Polskie drogi

Atak gazem na motocyklistów. Bo byli za głośni!

​Polski rząd bardzo dużo mówi o bezpieczeństwie ruchu drogowego. Więcej - każdy głośniejszy wypadek wykorzystuje do tego, by wprowadzić bardziej restrykcyjne prawo. Tymczasem polska drogowa rzeczywistość skrzeczy...

Gdy młody człowiek prowadzący z prędkością 130 km/h BMW śmiertelnie potrącił na pasach na ulicy Sokratesa w Warszawie pieszego, rząd zmienił przepisy wprowadzając pierwszeństwo pieszego "wchodzącego" na pasy. Przepisy obowiązują od 1 czerwca i już dają pierwsze efekty - wstępne policyjne dane wskazują na mocny, nawet dwukrotny wzrost liczy osób poszkodowanych w wypadkach w stosunku do podobnego okresu 2020 roku. Że taki scenariusz był bardzo możliwy - pisaliśmy w naszym serwisie nie raz.

Ale to nie koniec "grzebania" przy przepisach ruchu drogowego spontanicznie, na skutek drogowej tragedii, a nie systemowo. Kolejny wypadek, w którym pijany kierowca zabił rodziców dzieci spowodował, że rząd znów będzie kombinował. Tym razem jednak poszedł szerzej - uderzenie ma pójść nie tylko w pijanych, ale wszystkich kierowców - niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie przekroczył dozwolonej prędkości.

Tymczasem drogowa rzeczywistość skrzeczy. W internecie pojawiło się wideo, która wygląda jakby nagrano je w Meksyku albo innym państwie, w którym policjanci boją się wyjść na ulice. Tymczasem akcja odbywa się w biały dzień w centrum Warszawy.

Reklama

Duża grupa motocyklistów dojeżdża do skrzyżowania na rondzie ONZ. Wielu z nich ma zaklejone, przekrzywione lub zasłonięte tablice rejestracyjne. Niewiele robią sobie z czerwonego światła i pomiędzy przechodzącymi pieszymi przejeżdżają przez przejście, a od dalszej jazdy powstrzymują ich dopiero jadące na zielonym samochody. Policji brak.

Ale akcja dopiero się rozkręca. Jeden z pieszych ustawia na ministatywie smartfon, wyjmuje pokaźnych rozmiarów gaz, wchodzi na przejście i... atakuje stojących motocyklistów. Ci, po chwili konsternacji, ruszają do kontrataku, rozpoczyna się bójka, wywraca się jakiś motocykl, ktoś wyciera "zagazowaną" twarz.

Na awanturę reaguje operator miejskiego monitoringu, wszak - przypomnijmy - wszystko dzieje się w biały dzień w centrum Warszawy. Na miejsce dociera policja. Jak informuje TVN24, na miejscu są i pieszy i motocykliści. Pieszy tłumaczy, że atak spowodowany był olbrzymim hałasem generowanym przez motocykle. Policjanci wylegitymowali uczestników zdarzenia i poinformowali ich, że osoby poszkodowane, czy to motocykliści, czy pieszy, mogą złożyć stosowane zawiadomienie na komendzie. I tu niespodzianka - nikt takiego zawiadomienia składać nie chce...

Dalszego ciągu sprawy więc nie ma. Zamaskowani motocykliści na głośnych motocyklach nadal będą jeździć ulicami Warszawy, bo policjanci nie uznali za stosowane zbadać np. czy nie przekraczają norm hałasu, pieszy być może nadal będzie chodził z gazem, a policja będzie się chwalić, że rozproszyła wieczorne spotkanie fanów motoryzacji, które "mogło się skończyć nielegalnymi wyścigami".

A premier będzie mówił, że dzięki zdecydowanym działaniom rządu i policji na polskich drogach jest coraz bardziej bezpiecznie.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy