Piłeś? Jedziesz? Prosto do pudła...
Punkty karne, mandat, grzywna, utrata prawa jazdy, pozbawienie wolności...
Polskie prawo wobec osób prowadzących pojazdy mechaniczne pod wpływem alkoholu jest surowe. Teoretycznie. W praktyce sądy bywają wobec sprawców tego rodzaju czynów wyjątkowo pobłażliwe. Rok nie wyrok, dwa lata jak dla brata... Wyroki mało dolegliwe, zwłaszcza, że wymierzane z zawieszeniem. Kto się tym przejmie?
Dotkliwszą sankcją wydają się grzywny, oczywiście o ile uda się je od winowajców wyegzekwować.
Był pomysł, aby nietrzeźwym kierowcom konfiskować samochody, uznając je za narzędzia przestępstwa. Propozycja okazała się wątpliwa z prawnego punktu widzenia. Zresztą jej wprowadzenie w życie nastręczałoby mnóstwo trudności organizacyjnych. Gdzie przetrzymywać tysiące skonfiskowanych samochodów? Co z nimi robić? Sprzedawać? Ale w jaki sposób? A co, jeśli chęć zakupu takiego auta zgłosił były właściciel? Jedno jest pewne: taki przepis spowodowałby wzrost korupcji w drogówce. W obliczu groźby przepadku, powiedzmy nowego mercedesa wartego ponad 150 tys. zł, warto sypnąć groszem. A im pokaźniejsza łapówka, tym większe prawdopodobieństwo, że żyjący z państwowej pensji funkcjonariusz pokusie się nie oprze.
Policja próbuje zwalczać plagę pijaństwa wśród kierowców niekonwencjonalnymi metodami. Na przykład przez zawstydzanie. Współczesnym pręgierzem stały się strony internetowe, na których publikuje się dane personalne i zdjęcia zatrzymanych. Na niektórych, rzeczywiście, może to podziałać wychowawczo, wielu uzna jednak, że notka i fotka w sieci wręcz dodają im mołojeckiej sławy.
Podobnie z zatrudnianiem przyłapanych na jeździe po pijaku szoferów do niewdzięcznych prac publicznych. Swego czasu grupkę takich dżentelmenów pokazała telewizja. Każdy był ubrany w kurtkę z napisem "Pijany Kierowca" na plecach. Porządkowali park, gdzieś na odludziu. Cicho, spokojnie, bez świadków. Wstyd żaden, a kto czuje wstręt do machania łopatą, zawsze może przedstawić zaświadczenie lekarskie, że nie wolno mu wykonywać ciężkich prac fizycznych.
W USA zatrzymanych nietrzeźwych kierowców prowadzi się do prosektorium, gdzie mogą sobie obejrzeć ciała ofiar wypadków drogowych, zmusza się do stresujących rozmów z rodzinami poszkodowanych. W zachodniej Europie modne są społeczne kampanie uświadamiające. Wszystko na nic.
Jedynym skutecznym sposobem na nietrzeźwych kierowców wydaje się - poza odbieraniem na zawsze,w co drastyczniejszych przypadkach, prawa jazdy - orzekanie kar krótkotrwałego, ale bezwzględnego aresztu. Według określonego taryfikatora, np. tydzień za kratami za każde 0,1 prom. ponad dopuszczalny poziom. Nie, nie aresztu domowego, z elektroniczną obrożą na nodze, czy pobytu w jakimś ośrodku wychowawczym o łagodnym rygorze, z przepustkami na weekendy. W normalnym pudle, z kratami, w ciasnych, przepełnionych celach, z marnym wyżywieniem, półgodzinnym marszem po spacerniaku itp. I to na koszt osadzonego, na przykład według stawek obowiązujących w izbach wytrzeźwień.
Perspektywa parotygodniowej odsiadki w mało atrakcyjnym miejscu i równie nieciekawym towarzystwie na każdego normalnego człowieka musi działać odstraszająco. A jaki przy tym kłopot. Choćby w pracy. Urlop spędzony w więzieniu. A do tego pytania kolegów i szefów. "Coś taki mało opalony? Byłeś na wczasach?". "Nie, siedziałem w pudle". Brr...