Było coś nowego: zakręty!

Rajd Dakar w Ameryce Południowej przeszedł już do historii. Spory sukces odniósł Krzysztof Hołowczyc.

Ze stolicy Buenos Aires wyruszyło na trasę 195 samochodów osobowych. Do mety dotarło 89. Polak marzył o pierwszej dziesiątce, a ukończył zawody na piątej pozycji. To najlepszy wynik w historii polskich samochodowych startów w Dakarze. Trudno się więc dziwić, że na mecie Hołek był uradowany jak nigdy. Chętnie znalazł czas na rozmowę z reporterem INTERIA.PL, który towarzyszył rajdowi.

- Jesteś zapewne szczęśliwy?

- Jasne. Czuję się rewelacyjnie. Cieszę się, że moja czteroletnia praca przyniosła wreszcie efekty. Gdyby ktoś mi powiedział na stracie, że zajmę piąte miejsce, to na pewno bym mu nie uwierzył! Odniosłem sukces i nikt mi go już nie odbierze.

Reklama

- Co złożyło się na twój wynik? Przecież do poprzednich "dakarów" także byłeś dobrze przygotowany, a kończyły się niepowodzeniem.

- Zmieniłem drastycznie sposób jazdy. Na bezdrożach Argentyny i Chile byłem kierowcą "dakarowym", a nie rajdowym. Tym razem nie naciskałem "do podłogi" gazu, nie pędziłam na złamanie karku przed siebie, ale jechałem spokojnie, z rozwagą. Po prostu myślałem.

- Jak podobała ci się trasa?

- Rajd był po prostu super. A jednocześnie bardzo męczący. Myślę nawet, że organizator nieco przesadził z trudnościami. Zaplanował sobie ot taki nieco dłuższy "rajdzik" WRC (World Rally Championship - przyp. red.) a wyszła mu mordercza impreza. Zwłaszcza pustynia Atacama pokazała wszystkim uczestnikom prawdziwe rogi. Masę pojazdów tam dachowało, rolowało... W Afryce aż tak źle nie było.

- Ale gdy spotkaliśmy się na jednym z odcinków w Chile mówiłeś, że rajd jest bardziej "strawny" dla ciebie?

- Owszem owszem. Bo od czasu do czasu mogliśmy przespać się w hotelu. Tego w Afryce nie było.

- Czym jeszcze Dakar w Ameryce Południowej różnił się od tego afrykańskiego?

- Były zakręty. Serio! W Afryce jedziesz setki kilometrów prosto i prosto, czekasz tylko na wielką dziurę. Tam jest tylko tak: hamowanie, przejazd przez dziurę i przyspieszanie. Hamowanie, kolejny przejazd i tak w koło Macieju. Jest po prostu strasznie nudno. Kierowcy mało zwrotnych buggy, np Schlesser krzyczą i płaczą, że tutaj nie daliby sobie rady. I owszem. Nie daliby. Tutaj są zakręty! A oni ich nie lubią.

- A z drugiej strony całkiem nieźle spisywały się na południowoamerykańskich bezdrożach wielkie i przyciężkawe hummery?

- Właśnie. Dobry przykład. Robby (Gordon, trzeci w generalce - przyp. red) radził sobie świetnie. Po prostu swoim hummerem jechał jak potrafił najszybciej, a nie narzekał na trasę.

- Gdybyś ty decydował, gdzie miały by być rozgrywane kolejne edycje Dakaru? Który kontynent byś wybrał?

- Ja już teraz wiem, że przyszłoroczny rajd będzie tutaj, w Ameryce Południowej. Ta impreza się tak wspaniale udała, jest tak medialna, że nie ma innego wyboru.

- Zauważyłeś jak ludzie w Argentynie i Chile żyli tym rajdem? Jak wielkie było nim zainteresowanie?

- Oczywiście. To było widoczne na każdym kroku. Widać, że pokochali tę imprezę.

- Ale z drugiej strony ta biedna Afryka trochę żyła z waszego rajdu.

- No ale sorry, jeżeli ktoś przychodzi tam do nas z rakietą i karabinem i mówi nam uciekaj z naszej ziemi to my przyjedziemy do ziemi, która jest dla nas przyjazna.

- A więc do zobaczenia za rok! W Ameryce Południowej! Kiedyś powiedziałeś, że możesz rywalizować w Dakarze o zwycięstwo. Może już a rok?

- Może...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Chile | Dakar | Krzysztof Hołowczyc | rajd
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy