Koszmar rodziny potrąconego: ofiara w śpiączce, a śledztwo stoi w miejscu

Reporterzy „Interwencji” Polsatu opisali tragiczną historię pana Tomasza, który dwa lata temu został potrącony przez samochód. Od tego czasu znajduje się w śpiączce, zaś śledztwo w sprawie wypadku trwa, przez co rodzina nie może nadal liczyć na żadne pieniądze z odszkodowania. Rehabilitacja zaś jest bardzo kosztowna.

Do tragicznego zdarzenia doszło 13 maja 2022 roku. Pan Tomasz z Łodzi był studentem medycyny i właśnie wracał do domu po zajęciach. Kiedy przechodził przez przejście dla pieszych, został potrącony przez samochód. Chociaż prędkość wydawała się nieduża, obrażenia okazały się bardzo poważne.

Po roku spędzonym w szpitalach, pan Tomasz wrócił do rodzinnego domu w Czeladzi. Znajduje się pod opieką rodziców, którzy muszą pokrywać koszty jego rehabilitacji, dochodzące do nawet 30 tys. zł miesięcznie.

Śledztwo w sprawie potrącenia pieszego trwa już dwa lata

Chociaż od wypadku minęły już dwa lata, śledztwo nadal się nie zakończyło. Dlatego rodzice pana Tomasza skontaktowali się z reporterami "Interwencji", aby pomogli oni nagłośnić sprawę. Stawka jest naprawdę wysoka, ponieważ gdyby winnym spowodowania wypadku został uznany kierowca, koszty leczenia i rehabilitacji pana Tomasza mogłyby być finansowane z OC pojazdu kierującego.

Reklama

Wypadek został zarejestrowany kamerą zamontowaną w samochodzie przypadkowego kierowcy, wydawało się więc, że sprawa zostanie szybko zakończona. I tak się stało. Po roku śledztwa prokuratura, opierając się na opinii biegłego, zakończyła postępowanie, uznając, że winnym zdarzenia jest pan Tomasz. Taki werdykt oznaczał, że poszkodowanemu nie należy się żadne odszkodowanie.

Rodzice pana Tomasza nie zgodzili się z decyzją i prywatnie zlecili przygotowanie nowej opinii. Według zatrudnionego przez nich biegłego, obarczenie winą pieszego było niesłuszne. Decyzja o zakończeniu sprawy została więc zaskarżona i sąd przychylił się do tego wniosku. Powołano kolejnego biegłego i na podstawie jego opinii o doprowadzenie do zdarzenia oskarżono kierowcę Audi, który usłyszał zarzut spowodowania wypadku z ciężkim uszczerbkiem na zdrowiu, za co grozi mu do 8 lat więzienia. Śledczy uznali jednak, że do zdarzenia przyczynił się także pan Tomasz.

Kiedy pieszy ma pierwszeństwo - przepisy

Chociaż obecne stanowisko śledczych jest dla rodziny pana Tomasza nieporównywalnie korzystniejsze od poprzedniego, nadal uważają je za sprawiedliwe. Jak tłumaczy pani Aleksandra, matka pana Tomasza:

Wtóruje jej Emil Głusek, pełnomocnik rodziny pana Tomasza:

Niestety sprawa nie jest taka prosta. "Wtargnięcie" jest terminem potocznym i nie różni się niczym od "wejścia" - istotne jest to, gdzie znajdował się pojazd. Ponadto słowa pełnomocnika, o tym, że "pieszy przy krawędzi jezdni ma pierwszeństwo" są wyłącznie jego interpretacją. W Polsce nie ma takiego prawa.

Co więc mówi ustawa Prawo o ruchu drogowym? Zgodnie z art. 13, ust. 1a:

Znowelizowane od połowy 2021 roku przepisy dotyczące pierwszeństwa pieszych, dodały fragment mówiący o pieszym "wchodzącym". Wywołało to pewną konsternację, ponieważ prawo nie definiuje czym jest "wchodzenie". Pozostawiono to zatem indywidualnej ocenie w każdej konkretnej sytuacji. W efekcie często, zarówno przez policję jak i przez sądy, za pieszego "wchodzącego" uznaje się każdego pieszego, który zbliża się do przejścia lub w inny sposób sygnalizuje intencję wejścia na pasy.

Taka interpretacja wydaje się stać w sprzeczności z zamiarami ustawodawcy, ponieważ pierwotnie projekt zmian zakładał właśnie pierwszeństwo pieszego "zbliżającego się do przejścia". W ostatecznie przyjętych przepisach zmieniono to jednak na pieszego "wchodzącego", wskazując tym samym, że nie chodzi o pieszych znajdujących się w okolicach przejścia, a aktywnie na nie wchodzących.

Taką interpretację potwierdziło zresztą Ministerstwo Infrastruktury w odpowiedzi na interpelację posła PiS Artura Szałabawki, który pochylił się nad problemem korkowania się niektórych rond bez sygnalizacji świetlnej. Jak wyjaśnił, przez zmianę przepisów o pierwszeństwie pieszych, kierowcy mają duże problemy z wjechaniem na takie ronda, ponieważ w godzinach dużego nasilenia ruchu, niemal zawsze jakiś pieszy zmierza w stronę przejścia, więc kierowcy muszą stać i go przepuszczać. Poseł pytał więc, czy ministerstwo rozważa zmiany w przepisach, które pozwoliłyby na unikanie takich zatorów w ruchu.

Ministerstwo odpowiedziało natomiast, że prace takie nie są prowadzone, ponieważ obecne przepisy nie powodują wyżej wymienionych problemów. Jak wyjaśnił sekretarz stanu Rafał Weber w Ministerstwie Infrastruktury:

"Na wstępie uprzejmie wskazuję, że w interpelacji nieprecyzyjnie wskazano, że "jedną z rewolucyjnych zmian podczas niedawnej nowelizacji przepisów ruchu drogowego, było wprowadzenie pierwszeństwa pieszego przed wejściem na przejście dla pieszych". Pragnę poinformować, że ustawa (...) wprowadziła przepisy zwiększające bezpieczeństwo pieszych na drogach poprzez nałożenie na kierującego pojazdem obowiązku nienarażania na niebezpieczeństwo pieszego znajdującego się na przejściu albo na nie wchodzącego. Zgodnie z tymi przepisami, pieszy wchodzący na przejście dla pieszych ma pierwszeństwo przed pojazdem, za wyjątkiem tramwaju".

Innymi słowy, pieszy znajdujący się poza przejściem, nie ma pierwszeństwa. Nieważne czy się do niego zbliża, czy przed nim stoi. Nabywa pierwszeństwo w momencie wchodzenia na przejście. Czy zatem nowe przepisy miały niczego nie zmienić w pierwszeństwie pieszych? Bynajmniej. Kiedy mieli oni pierwszeństwo dopiero na pasach, kierowcy mogli być skłonni do obserwowania tylko samych przejść dla pieszych. Tymczasem chodzi o to, żeby obserwować również okolice przejść i reagować również na osoby, które na przejście wchodzą. Dzięki temu kierujący powinni mieć więcej czasu na reakcję na widok pieszego i zatrzymanie się.

Obowiązki pieszego na drodze - co mówią przepisy?

Ponadto trzeba również pamiętać o innych przepisach, które nakładają szereg obowiązków na pieszych. Zgodnie z art. 14, ust. 1 Kodeksu drogowego:

Właśnie do tego zapisu odnosi się pojęcie "wtargnięcia" przed pojazd. Z kolei art. 13, ust. 1 Kodeksu drogowego mówi:

Innymi słowy pieszy nie może po prostu wejść na przejście i liczyć, że nic mu się nie stanie. Ma obowiązek obserwacji otoczenia i oceny sytuacji panującej na drodze. Zresztą ostrożność w ruchu drogowym wymagana jest zawsze i nieustannie, o czym informuje art. 3, ust. 1:

W tym miejscu znajduje się zresztą ciekawy i rzadko wspominany zapis o unikaniu działania mogącego stwarzać zagrożenie oraz o tym, że działaniem jest również "zaniechanie". Jak to rozumieć?

Przykładowo, jeśli kierowca widzi jadący w jego stronę pojazd, z którym zaraz się zderzy, a ma możliwość zahamowania lub zmiany toru jazdy by uniknąć zdarzenia, ale tego nie robi, może zostać oskarżony o przyczynienie się do wypadku, nawet jeśli miał pierwszeństwo. Przepisy jasno bowiem wskazują, że uczestnicy ruchu nie mogą być bierni, tylko muszą reagować na pojawiające się zagrożenia i starać się im zapobiegać. Do tego zapisu śledczy sięgają zwykle rzadko, bo nikt nie ocenia, czy ktoś z lepszym refleksem mógłby uniknąć wypadku - liczy się jakiekolwiek działanie obronne. Często też na reakcję jest za mało czasu.

Jaki był przebieg wypadku pana Tomasza?

Spójrzmy jeszcze na zapis samego wypadku. Z nagrania wynika, że pan Tomasz stał przed przejściem i czekał aż przejedzie biała Skoda. Wtedy ruszył, choć tuż za nią jechało Audi. Trudno powiedzieć, czy nie zauważył drugiego pojazdu, czy uznał, że kierowca go widzi i zatrzyma się w porę. Od momentu wejścia pana Tomasza na przejście do potrącenia minęło koło 1,5 sekundy. Biegli przyjmują, że średni czas reakcji kierowcy plus czas reakcji układu hamulcowego to 1 sekunda. Nie wiadomo, czy kierujący rozpoczął hamowanie jeszcze przed uderzeniem, ale auto zatrzymało się (pomimo mokrej i śliskiej nawierzchni) tuż za przejściem.

Jak w kontekście przywoływanych przepisów, można ocenić to zdarzenie? Sprawa nie jest niestety prosta. Według Włodzimierza Mogiły, dyrektora WORD w Częstochowie, którego reporterzy "Interwencji" poprosili o opinię, pan Tomasz nie złamał zakazu wchodzenia bezpośrednio przed nadjeżdżający pojazd, ponieważ został uderzony lewą, dalszą stroną, a nie prawą. Tylko czy można mówić, że nie było to wejście bezpośrednio przed pojazd, skoro kierowca miał sekundę na reakcję oraz pół sekundy na zatrzymanie, co jest fizycznie niewykonalne? Może właśnie dlatego pierwszy biegły nie dostrzegł tu winy kierowcy.

Z drugiej strony kierowca także ma obowiązek obserwacji drogi i zachowania szczególnej ostrożności podczas zbliżania się do przejścia, a w razie potrzeby także zmniejszenia prędkości. Powinien widzieć pieszego stojącego przed przejściem i zakładać, że choć stoi i przepuścił poprzedni samochód, może nagle wejść na pasy. Druga opinia biegłego najwyraźniej skupiła się właśnie na tym obowiązku kierowcy i stąd to on jest obecnie głównym oskarżonym. Mimo to śledczy nadal uważają, że nie on ponosi pełnię winy za to zdarzenie, uznając, że pan Tomasz swoim postępowaniem przyczynił się do wypadku.

To tragiczne zdarzenie pokazuje, jak ważne jest proste i precyzyjne prawo, które nie pozostawi pola do interpretacji. Obecnie obowiązujące przepisy są najwyraźniej złe, skoro biegli, prokuratorzy i sędziowie, po dwóch latach dochodzenia, nie są w stanie ustalić jednoznacznie winy za wypadek. I to wypadek, którego przebieg został zarejestrowany kamerą.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: przepisy ruchu drogowego | pierwszeństwo pieszych
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy