Euro, Euro i po Euro. A drogi? Rzeczywistość... rechocze
- O, to jednak Hiszpania?! - krzyknęła z wyraźnym zaskoczeniem sprzedawczyni w kiosku z prasą, zerkając w poniedziałek rano na tytuł, wybity wielką czcionką na pierwszej stronie kupowanej przez nas gazety.
Jak widać, nie wszyscy byli na bieżąco z piłkarskimi wydarzeniami ostatnich dni...
Euro 2012 za nami. Pamiętacie, czym pasjonowaliśmy się miesiąc temu? Odpowiedzią na pytanie: zdążą czy nie zdążą? Oczywiście z budową autostrady A2 między Łodzią a Warszawą. Ostatecznie zdążyli. Wspomniana droga uzyskała status przejezdności, zdefiniowanej w przygotowanej wcześniej naprędce ustawie, która nawiasem mówiąc sama w sobie stanowi swego rodzaju kuriozum.
Później zapadła cisza. Nigdzie jakoś nie natknęliśmy się na komunikaty informujące o natężeniu ruchu na tej trasie. Nie było chyba zbyt wielkie, zwłaszcza że Niemcy swój mecz ćwierćfinałowy z Grekami grali w Gdańsku, a nie w Warszawie. Korzystali co najwyżej z części A2 między zachodnią granicą Polski a Poznaniem. Nawet w dniu wspomnianego spotkania tym fragmentem autostrady, lepiej znanym, bo wcześniej oddanym, przemieszczało się jedynie o 10-15 proc. więcej pojazdów niż zazwyczaj.
Znacznie więcej uwagi niż eksploatacji nowych odcinków A2 media poświęciły tragicznemu wypadkowi z udziałem łosia, do którego doszło na tej autostradzie w województwie łódzkim. Nie wiadomo zatem, czy stachanowski pośpiech na sławetnym odcinku C był rzeczywiście potrzebny. Zwłaszcza, że za budowniczymi drogi nie nadążyły firmy, zajmujące się aktualizacją map w nawigacjach samochodowych, co wielu kierowcom niewątpliwie znakomicie utrudniło skorzystanie z najnowszego fragmentu A2. Trudno przecież przypuszczać, by zagraniczni zmotoryzowani kibice wybierający się na Stadion Narodowy śledzili konferencje prasowe ministra Sławomira Nowaka, relacjonującego postępy przy kładzeniu ostatniej warstwy asfaltu na "A-dwójce". Jechali tak, jak podpowiadały im mapy i wskazania nawigacji. A podpowiadały, jak wiemy, źle.
Można zresztą przypuszczać, że ani Ministerstwu Transportu, ani GDDKiA nie zależało specjalnie na zachęcaniu kierowców do podróżowania najnowszym odcinkiem A2. Po pierwsze dlatego, że jako nie w pełni ukończony nie jest on jeszcze całkowicie bezpieczny, a po drugie... Jeździ się tą drogą na razie za darmo. Zero zysków, sporo kłopotów, więc lepiej siedzieć cicho.
Owszem, uzyskanie ustawowej "przejezdności" było ważne, lecz nie ze względu na praktyczne znaczenie tego wydarzenia, ale z powodów wizerunkowych i prestiżowych. Poprawiało co nieco notowania rządu w oczach opinii publicznej i zdejmowało z Warszawy odium jedynej europejskiej stolicy pozbawionej jakiegokolwiek połączenia autostradowego z resztą świata.
Minister Nowak mówił, że "drogi na Euro nie grają". I... miał sporo racji. Zagadywani o media cudzoziemscy kibice chwalili polską gościnność, atmosferę na ulicach, jedzenie, urodę kobiet, niskie ceny piwa itd. Żaden jednak nie zająknął się nawet słowem na temat dróg. Ani w sensie pozytywnym, ani negatywnym. Skoro z punktu A do punktu B da się w miarę normalnie dojechać, skoro nie miałeś w Polsce wypadku, nie urwałeś zawieszenia w dziurze, nie naraziłeś się policji, to o czym tu gadać?
Euro 2012 zmieniło motoryzacyjny krajobraz Polski nie tylko dzięki inwestycjom infrastrukturalnym. Nigdy wcześniej przecież nie widywało się u nas tylu samochodów przystrojonych w narodowe barwy: flagi mocowane do bocznych szyb, biało-czerwone nakładki na boczne lusterka, wstążki na antenach itp. Dekoracje te nie zniknęły nawet po wyeliminowaniu naszej reprezentacji z turnieju. Chcemy wierzyć, że nie jest to li tylko przejaw lenistwa właścicieli aut...
Euro się skończyło i powoli wraca codzienność. Już pojawiły się doniesienia o braku końca konfliktu między GDDKiA a wykonawcą odcinka autostrady A1 na Śląsku, o ekologach, alarmujących, że budowa autostrady A2 zagraża siedliskom kumaka nizinnego i rzekotki drzewnej. Rzeczywistość skrzeczy. A także rechocze...