Polacy znaleźli sposób na uniknięcie mandatów z fotoradarów
Polscy kierowcy znaleźli sposób, by nie płacić mandatów za zdjęcia z fotoradarów. Trzeba jednak przyznać, że jest on nieco ryzykowny.
Spis treści:
Dostałeś informację o przekroczeniu prędkości zarejestrowanym przez fotoradar? Jako właściciel auta jesteś zobowiązany do wskazania osoby, która prowadziła samochód w chwili uwiecznionej na zdjęciu. Nie każdy jednak chce się stosować do tego wymogu.
Zdjęcie z fotoradaru. Wysoka kara za niewskazanie kierowcy
Przed wprowadzeniem nowych regulacji i zmian w taryfikatorze, kara za nieujawnienie sprawcy wykroczenia była automatycznie nakładana na właściciela pojazdu i wynosiła tylko 500 złotych. Wielu kierowców, by uniknąć punktów karnych, korzystało z tego i wskazywało, że nie pamiętają, kto siedział za kierownicą. Od zmiany przepisów kary za niewskazanie zależą od popełnionego wykroczenia i są znacznie wyższe:
- niewskazanie sprawcy przekroczenia prędkości - dwukrotność wysokości mandatu za dane wykroczenie, ale nie mniej niż 800 zł
- niewskazanie kierującego, który doprowadził do zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym - minimum 2000 zł
- w sprawach o przestępstwo - nie mniej niż 4000 zł
- w sprawach o pozostałe wykroczenia - nie mniej niż 500 zł
Aby uniknąć podwyższonej kary, właściciel pojazdu powinien przyznać się do wykroczenia, jeśli popełnił je on sam, lub wskazać osobę, która w danym momencie prowadziła samochód i otrzyma karę za samo wykroczenie.
Polscy kierowcy już mają sposób na zdjęcia z fotoradarów
Jednak wysokość kary za samo przewinienie, a przede wszystkim ryzyko otrzymania punktów karnych sprawia, że wielu kierowców nie chce przyznawać się do winy. Oczywiście spryciarze już znaleźli sposób jak wymigać się od odpowiedzialności.
Temat dotyczy nie tylko samochodów, ale i motocykli, które jeźdźcy prowadzą w kaskach, co utrudnia ich identyfikację w przypadku, gdy np fotoradar "ustrzelił" motocykl od tyłu, z widoczną tablicą rejestracyjną. Zamiast przyznać się do winy, wolą wskazać "sprawcę" wykroczenia, czyli osobę, której w momencie popełnienia wykroczenia udostępnili pojazd, podając dane osoby mieszkającej poza Unią Europejską. Wykorzystują oni fakt, że nie istnieje skuteczny system wymiany danych osobowych i informacji o kierowcach pomiędzy służbami państw należących do wspólnoty europejskiej i tych, które nie są częścią UE. Służby takich państw jak Białoruś i Ukraina nie współpracują z polską policją, zatem zweryfikowanie prawdziwości podanych informacji, a przede wszystkim ukaranie potencjalnego sprawcy wykroczenia może nie jest niemożliwe, ale prawdopodobieństwo wystąpienia takiego zdarzenia jest niewielkie. W efekcie wiele tego typu spraw trafiających do sądu zostaje umorzonych z powodu braku sprawcy.
Sposób na "kierowcę z Ukrainy". Polacy unikają mandatów
O ile faktycznie wykroczenia dopuścił się obywatel kraju spoza Unii Europejskiej, właściciel pojazdu może w ten sposób legalnie uniknąć odpowiedzialności za przewinienie dokonane za kierownicą jego samochodu. Biorąc pod uwagę liczbę obywateli Ukrainy przebywających na terenie Polski, można się spodziewać, że takie sytuacje miewają miejsce. Jednak część kierowców wykorzystując tę możliwość w prawie, podaje nieprawdziwe informacje, a to zgodnie z kodeksem karnym (art. 233 KK) jest przestępstwem, za które grozi nawet kara więzienia:
§ 1. Kto, składając zeznanie mające służyć za dowód w postępowaniu sądowym lub w innym postępowaniu prowadzonym na podstawie ustawy, zeznaje nieprawdę lub zataja prawdę, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.