To najgorszy rodzaj kolizji. Koniecznie zwróć uwagę na te objawy
Najechanie na pojazd poprzedzający to jeden z najczęstszych rodzajów zderzeń samochodów. Takie wypadki stanowią ponad 12% wszystkich zdarzeń, w których ludzie odnieśli obrażenia. W ubiegłym roku w Polsce na skutek najechania na tył pojazdu zginęło 160 osób, a 3281 zostało rannych. Wcale nie jest tak, że zagapienie się i uderzenie w bagażnik innego auta to tylko niegroźna stłuczka.
W ogromnej większości przypadków powodem najechania na tył samochodu poprzedzającego jest zagapienie się kierowcy, zaprzestanie obserwacji drogi albo zajęcie się innymi czynnościami (pisanie sms-a, szukanie czegoś w schowku, odwracanie się do pasażera, zbyt długie manipulacje na panelu tablicy przyrządów). Drugą przyczyną jest oczywiście zbyt mały odstęp od poprzedzającego pojazdu czyli jazda na zderzaku.
Skutki takiego wypadku są zazwyczaj znacznie gorsze dla kierowcy i pasażerów najechanego pojazdu, niż dla tego, który uderzył. Zwłaszcza, gdy uderzenie jest tak silne:
Szyja człowieka jest solidnie zbudowana, bo przecież mięśnie i ścięgna oraz kręgosłup szyjny podtrzymują naszą głowę i nią sterują. Cały problem polega jednak na tym, że w chwili uderzenia w auto mózg człowieka nie ma szans, by zdążyć napiąć mięśnie szyi. W wyniku tego głowa zostaje gwałtownie odrzucona do tyłu. Występuje tzw. przeprost kręgów szyjnych, z czym często wiąże się naderwanie wiązadeł lub mięśni. Może dojść również do wyłamania zęba drugiego kręgu szyjnego, a to grozi już bezpośrednim urazem rdzenia kręgowego. Przy uderzeniu z tyłu dochodzi też często do zdeformowania dysków międzykręgowych. Takie uderzenie z tyłu zwane jest w medycynie urazem biczowym (po angielsku whiplash).
Film prezentuje miejsca możliwych urazów powstałych na skutek gwałtownego odgięcia głowy do tyłu.
Trzeba też wiedzieć, że podczas gwałtownego przemieszczenia głowy mózg człowieka ulega chwilowego przemieszczeniu wewnątrz czaszki. Powoduje to gwałtowny ucisk na korę mózgową.
Ten crash-test może wyda wam się śmieszny, ale to nie jest wcale zwykła amatorszczyzna. W samochodzie uderzonym przez pojazd poruszający się z prędkością zaledwie 9 km/h głowa kierowcy uległa przeciążeniu wynoszącemu 7,3 G! Zwróćcie uwagę, jak ogromne są to przeciążenia.
Zazwyczaj po wypadku kierowca i pasażerowie nie odczuwają poważniejszych dolegliwości, a wpływ na to ma doznany szok i adrenalina. Niepokojące objawy mogą pojawić się po kilkunastu godzinach, a niekiedy nawet po kilkunastu dniach. Należą do nich:
- ból głowy
- nudności
- wymioty (niebezpieczna sytuacja!)
- utrata przytomności (bardzo duże niebezpieczeństwo)
- drętwienie rąk
- sztywność karku
- gwałtowne zmiany nastroju (mogą świadczyć o szoku pourazowym).
Niestety, kierowca uderzonego samochodu zaraz po tym zdarzeniu zazwyczaj nie ma świadomości, że doznał poważnego urazu i bardziej zajęty jest uszkodzeniami samochodu, niż troską o siebie. Bywa, że sprawca pisze oświadczenie i uczestnicy kolizji kończą na tym sprawę. A jeśli już kierowca lub pasażerowie uderzonego auta odczuwają bóle, karetka pogotowia przewozi ich na SOR (gdzie najpierw muszą odczekać nawet kilka godzin w oczekiwaniu na zbadanie), to zazwyczaj kończy się na zrobieniu rentgena i zaleceniu, by pacjent przez 2 tygodnie nosił kołnierz ortopedyczny.
Jest to błąd, albowiem prześwietlenie nie pozwala wykryć uszkodzeń wiązadeł lub mięśni, a jedynie przemieszczenia kostne. Należałoby wykonać rezonans magnetyczny, ale na polskich SOR-ach raczej się tego nie praktykuje, bo to za drogie. Noszenie kołnierza ortopedycznego też może okazać się błędem, bo powoduje odciążenie mięśni szyjnych, a to nie sprzyja wcale ich odbudowie i regeneracji. O ile unieruchomienie szyi ma znaczenie w przypadku urazu kręgów szyjnych, o tyle w przypadku urazu mięśni nie spełnia pożytecznej roli.
Jeszcze gorzej wygląda polska praktyka, jeżeli chodzi o odszkodowania dla osób pokrzywdzonych w takich wypadkach. Firmy ubezpieczeniowe zazwyczaj bagatelizują urazy powstałe na skutek najechania na tył samochodu. W najlepszym wypadku poszkodowany, jeżeli wykaże, że musiał nosić kołnierz ortopedyczny, może liczyć na odszkodowanie w granicach 1000-1500 zł. Ale żeby je uzyskać, najczęściej konieczne jest wystąpienie na drogę sądową. Ilu poszkodowanym chce się szarpać po sądach dla tysiąca złotych?
Firmy ubezpieczeniowe zatem z pełną świadomością odmawiają wypłaty odszkodowania, bo właśnie na to liczą. Jeśli nawet na 1000 poszkodowanych klientów dziesięciu z nich wystąpi do sądu i wygra, to i tak oszczędności będą ogromne. Tymczasem zdarza się, że poszkodowani kierowcy lub pasażerowie uderzonego samochodu zaczynają odczuwać skutki wypadku dopiero po kilku tygodniach. Pojawiają się drętwienia rąk, zawroty głowy, bóle kręgosłupa, a nawet miejscowe niedowłady.
W USA istnieje mnóstwo wyspecjalizowanych firm adwokackich, które specjalizują się w tego rodzajach sprawach. Kierowca, który spowodował najechanie na tył innego samochodu musi liczyć się z bardzo poważnymi konsekwencjami finansowymi, bo odszkodowania sięgają tam wieli tysięcy dolarów. W Polsce też już pojawiają się takie kancelarie adwokackie. I bardzo dobrze, skoro firmy ubezpieczeniowe często lekceważą takie urazy.
Dlatego zapamiętajcie, jak należy postępować przypadku najechania na tył waszego auta:
- nie zgadzajcie się na zamknięcie sprawy poprzez napisanie przez sprawcę zdarzenia oświadczenia (chyba, że jest naprawdę drobna stłuczka)
- wezwijcie pogotowie ratunkowe i policję; jeżeli tuż po zdarzeniu nie odczuwacie żadnych dolegliwości, to nie znaczy, iż nie wystąpią one za kilkanaście godzin albo za kilkanaście dni
- niezależnie od badania przeprowadzanego przez ratownika medycznego albo w szpitalu udajcie się z prywatną wizytą do specjalisty, który wykona rezonans magnetyczny lub chociażby tomografię kręgosłupa; warto odżałować na to pieniądze, leży to w waszym interesie
- jeżeli osoba poszkodowana w zdarzeniu wymaga leczenia trwającego dłużej niż 7 dni, to jest to już wypadek i sprawcy grozi odpowiedzialność z art. 177 kodeksu karnego. Nie są to więc żarty i dlatego warto nie kończyć zdarzenia oświadczeniem sprawcy, lecz wyraźnie wskazać policjantom przybyłym na miejscu zdarzenia, że nie jesteście pewni swojego stanu zdrowia i prosicie, żeby nie kończyli sprawy postępowaniem mandatowym.
Zaznaczam od razu, że nie namawiam oczywiście nikogo do robienia z siebie na siłę poszkodowanego i rannego. Każdy ma jednak prawo do troszczenia się o swoje zdrowie i dbania o własne interesy. Najechania na tył pojazdu często powodują poważne dolegliwości u poszkodowanych, które ujawniają się dopiero po jakimś czasie. Jeżeli kierowca wspaniałomyślnie powie "nic mi nie jest, nie ma sprawy", to potem zazwyczaj nie ma co już liczyć na rzetelne odszkodowanie.