Znak zakazu wjazdu dla pojazdów z LPG. Czy za jego złamanie grozi mandat?

Po polskich drogach porusza się około 3 milionów pojazdów zasilanych gazem LPG. Tankowanie tańszego paliwa, nawet jeśli auto zużywa go więcej, oznacza niższe koszty użytkowania. W pewnych sytuacjach posiadanie instalacji LPG może rodzić trudności z wjazdem na przykład na parkingi podziemne. Przepisy są tu jednak niedoskonałe.

Czy za złamanie zakazu wjazdu dla pojazdów z LPG grozi mandat?
Czy za złamanie zakazu wjazdu dla pojazdów z LPG grozi mandat?Jan GraczyńskiEast News

Samochody z LPG najczęściej nie mają wstępu do garaży podziemnych, np. galerii handlowych czy zwykłych budynków mieszkalnych. To spore utrudnienie, choć w oparciu o przepisy trudno ukarać kierowców łamiących ten przepis. Na kary są jednak narażeni ci, którzy mimo zakazu wjadą na parking, a z powodu instalacji LPG dojdzie np. do pożaru. Wtedy może dojść do sprawy sądowej i obciążenia winnego kierowcy kosztami za zniszczenia.

Znak zakaz wjazdu dla pojazdów z LPG

Tabliczka informująca o zakazie przypomina znak B-1 informujące o zakazie ruchu w obu kierunkach, różni się od niej wymiarami (najczęściej) oraz napisem LPG (zawsze). W ustawie Prawo o ruchu drogowym nie znajdziemy jednak takiego znaku, co sprawia, że np. wezwana na miejsce policja czy straż miejska nie może ukarać kierowcy, który złamał zakaz.

Jej stosowanie wynika z zupełnie innych przepisów dotyczących ochrony przeciwpożarowej obiektów. Chodzi o rozporządzenie Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji z 7 czerwca 2010 roku, w którym czytamy między innymi, że: "właściciele, zarządcy lub użytkownicy budynków oraz placów składowych i wiat, z wyjątkiem budynków mieszkalnych jednorodzinnych: umieszczają, przy wjazdach do garaży zamkniętych z podłogą znajdującą się poniżej poziomu terenu, czytelną informację o dopuszczeniu lub niedopuszczeniu parkowania w tych garażach samochodów zasilanych gazem płynnym propan-butan, o których mowa w przepisach techniczno-budowlanych."

To z kolei jest powiązane z innym zapisem z rozporządzenia Ministra Infrastruktury w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie. W par. 108 ust. 1 pkt 4 można znaleźć zapis, że: "w garażu zamkniętym należy stosować wentylację: mechaniczną, sterowaną czujkami niedopuszczalnego poziomu stężenia gazu propan-butan - w garażach, w których dopuszcza się parkowanie samochodów zasilanych gazem propan-butan i w których poziom podłogi znajduje się poniżej poziomu terenu".

Takie przepisy wynikają z praw fizyki. Gaz LPG, czyli skroplony gaz płynny, jest mieszaniną propanu i butanu. Jest on bezbarwny, bezwonny i nie rozpuszcza się w wodzie. Ma jednak charakterystyczny zapach dodawany sztucznie do celów bezpieczeństwa, aby móc wyczuć jego wyciek. Autogaz (LPG) jest lżejszy od powietrza, dlatego może się gromadzić w takich miejscach jak zagłębienia podłogi. Po osiągnięciu odpowiedniego stężenia może dojść do wybuchu, gdy pojawi się iskra elektryczna lub ogień. W związku z tym znak zakazu umieszczony przy wjeździe na parking podziemny oznacza, że nie można wjechać do garażu samochodem zasilanym LPG, ponieważ nie został on wyposażony w odpowiednią wentylację i czujniki. Po stronie zarządcy obiektu spoczywa obowiązek poinformowania kierowców, czy w budynku można parkować samochody zasilane LPG. Czy kierowcę łamiącego ten przepis można jednak w jakiś sposób ukarać?

Co grozi za złamanie zakazu wjazdu z LPG?

Jak wspomnieliśmy, znak ten nie jest opisany przepisami zawartymi w kodeksie, dlatego policja czy straż miejsca mają związane ręce. W teorii za jego egzekwowanie odpowiedzialna jest administracja budynku, która może odholować pojazd lub wejść z kierowcą na drogę sądową czy też nałożyć na niego karę opisaną w regulaminie parkingu, bo wjeżdżając na niego niejako automatycznie akceptujemy jego treść. Są to jednak bardzo indywidualne sprawy i ciężko o konkretne rozwiązania.

Warto wiedzieć jednak, że np. w Niemczech znak "zakaz wjazdu dla pojazdów z LPG" jest opisany konkretnymi przepisami i zagrożony mandatem w wysokości od 20 euro. Do tego mogą dojść jeszcze wyższe koszty związane z odholowaniem pojazdu. I w Polsce i gdziekolwiek indziej warto więc po prostu respektować znaki, nawet jeśli w teorii nie są one "legalne".

Rondo Solidarności w Nowym Sączu Krzysztof MocekINTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas