"L-ka", czyli zawalidroga?
Z wielką uwagą i zaciekawieniem przeczytałem WSZYSTKIE komentarze, dotyczące Polowania na czarownice. Biorąc pod uwagę prawie 1050 komentarzy i ocenę średnią 4,5 dochodzę do wniosku, że dobrze zrobiłem, że problem był, jest i chyba dalej będzie. Że w końcu ktoś musi przerwać tą złą passę.
Pisząc ten artykuł nie było moim zamiarem pozamykać resztę uczciwych egzaminatorów ani WORD-ów. Chciałem tylko, by cały ten bałagan wywlec na wierzch, by ujrzał światło dzienne. Ktoś, kto nic nie robi niczego nie zrobi. Gorąco i serdecznie chciałem podziękować za wszystkie komentarze - myślę, że ich liczba przerosła oczekiwania nawet INTERII. Ludziom z portalu też należą się podziękowania za odwagę. Chyba warto było.
Problem powstał w 1993 r.,kiedy powstały ośrodki egzaminowania kierowców. Instruktorzy burzyli się przez te wszystkie lata, protestowali, próbowali walczyć. Zawsze góra obiecywała, że weźmie pod uwagę głosy tych najbardziej zainteresowanych. Niestety, nigdy to się nie udało. Dlaczego naszego środowiska unika się jak ognia przy opracowywaniu nowych rozwiązań prawnych, dotyczących prawa drogowego? Dlaczego WORD-y nie chcą współpracować z nami? Były obietnice i na tym się skończyło.
Wmawianie ludziom, że OSK zarabia krocie na kursach dodatkowych, to obłuda. W moim ośrodku kurs dodatkowy kosztuje 200 zł (za pięć godzin). Trzy niezdane egzaminy to wydatek rzędu 370 zł plus dojazdy i stracony na nie czas, o nerwach nie wspomnę (za najwyżej dwie godziny jazdy). Dobrym ośrodkom zależy, by kursant zdał za pierwszym, góra za drugim razem, bo na tym buduje swoją renomę. Jeśli to my mamy być współodpowiedzialni za stan bezpieczeństwa na naszych drogach, to nie wystarczy ciągle zmieniać zasady szkolenia i egzaminowania. To nie my, instruktorzy walczyliśmy o takie egzaminy i nie o taką formę szkolenia na kursach. To są półśrodki, które jak widać niczego nie zmieniają. Zero bezpieczeństwa na polskich drogach.
Nasze środowisko też nie jest bez winy - o tym wszystkim w następnym artykule, jeżeli INTERIA pozwoli. Także o pomysłach na uzdrowienie tego, w czym brniemy. Teraz trochę buchalterii. W dobrym OSK kurs B kosztuje 1300 - 1500 zł. Inwestujemy w auta (ciągle zmieniane przez WORD-y), infrastrukturę, pomoce dydaktyczne, lepsze wyposażenie ośrodka, sami się dokształcamy.
Jakbyśmy nie liczyli, wychodzi 40 zł za godzinę pracy (na czysto ok. 10 zł dla instruktora) . Reszta to koszty. WORD za egzamin bierze 112 zł. za egzamin trwający maksymalnie 45 min. My musimy zdobywać kursantów profesjonalizmem, co przy słabych "tańszych OSK" bywa trudne. WORD-y nie mają konkurencji, są monopolistami. Więc nie martw się - tak czy inaczej tam trafisz. Jeśli masz szczęście Pan Egzaminator z dobrym humorem nie będzie się na ciebie wydzierał (przy wyłączonej kamerze). Takie zachowanie jest niedopuszczalne i karygodne. To Wy pracujecie na Nich, więc nie dajcie sobą pomiatać!
W moim OSK szkolimy na wszystkie kategorie prawa jazdy. Mnie i myślę moim kumplom po fachu leży na sercu dobrze wyszkolony kursant - umiejący jeździć wszędzie, a nie tylko po wymyślanych trasach egzaminacyjnych. Staramy uczyć nie tylko podstaw zachowania się na drodze, ale i kreatywnego myślenia, przewidywania zagrożeń, tego wszystkiego, co ma wpływ na bezpieczną jazdę.
Na koniec kilka komentarzy do komentarzy. Po pierwsze chciałbym szczerze pogratulować wszystkim tym, którzy zdali za pierwszym razem i za drugim też. Tak ma być. Dobry OSK + umiejętności + brak stresu podczas egzaminu (WYROZUMIAŁY egzaminator), potem prawko i jazda!!! Po drugie podziękować za miłe słowa poparcia - robię to przede wszystkim dla WAS. A po trzecie - słowo do reszty niezadowolonych. Zdajcie sobie sprawę z tego, że kursant po egzaminie nie jest od razu kierowcą z dziesięcioletnim stażem. Żeby wyszkolić kursanta, musimy korzystać z drogi, a nie z łąki, pola czy pasa startowego na lotnisku. A więc trochę wyrozumiałości,cierpliwości. To my nieustannie narażamy swoje zdrowie, czasem życie - cóż taki fach.
O czym myślicie widząc auto z "L"? ZAWALIDROGA, a nie współuczestnik ruchu. Zupełnie żadnej pomocy ze strony kierowców (szczególnie tych najlepszych). Nikt z Was nie chce jakoś pamiętać trudnych, czasem bardzo, chwil spędzonych w nauce jazdy. Wam wszystko od razu szło z górki.
Większość polskich kierowców jeździ na pamięć. A ja zapytam, kiedy to ostatni raz Panie i Panowie kierowcy spojrzeliście w prawo drogowe? Ono ciągle się zmienia. Kto z was je respektuje? Tylko "L". Co robicie, żeby było choć trochę lepiej? Kiedy poruszacie się po naszych drogach, nie piszcie, że są złe, drzewa stoją za blisko, że wina w źle oznakowanych miejscach na drodze, że pracodawcy was zmuszają. Spójrzmy na Siebie. Trochę kultury, samokrytyki, nie szukajmy winy u innych. Noga z gazu , bez podwójnego. Czemu zawsze widzicie źdźbło w oku bliźniego? Kto z nas jest bez winy niech weźmie kamień i niech rzuci. I na koniec - uśmiech na usta. Będzie lepiej.
Instruktor