Zapomniała o drobnej formalności, groziła jej kara 30 tys. zł
W Polsce można zostać ukaranym za jazdę bez prawa jazdy mimo posiadania stosownych uprawnień. Problem wciąż dotyczy dokumentów zawieszonych czasowo np. po przekroczeniu prędkości o ponad 50 km/h w obszarze zabudowanym. W takiej sprawie interweniował właśnie Rzecznik Praw Obywatelskich.
Udogodnienia z których korzystać mogą polscy kierowcy rodzą niekiedy nietypowe problemy. Dotyczy to chociażby cyfrowego prawa jazdy, dzięki któremu siadając za kierownicę nie musimy posiadać przy sobie fizycznego dokumentu. Kłopoty pojawiają się często, gdy przyłapany na zbyt szybkiej jeździe kierowca czasowo straci uprawnienia. Wielu zmotoryzowanych błędnie zakłada, że skoro prawo jazdy zatrzymywane wirtualnie (policja dokonuje stosownego wpisu w CEPiKu), po okresie "kary", uprawnienia przywracane są automatycznie. Chociaż wskazywałaby na to logika, tak niestety nie jest.
W rzeczywistości, by odzyskać "zatrzymany" dokument, musimy wystąpić do stosownego urzędu z konkretnym wnioskiem. Do 1 lipca bieżącego roku, gdy zniesiono tzw. opłatę ewidencyjną, do wniosku trzeba jeszcze było załączyć potwierdzenie wniesienia opłaty w wysokości 50 groszy. Rodziło to - i wciąż rodzi - kuriozalne sytuacje w czasie kontroli drogowych. Często dochodzi bowiem do sytuacji, gdy na drodze policjanci informują kierowcę, że jego uprawnienia nie "wznowiły się" automatycznie i w ich opinii doszło do wykroczenia polegającego na prowadzeniu pojazdu bez uprawnień. Kara za takie zachowanie - przynajmniej w teorii - sięgnąć może grzywny w wysokości nawet 30 tys. zł.
W podobnej sprawie interweniował właśnie Rzecznik Praw Obywatelskich. Chodziło o zdarzenie z 18 stycznia 2022 roku, gdy policjanci zatrzymali do kontroli kobietę kierującą samochodem osobowym i skierowali sprawę do sądu. Ten w trybie nakazowym skazał kobietę na karę grzywny m.in. "za prowadzenie samochodu bez uprawnień". Oskarżenie poparte było dowodami m.in. z pism urzędowych. Te jednak jednoznacznie wskazywały jednak, że w momencie kontroli oskarżona odzyskała już - tymczasowo wcześniej utracone - uprawnienia. Nie wystąpiła jedynie z wnioskiem o zwrot zatrzymanego prawa jazdy. Tyle, że okazanie go w czasie kontroli nie jest przecież wymagane.
Wątpliwości RPO wzbudził nie tylko sam wyrok, ale i sposób prowadzenia sprawy. Orzekanie w postępowaniu nakazowym jest możliwe w sytuacji spełnienia określonych warunków (art. 93 § 1-4 k.p.w.). Jednym z nich jest brak wątpliwości co do okoliczności czynu i winy obwinionego. RPO zwraca jednak uwagę, że z dołączonego do wniosku o ukaranie dowodu w postaci pisma Urzędu Miasta wynika między innymi, że kobieta posiada uprawnienia do kierowania pojazdami silnikowymi kategorii "B", które zatrzymano jej na okres trzech miesięcy (od dnia 4 września 2021 r. do dnia 4 grudnia 2021 r) oraz, że - mimo upływu terminu zatrzymania - nie wystąpiła ona z wnioskiem o zwrot prawa jazdy.
Rzecznik nie ma wątpliwości, że treść powyższego dowodu "nie uzasadnia zarzutu objętego wnioskiem o ukaranie w zakresie braku w chwili zatrzymania uprawnień do kierowania pojazdami po drodze publicznej".
Biorąc powyższe pod uwagę rzecznik wniósł kasację od wyroku nakazowego. 7 grudnia Sąd Najwyższy przyznał mu rację. SN uznał, że osoba po upływie okresu, na jaki zatrzymano prawo jazdy, nie może być traktowana w ten sam sposób, co osoba nieposiadająca uprawnień. Powołał się przy tym na orzecznictwo NSA, które dowodzi, że definicję pozbawienia prawa jazdy (zgodnie z art. 94 par 1. kw) odnoszą się do definicji zawartych w kodeksach (karnym i wykroczeń) oraz Prawie o ruchu drogowym, a nie "stanów faktycznych", czyli no nie odebraniu dokumentu od organów administracyjnych. SN uchylił zaskarżony przez RPO wyrok i przekazał sprawę Sądowi Rejonowemu do ponownego rozpoznania.