Rajd Dakar. Goczał na pierwszym miejscu po karach dla rywali!

Michał Goczał oraz Szymon Gospodarczyk ukończyli czwarty etap Rajdu Dakar na trzeciej pozycji, a Polacy uznali go za swój najlepszy dotychczasowy przejazd. Teraz okazało się jednak, że decyzją sędziów zaleźli się na pierwszym miejscu!

Najlepszy czas środowego etapu z metą w Rijadzie uzyskali Brazylijczycy Rodrigo Luppi De Oliveira i Maykel Justo, którzy wyprzedzili Amerykanina Austina Jonesa i Brazylijczyka Gustavo Gugelmina oraz Goczała z Gospodarczykiem. Po weryfikacji wyników okazało się, że dwie czołowe załogi otrzymały po sześć minut kary i spadły w klasyfikacji za Polaków.

Tym samym wszystkie dotychczasowe dakarowe odcinki w klasie UTV padły łupem biało-czerwonych. Prolog wygrali Marek Goczał z Łukaszem Łaskawcem, którzy byli najlepsi także we wtorek. W niedzielę najszybsi byli Domżała z Maciejem Martonem, a w poniedziałek swoje pierwsze zwycięstwo odniósł Michał Goczał.

Reklama

Środa była pechowa dla załogi Domżała, Marton. Najpierw zawodnicy musieli zamienić się miejscami z powodu problemów z łzawiącym okiem kierującego Domżały, a później ich samochód uderzył w auto rywala stojące w nieoznakowanym miejscu. Polacy poważnie uszkodzili samochód i musieli czekać na ciężarówkę serwisową. Dotarli do mety, ale z kilkugodzinną stratą.

"W tym wszystkim i tak było dużo szczęścia. Po skoku z wydmy dosłownie przelecieliśmy nad tym zawodnikiem i przodem uderzyliśmy w jego samochód. No idiota, przecież w takich sytuacjach kładzie się choćby kask na szczycie wydmy, żeby ostrzec innych. Na szczęście Maciek zostawił mu tylko ślad opony na kasku, ale cały przód mieliśmy rozbity" - powiedział po dotarciu na biwak Domżała.

Kierowca zespołu fabrycznego Can-Ama ma też inne zmartwienie. Od dwóch dni ma problemy z łzawiącym okiem, co bardzo utrudnia jazdę.

"Dzisiaj musieliśmy się zamienić na odcinku, bo praktycznie nic na to oko nie widziałem. Byłem już dwa razy w punkcie medycznym, ale tylko je przemyli i powiedzieli, że nic więcej nie mogą zrobić. Jechać z jednym okiem się nie da, bo ma się zupełnie inną ocenę sytuacji. Nawet jak wolno jechaliśmy, to nie zauważyłem jakiejś dziury. Teoretycznie to Maciek może prowadzić, ale nie wiem, czy taka zamiana ma sens, bo on jest najlepszy w nawigowaniu, a ja sobie gorzej z tym radzę" - dodał Domżała.

Domżała i Marton startują w Dakarze po raz czwarty. Każdy ich dotychczasowy występ to historia wzlotów i upadków. Już w 2019 roku w Ameryce Południowej zaskoczyli wszystkich, plasując się po czterech etapach w czołowej dziesiątce kategorii samochodów. Wówczas popełnili błąd nawigacyjny i wjechali w wąski kanion zakończony półką skalną, z której po kilku dniach ich Toyotę wydobył helikopter. Później przesiedli się na lekki pojazd UTV, wygrywali etapy, ale prześladowały ich też awarie. Przed rokiem odnieśli duży sukces, zajmując trzecie miejsce.

***

PAP/INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Rajd Dakar | Rajd Dakar 2022
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy