty za jego nieprzestrzeganie są bardzo wysokie, a reakcje innych kierowców na zbyt bliską jazdę - nerwowe.
Właśnie dlatego na drogach pojawiają się specjalne znaki, które umożliwiają kierowcy ustalenie i zachowanie bezpiecznego odstępu. To wielkie strzałki malowane na pasie ruchu.
Zasada 3 sekund
Na kursie prawa jazdy tylko 3 godziny należy poświęcić na jazdę po drogach o dopuszczalnej prędkości powyżej 70 km/h. Jazda po autostradzie jest nieobowiązkowa, dlatego trudno zauważyć na niej "elkę". Warto więc samemu uświadomić sobie, do czego może doprowadzić jazda na zderzaku. Ile powinna więc wynosić odległość bezpieczna?
Przyjmuje się, że odstęp od pojazdu poprzedzającego powinien wynosić w metrach tyle, ile połowa wartości liczbowej prędkości w km/h, z jaką się poruszamy. Jeżeli więc jedziemy z prędkością 50 km/h, to warto utrzymywać dystans połowy tej prędkości, wyrażonej w metrach, czyli 25.
Jak stwierdzić, ile to jest 25 metrów? Wystarczy spojrzeć na słupki kilometrażowe, białe, ustawiane przy drogach. Oddalone są od siebie o 100 metrów.
Metry można przeliczyć także na czas. Według tej teorii bezpieczny odstęp to 3 sekundy. Oznacza to, że odległość od poprzedzającego pojazdu powinna być taka, abyśmy obiekt mijany przez pojazd poprzedzający mijali po co najmniej 3 sekundach.