Kończą się ulgi podatkowe na używane auta. Ukraińcy szturmują granicę
30 czerwca kończy się zwolnienie z opłat celnych samochodów sprowadzanych na Ukrainę. Z tego względu Ukraińcy za wszelką cenę próbują przejechać przez granicę, co powoduje gigantyczne kolejki.
Rzecznik Izby Administracji Krajowej w Lublinie Michał Deruś poinformował, że w środę w kolejce do odprawy w Zosinie znajdowało się 1 600 samochodów osobowych, a szacunkowy czas oczekiwania na przekroczenie granicy wynosił 45 godzin. W ciągu nocnej zmiany (z wtorku na środę) na wyjeździe z Polski odprawiono 279 pojazdów.
Jak dodał, ze wstępnych informacji strony ukraińskiej wynika, że wprowadzone w kwietniu zwolnienie z opłat celnych samochodów sprowadzanych na Ukrainę będzie obowiązywać tylko do końca czerwca.
Kolejka samochodów w Zosinie liczyła w środę około 12 kilometrów i sięgała do miejscowości Husynne. W sznurze aut oczekujących do odprawy czekali głównie Ukraińcy, którzy sprowadzają do swojej ojczyzny auta zakupione na terenie Unii Europejskiej. W kolejce stały również lawety, na których znajdowały się maksimum dwa pojazdy, bo przez przejście w Zosinie odprawiane są tylko auta do 7,5 tony. Na lawetach umieszczone były także busy, uszkodzone po wypadkach auta, jak i kampery.
Chroniąc się przed upałem, większość kierowców była na zewnątrz samochodów i szukała cienia pod drzewami. Rodziny odpoczywały na kocach, skrywając się przed słońcem. Również przednie szyby w pojazdach przykryte były kocami, ręcznikami, aby nie nagrzewało się wnętrze auta. Przy swoich pojazdach, Ukraińcy chłodzili się wodą, jedli wspólnie posiłki i rozmawiali, oczekując na to, by co jakiś czas podjechać samochodem do przodu. Niektórzy nie odpalali nawet silnika, tylko własnymi rękami pchali pojazd kilka metrów do przodu.
Na miejscu znajdowali się policjanci i funkcjonariusze Straży Granicznej. Jak powiedziała PAP oficer prasowy asp. sztab. Edyta Krystkowiak, policjanci czuwają tam nad bezpieczeństwem, aby nie dochodziło do łamania prawa. "Chociaż mamy trochę zgłoszonych wykroczeń. Najczęściej dochodzi do kolizji, przekraczania prędkości, nieprawidłowego wyprzedzania. W jednej kolizji uczestniczyły aż cztery samochody - typowy efekt domina - bo kierowca prawdopodobnie zasnął za kierownicą" - dodała oficer prasowy.
Tuż przed szlabanem wjazdowym na teren przejścia znajdował się w środę 47-letni Sasza, który w kolejce do granicy czekał pięć dni. Na lawecie przewoził 9-osobowego busa i niewielką toyotę. Jak powiedział reporterce PAP, jest zawodowym kierowcą. "Szef zlecił mi przewóz zakupionych samochodów z Polski do Ukrainy. Dalej on będzie je sprzedawał. Na pewno ktoś chętny się znajdzie, nawet na tego busa, bo na Ukrainie - tak jak wszędzie - są ludzie biedni, ale też i bogaci" - zaznaczył Sasza.
Podobnie pięć nocy w kolejce do odprawy spędziła Maria ze swoim mężem Vadimem, którzy pochodzą z miejscowości Czervonohrad w obwodzie lwowskim. Jak zażartowała kobieta, nie może się już doczekać, kiedy dojadą do domu, bo tęskni za prysznicem. Zapytani o to, jak sobie radzili przez tyle dni w upale, odpowiadają, że "metodami naturalnymi". "Jaka klimatyzacja" - rozkładają ręce z uśmiechem. "Po prostu otwieramy drzwi na oścież i robimy przeciąg w samochodzie. Liczymy, że już dzisiaj uda się nam przekroczyć granicę" - odpowiedzieli. Małżeństwo kupiło w Hrubieszowie suzuki za 6 tys. zł. "Jestem kucharką w szkole. Zamierzam jeździć nim do pracy" - dodała Maria.
Do Iwanofrankowska wracała 32-letnia Anastasią, która razem z córką i mamą uciekły z Ukrainy do Czech na początku wojny. "Nie potrafiłam tam znaleźć pracy i zdecydowałyśmy się pojechać na Ukrainę. Czekamy już tak szósty dzień w kolejce. Gorąco, duszno jest w tym upale. Przez te kilka dni jeździliśmy na stację benzynową wziąć prysznic, umyć zęby, coś zjeść. Toalety na szczęście są przy drodze. Gdybym wiedziała, że tak długo to będzie trwać, to chyba nie zdecydowałabym się teraz przyjeżdżać na Ukrainę. Poczekałabym do lipca, jak może już nie będzie tych kolejek" - wyjaśniła Anastasia.
52-letniego Andrieja wojna zastała w Polsce, gdzie od pięciu lat pracuje na budowach. Jak wyjaśnił, teraz jedzie na dwa tygodnie do rodziny w Kijowie. "Do pierwszego lipca można taniej sprowadzić auto na Ukrainę, więc kupiłem samochód za 1 tys. euro i chce zostawić go bliskim na Ukrainie, bo nie wiadomo, co jeszcze podczas tej wojny się wydarzy i żeby na wszelki wypadek mieli czym uciekać" - podkreślił mężczyzna.
Natomiast ostatni kierowcy w kolejce do przejścia w Zosinie przewidują, że nie zdążą przed 1 lipca przekroczyć granicę. "Choć według aktualnych szacunków powinno się udać w ostatnich minutach" - zażartował 21-letni Dima spod Kijowa, który liczy na zwolnienie z opłat celnych. "Jak będzie za późno, to też przekroczymy przecież granicę, bo na pewno nie zwrócę kupionego samochodu" - zarzekł się.
Na pozostałych przejściach z Ukrainą w województwie lubelskim kolejki samochodów były w środę mniejsze. Przed przejściem w Dołhobyczowie stało 800 pojazdów osobowych, tj. 36 godzin oczekiwania, a w Hrebennem ruch osobowy odbywał się na bieżąco. Przed przejściem ustawiła się za to kolejka ciężarówek, która liczyła 480 pojazdów, tj. ok. 50 godzin oczekiwania.
Od poniedziałku w Dorohusku zawieszony został ruch osobowy. Pojazdy przekierowano na pozostałe przejścia z Ukrainą. Kolejka ciężarówek za to liczyła na wyjeździe z Polski ok. 600 samochodów, tj. 25 godzin oczekiwania. Natomiast po ukraińskiej stronie w Dorohusku znajdowało się 1 tys. pojazdów, a szacunkowy czas na przekroczenie granicy wynosił 50 godzin.