Dwa auta skręcają na ten sam pas. Kto ma wtedy pierwszeństwo?
Często zdarza się, że kierowcy nie znają dokładnego brzmienia konkretnych przepisów, a stosują się do nich na bazie ogólnej logiki i własnych przyzwyczajeń. Niestety zdarza się czasami, że to co wydaje się logiczne i naturalne, nie zawsze jest zgodne z przepisami. Brak umiejętności rozróżnienia niepisanych zasad od faktycznych przepisów, doprowadza nie raz do niebezpiecznych sytuacji. Takich jak opisywana poniżej.
Jeden z naszych czytelników przesłał do naszej redakcji list, opisujący kontrowersyjną jego zdaniem sytuację, w której brał udział. Oddajmy mu głos:
"Na skrzyżowaniu z sygnalizacją świetlną skręcałem w lewo. W tym czasie z przeciwka nadjechało kilka samochodów, które przepuściłem. Przed przejściem dla pieszych, po którym szli ludzie, zatrzymała się żółta furgonetka. Ja przepuściłem jeszcze nadjeżdżającą z przeciwka ciężarówkę i dostrzegłem za nią zielone auto sygnalizujące kierunkowskazem zamiar skręcenia w prawo.
Zamierzałem skręcić na lewy pas poprzecznej, trzypasowej jezdni. Zakładałem, że kierowca zielonego samochodu skręci na sąsiedni, środkowy pas, który był wolny. Kiedy przystąpiłem do skręcania okazało się, że zielony samochód wpycha się na lewy pas, zamiast na środkowy.
Niestety zorientowałem się za późno i doszło do zderzenia mojego samochodu z tamtym pojazdem. Nie było ono wprawdzie groźne, ale mimo to w moim nowym samochodzie został poważnie wgnieciony prawy błotnik, a ponadto tamten pojazd wyrwał mi przedni zderzak. Nie byłem w stanie dojechać do domu, moje auto musiało być przewiezione na lawecie pomocy drogowej.
Uważam, że nie ponoszę żadnej winy za tę kolizję, a winien jest wyłącznie kierowca zielonego auta. Mógł on przecież skręcić na pas środkowy i wtedy ja zająłbym bezproblemowo lewy pas. Nie wiem po co pchał się na lewy pas?
Wezwaliśmy policję, ale funkcjonariusze uznali, że to ja jestem sprawcą kolizji. Odmówiłem przyjęcia mandatu, bo zupełnie nie zgadzam się z takim werdyktem. Czekam teraz na rozprawę w sądzie. Czy możecie upewnić mnie, że mam rację i podać konkretne przepisy, które to potwierdzają?
Pozdrawiam, czytelnik Janusz"
Niestety, musimy rozczarować naszego czytelnika. Jedyny przepis, który należy tu przytoczyć to art. 25 ust. 1 ustawy Prawo o ruchu drogowym:
Nie ulega wątpliwości, że zielony samochód skręcał w prawo, podczas gdy nasz czytelnik, kierujący czerwonym autem, w lewo. Z założenia zielony pojazd miał zatem pierwszeństwo przed czerwonym. Nie istnieje natomiast przepis, który nakazywałby kierującemu zajęcie po skręceniu konkretnego pasa ruchu. Kierowca zielonego samochodu mógł wybrać dowolny pas. Wybrał lewy.
To nasz czytelnik, skręcając w lewo swoim czerwonym autem, powinien był uważnie obserwować zachowania pojazdów skręcających w prawo i w razie potrzeby ustąpić im pierwszeństwa. Wystarczyło patrzeć na tor jazdy zielonego samochodu i wówczas pan Janusz nie byłby "zaskoczony" tym, że wspomniany pojazd skręcił na lewy pas poprzecznej jezdni.
Nie możemy zatem przyznać naszemu czytelnikowi racji, natomiast mieli ją policjanci proponujący przyjęcie mandatu. Teraz pana Janusza czeka rozprawa w sądzie, która będzie zupełnie niepotrzebna.
Wprawdzie nasz czytelnik ma rację, że gdyby kierowca zielonego samochodu skręcił na pas środkowy, to on mógłby w tym samym czasie skręcić na lewy pas i tory jazdy obu aut nie przecięłyby się. Dzięki temu oba samochody mogłyby sprawniej opuścić skrzyżowanie. To jednak tylko aspekt praktyczny i często stosowana niepisana zasada. Jednak z formalnego punktu widzenia kierujący zielonym autem miał pierwszeństwo i mógł zająć po skręceniu dowolny pas. Nie wolno przedkładać praktycznych wniosków i oczekiwań ponad przepisy.
W dodatku, wnioskując ze szkicu naszego czytelnika (na podstawie którego wykonaliśmy powyższe grafiki) i biorąc pod uwagę usytuowanie pojazdów po kolizji stwierdzić należy, że to nasz czytelnik wjechał w lewy bok tamtego pojazdu. Świadczy o tym chociażby zerwany zderzak w jego aucie. A przecież wystarczyło tylko przyhamować widząc zielony samochód wjeżdżający na lewy pas. Przypuszczamy zatem, że pan Janusz chciał na siłę wyegzekwować swoje domniemane pierwszeństwo i w ten sposób to on doprowadził do kolizji.
Z tej sprawy płynie dla niego tylko jeden pocieszający wniosek - człowiek uczy się na błędach, chociaż ta nauka bywa kosztowna. No i niestety kłania się tutaj po raz kolejny zupełnie błędne, dowolne interpretowanie przepisów, a to świadczy z kolei o bardzo słabym wyszkoleniu polskich kierowców. Podobnie bywa w przypadkach wielu innych kolizji, kiedy to każdy z uczestników jest święcie przekonany, że to on miał rację, a co za tym idzie, pierwszeństwo. W rezultacie do takich kolizji zupełnie niepotrzebnie wzywana jest policja, a czasem tego rodzaju banalne zdarzenia muszą być rozpatrywane przez sądy.
***