Ludzie wybudowali sobie kładkę. Władza im zabrała i oddała rowerzystom
Protesty mieszkańców nie pomogły. Przed kładką we wsi Bachów na Podkarpaciu urzędnicy postawili w poniedziałek słupek i podzielili miejscowość. Teraz na przeprawę nie wjedzie samochód czy ciągnik, co było wcześniej normą. By dojechać do szkoły czy sklepu trzeba nadrobić kilkanaście kilometrów.
- Zamknęli nas... Zlikwidowano przejazd, choć mieszka tu około 600 osób. Tą kładką jeździł ciężki sprzęt, chodzi o to, by chociaż ruch aut osobowych dopuszczono - powiedziała polsatnews.pl Aneta Gonet, mieszkanka Bachowa.
Bachów to niewielka miejscowość leżąca po obu stronach Sanu. Wieś połączyła kładka, którą mieszkańcy własnymi siłami wybudowali pół wieku temu. Funkcjonowała bez problemów, dopóki władze gminy nie dołączyły mostu do projektu ogólnopolskiej trasy rowerowej. Wówczas na kładce wprowadzono zakaz ruchu aut i ciągników. Mieszkańcy protestowali, a sprawą w wakacje zajęła się "Interwencja".
- Ten zakaz powinien być całkowicie zlikwidowany dla mieszkańców - twierdziła wówczas Aneta Gonet, mieszkanka Bachowa.
Pani Aneta codziennie odwiedza swoich rodziców, którzy wymagają opieki i mieszkają po drugiej stronie Sanu. Odkąd nie może samochodem przejechać przez kładkę, musi nadrabiać prawie dwadzieścia kilometrów w jedną stronę, by spotkać się z bliskimi.
- Jeżeli się nie zadba, to oni sami sobie w życiu nie poradzą. Kiedyś oni wychowywali nas, a teraz my opiekujemy się nimi - mówiła kobieta.
Innym poszkodowanym jest 60-letni Władysław Romaneńko. Jego dom znajduje się po jednej stronie rzeki, a pola, które uprawia, po drugiej. Przez zamknięcie kładki jego praca staje się mniej opłacalna.
- Teraz nie mam wyjścia, muszę jechać naokoło, przez Iskań. Człowiek godzinę czasu traci, żeby się dostać i godzinę traci, żeby wrócić - tłumaczył mężczyzna.
"Ludzie wyrzucali znaki"
- Zgodnie z koncepcją, zgodnie z przygotowanym projektem, po tej kładce została przeprowadzona trasa rowerowa Green Velo i w zasadzie na tej kładce dopuszczony był ruch wyłącznie pieszy i rowerowy - wyjaśniał Piotr Miąso z Podkarpackiego Zarządu Dróg Wojewódzkich.
Na kładce pojawił się znak zakazu. - Znaki myśmy stawiali, ale ludzie wyrzucali, nikt przecież nie będzie stał na tej kładce i pilnował ruchu z gminy, bo ja też ludzi tylu nie mam - przyznał Wacław Pawłowski, wójt gminy Krzywcza.
- 43 lata mieszkańcy użytkowali ją bezproblemowo. Ciągnikami, samochodami, pieszo, końmi, co by nie było, ciągniki ze sprzętem. Ona ma swoją wytrzymałość i to dobrą wytrzymałość - przekonuje Józef Opałka, sołtys Bachowa.
Mieszkańcy Bachowa nie rozumieją, dlaczego nie mogą poruszać się po kładce samochodami, skoro przez tyle lat funkcjonowała bez zarzutu. Fakt zamknięcia przeprawy oburza ich tym bardziej, że własnoręcznie pomagali przy jej budowie.
- Nocami wozili żwir, a w dzień była ręczna robota. Ręczna robota, nie było mieszarek, nie było ciągników przecież. Jak budowali, to wszystko robili mieszkańcy - wspominała pani Władysława.
Wójt tłumaczył "Interwencji", że przyłączenie przeprawy do szlaku rowerowego to decyzja jego poprzednika i teraz musi wypełniać wytyczne projektu.
Szkoła może stracić dotację
- W szkole w tym momencie uczy się 61 uczniów, z czego 15 jest mieszkańcami Krążek, więc muszą dojeżdżać. Gdy rodzice nie będą mogli dowozić tych dzieci, to szkoła z automatu traci tych piętnastu uczniów, a co za tym idzie dotację, więc nie ma szans, żeby wtedy się utrzymała szkoła - argumentowała Jolanta Zawada, kierownik szkoły podstawowej w Bachowie.
Jeszcze w sierpniu wydawało się, że dla mieszkańców jest nadzieja. Lokalna społeczność proponowała, by pod znakiem zakazu dołączyć adnotację "nie dotyczy mieszkańców".
Z kolei Zarząd Dróg Wojewódzkich przekazał "Interwencji", że zmiana poprowadzenia szlaku rowerowego tak, by ominął kładkę, jest możliwa, choć zaznaczono, że takiej sytuacji dotąd jeszcze nie było.
Jak się okazało, zamiast kreatywnych rozwiązań, zdecydowano się postawić słupek uniemożliwiający przejazd kładką.