Mandat za hamowanie silnikiem. System już działa, kierowcy wpadają w pułapkę
Hamowanie silnikiem jest co do zasady zalecaną techniką zmniejszania prędkości - bezpieczną, a jednocześnie najbardziej ekonomiczną. Nie zawsze jednak, ponieważ zdarzają się wyjątki, kiedy kierowca hamujący silnikiem może narazić się na mandat.

Spis treści:
- Dlaczego hamowanie silnikiem jest zalecaną techniką?
- Jakie są rodzaje zwalniaczy w samochodach?
- Kiedy można dostać mandat za hamowanie silnikiem?
Dlaczego hamowanie silnikiem jest zalecaną techniką?
Najczęściej do hamowania używamy oczywiście hamulców, ale dobry kierowca często korzysta również z hamowania silnikiem. W ten sposób zmniejszamy prędkość, ale jednostka napędowa nie zużywa w ogóle paliwa, zaś klocki i tarcze hamulcowe nie zużywają się niepotrzebnie. Hamowanie silnikiem lepiej pozwala utrzymać także stabilność pojazdu i daje nad nim większą kontrolę.
Taka technika jazdy jest szczególnie zalecana na drogach górskich, gdzie strome i długie zjazdy mogą szybko doprowadzić do przegrzania się hamulców. Szczególnie groźne jest to w przypadku pojazdów ciężarowych i między innymi dlatego stosuje się w nich retardery, czyli zwalniacze, zwane także hamulcami górskimi.
Jakie są rodzaje zwalniaczy w samochodach?
Producenci stosują różne rodzaje retarderów, pozwalających na spowolnienie pojazdu bez angażowania układu hamulcowego. Są to zwalniacze:
- silnikowe
- hydrokinetyczne
- elektromagnetyczne
- elektryczne
- cierne
Nie będziemy teraz wchodzić w szczegóły techniczne działania każdego z tych rozwiązań. W przypadku tego materiału najbardziej interesuje nas pierwsze z nich - proste i popularne, które stało się kością niezgody i sprawiło, że rozpoczęło się karanie kierowców za jego stosowanie.
Kiedy można dostać mandat za hamowanie silnikiem?
Sprawa dotyczy niedużej miejscowości Avoca w amerykańskim stanie Iowa. Nie wyróżnia się ona niczym szczególnym poza specyficznym ułożeniem drogi. Przez około 800 metrów wyraźnie ona opada, tworząc stromy zjazd. Co więcej, na odcinku tym prędkość jest zmniejszana najpierw ze 105 do 72 km/h, a później do 56 km/h (przeliczając z mil na godzinę). Na końcu zjazdu znajduje się ponadto łuk, przed którym ustawiono ograniczenie do 40 km/h.
Taki układ drogi oznacza, że kierowcy jadący w dół muszą mocno hamować, co z oczywistych względów jest najbardziej wymagające w stosunku do kierowców ciężarówek. Ci korzystają więc z retarderów, ale niestety dla mieszkańców są to najczęściej hamulce dekompresyjne.
Rozwiązanie to jest proste i skuteczne, a polega na otwieraniu zaworów wydechowych tuż przed końcem suwu sprężania. Takie przedwczesne uwolnienie sprężonych gazów z cylindrów spowalnia ruch tłoka, a więc i pracę jednostki napędowej, spowalniając w konsekwencji pojazd. Zasadę działania tego rozwiązania możecie zobaczyć na poniższym filmiku.
Problem polega na tym, że starsze wersje tego rozwiązania, nazywane w USA potocznie "jake brake", powodują powstanie głośnego i irytującego hałasu. Na tyle dużego (i przekraczającego normy), że mieszkańcy miejscowości Avoca postanowili z tym walczyć. Już wiosną rozpoczęto testy systemu wykorzystującego kamery rejestrujące przejeżdżające pojazdy oraz mikrofony mierzące natężenie hałasu. Podczas owych testów zarejestrowano 183 przypadki zbyt głośnych pojazdów, a w październiku system ma zacząć działać na stałe i zbierać materiały dowodowe, na podstawie których wystawiane będą mandaty.
Z jednej strony trudno się dziwić mieszkańcom, że chcą walczyć ze zbyt dużym hałasem w swojej okolicy. Jak możecie usłyszeć na powyższym filmiku, korzystanie z "jake brake" faktycznie jest bardzo głośne. Z drugiej jednak strony to nadal homologowany element dopuszczonego do ruchu pojazdu, a do tego odpowiedzialny za bezpieczeństwo. Sam kierowca nie ma wpływu na głośność jego działania, ani nawet nie wie, kiedy jest ona za duża. Dość kuriozalna wydaje się być sytuacja, w której kierujący będą musieli zjeżdżać ze stromego wzniesienia ryzykując przegrzanie hamulców, obawiając się mandatów za używanie legalnego elementu wyposażenia pojazdu.









