Policjanci "podpuszczali" kierowcę. Sąd przyznał mu rację!

Kierowcy często zarzucają policjantom z nieoznakowanych radiowozów, że ci - nie zachowując bezpiecznej odległości - swoim zachowaniem prowokują do łamania ograniczeń prędkości.

Pomiar na zbliżaniu (co zawyża prędkość) to stara sztuczka
Pomiar na zbliżaniu (co zawyża prędkość) to stara sztuczkaWłodzimierz WasylukReporter

Chociaż mundurowi odpierają zarzuty mówiąc, że nie przekraczają uprawnień, do pierwszego punktu widzenia przychylił się właśnie sąd!

Sprawa, która trafiła na wokandę Sądu Rejonowego w Warszawie, dotyczyła zdarzenia, do którego doszło w lutym ubiegłego roku. Nieoznakowany radiowóz drogówki zatrzymał wówczas kierowcę, który - zdaniem policjantów - przekroczył prędkość o 57 km/h. Mężczyzna - choć nie przeczył, że jechał zbyt szybko - nie przyjął mandatu. Tłumaczył, że niebezpiecznymi manewrami (tzw. "jazda na zderzaku") policjanci wymusili na nim zwiększenie prędkości.

Analiza nagrania z wideorejestratora wykazała, że policjanci dokonali kilku pomiarów, ale tylko trzy przeprowadzono do końca. W uzasadnieniu wyroku czytamy, że "żaden z przeprowadzonych do końca pomiarów nie był wykonany prawidłowo z uwagi na znaczne zmniejszenie odległości między pojazdem mierzącym a mierzonym na początku i na końcu pomiaru.

W czasie wykonywania pomiarów nieoznakowany radiowóz podjeżdżał bardzo blisko jadącego lewym pasem jezdni oskarżonego, który wówczas przyspieszał. Średnia prędkość, z jaką poruszał się oskarżony na odcinku, na którym funkcjonariusze policji dokonywali pomiarów, wynosiła 88 km/h. Dopuszczalna prędkość na tym obszarze wynosi 60 km/h lub 70 km/h" (w zależności od miejsca).

Po szczegółowej analizie nagrania i wyjaśnień kierowcy sąd uniewinnił mężczyznę od zarzutów przekroczenia prędkości w obszarze zabudowanym o ponad 50 km/h (dokładnie 57 km/h). 

Jak czytamy w uzasadnieniu wyroku: "W sytuacji, gdy obwiniony jedzie lewym pasem i widzi w lusterku samochód, który z dużą prędkością podjeżdża do niego i utrzymuje raczej niebezpieczny odstęp, może on albo uporczywie jechać z prędkością administracyjnie dozwoloną, naruszając tym samym przepisy art. 19 ust. 2 pkt 1 i 3 p.r.d., albo zwiększyć prędkość i zmienić pas ruchu, umożliwiając przejazd szybszemu użytkownikowi drogi. W niniejszej sprawie obwiniony podjął decyzję o zwiększeniu prędkości, co stanowiło wprawdzie uchybienie przepisom o prędkości dozwolonej, ale jednocześnie minimalizowało niebezpieczeństwo kolizji drogowej (przy takich prędkościach prawdopodobnie katastrofalnej w skutkach) i pozostawało w zgodzie z nadrzędną zasadą rządzącą ruchem drogowym, czyli obowiązkiem zachowania szczególnej ostrożności i dostosowania zachowania do warunków panujących na drodze. Zachowanie obwinionego nie może być zatem uznane za bezprawne".

Przewodniczący składu sędziowskiego podkreślił, że "W niniejszej sprawie decyzja powzięta przez obwinionego jest tym bardziej uzasadniona, że został on zmuszony do jej podjęcia w wyniku prawdopodobnie nieprawidłowej i naruszającej zasady bezpieczeństwa w ruchu lądowym jazdy nieoznakowanego radiowozu".

Treść wyroku nie pozostawia suchej nitki na zachowaniu policjantów. "Jest oczywistym, że funkcjonariusze dokonujący kontroli mają prawo nie stosować się do niektórych przepisów ruchu drogowego, np. w celu prawidłowego udokumentowania popełnienia wykroczenia. Nie można zatem stawiać policjantom zarzutu, że jechali zbyt szybko, jeśli miałoby to na celu utrzymanie stałego dystansu między pojazdem mierzącym a mierzonym. Jednakże uprawnienia funkcjonariuszy nie uzasadniają takiego naruszania przepisów ruchu drogowego, które po pierwsze, znacznie zwiększają ryzyko kolizji, po drugie, zmuszają innego kierowcę do popełnienia wykroczenia, z którego następnie czyni się mu zarzut. Takie działanie organów władzy podważa zasadę zaufania do Państwa i prawa i w ocenie Sądu nie może stanowić podstawy przypisania sprawcy odpowiedzialności za czyn zabroniony." - stwierdził warszawski sąd.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas