FIA ukarała Roberta Kubicę. Polaka skrytykował Ostberg

Robert Kubica nie zaliczy występu w Szwecji do udanych. Trzykrotnie wypadał z drogi i tylko dzięki pomocy kibiców dojechał do mety.

Okazuje się jednak, że słaby wynik to niejedyne konsekwencje wypadków na trasie. FIA nałożyła na Kubicę karę za groźne zdarzenie, do jakiego doszło podczas wypychania auta Kubicy z zaspy na OS14. Wówczas jeden z kibiców prawie wpadł pod przejeżdżającego Madsa OStberga.

Załogę ukarano za brak wystawienia znaku ostrzegającego o zagrożeniu, chociaż Polacy tłumaczyli, że poprosili o to jednego z kibiców. "Za karę" Kubica i Szczepaniak będą musieli wziąć udział w dwóch spotkaniach organizowanych przez FIA i poświęconych bezpieczeństwu na drogach.

Ostberg tak opisał tę sytuację w wywiadzie dla "Autosportu": - To nie była wina Kubicy, to się zdarza. Tam było wiele osób, które wypychały auto i mogli mnie nie słyszeć. Przejechałem przez szczyt i zobaczyłem samochód Kubicy i ludzi na drodze. Miałem nadzieję, że się odsuną, ale tego nie zrobili. Było całkiem blisko, zorientowali się że jadę, gdy byłem tuż obok. Jechałem na czwartym biegu, więc dość szybko. Widziałem ich, miałem kontrolę, ale to nie było miłe uczucie.

Reklama

Zdarzenie widać pod koniec poniższego filmu:

O ile w tej sytuacji Ostberg nie miał pretensji to Kubicy to już nie spodobała mu się sytuacja, do której doszło na OS12. Wówczas Kubica również opuścił drogę, kibice wepchnęli go na drogę, a Polacy wyjechali na trasę tuż przed Norwega, blokując go przez kilkaset metrów, zanim znalazło się miejsce na tyle szerokie, że Kubica mógł zjechać i przepuścić szybsze auto.

- Nie wiem, co chciał zrobić Kubica - powiedział "Autosportowi" Ostberg. - Stał na poboczu, a potem ruszył przede mnie. Musiałem zwolnić, bo jechał wolno. Myślę, że skoro stali na wolnych obrotach to powinni słyszeć, że nadjeżdżam. Utknęliśmy nie na długo, ale strata czasowa nie była mała, ponadto zniszczyliśmy przednią szybę.

Sam Kubica zgodził się z zarzutem, że jadąc za kimś traci się czas.Podkreślił jednak, że zjechał natychmiast, gdy było miejsce - po 300 lub 400 metrach.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy