Ten fatalny filtr DPF. Jak sobie z nim radzić?

Filtry cząstek stałych montowane w układzie wydechowym zepsuły radość z eksploatacji diesli.

Jeśli mamy możliwość - lepiej wybrać samochód bez DPF-a / Fot: Adrian Slazok
Jeśli mamy możliwość - lepiej wybrać samochód bez DPF-a / Fot: Adrian SlazokReporter

Teoretycznie działają w słusznej sprawie - wychwytują sadzę ze spalin i dopalają ją, niwelując rakotwórcze zagrożenie. Niestety, ich niezawodność jest daleka od oczekiwanej, a koszty związane z serwisowaniem ponoszą kierowcy.

Teoretycznie filtr cząstek działa w sposób niezauważalny. Zapełnia się, a później samoczynnie oczyszcza. W tym celu komputer sterujący chwilowo zmienia charakterystykę pracy układu wtryskowego silnika, co podnosi temperaturę spalin, a dodatkowe dawki paliwa wypalają zawartość filtra. Dzieje się to podczas jazdy.

Problemy pojawiają się, gdy auto porusza się wyłącznie po mieście, na krótkich odcinkach i na wypalenie zawartości filtra brakuje czasu. Wówczas na desce rozdzielczej zapala się kontrolka filtra cząstek stałych. To informacja dla kierowcy: musisz przejechać kilka czy kilkanaście kilometrów w trasie, aby dać czas filtrowi na samodzielne wypalenie zawartości. Po wykonaniu tej czynności kontrolka powinna zgasnąć.

Czasem, mimo wykonania procedury wskazanej w instrukcji obsługi auta, kontrolka filtra nie gaśnie. Wówczas konieczna jest wizyta w warsztacie w celu wykonania wymuszonego oczyszczania filtra. W przeciwnym wypadku filtr zapcha się, co może doprowadzić do wejścia silnika w tryb serwisowy, praktycznie uniemożliwiający jazdę. Jeśli procedura warsztatowa nie przyniesie efektu, trzeba zdemontować filtr i wykonać pełną regenerację lub wymienić go na nowy. W tym drugim przypadku koszty idą nawet w tysiące złotych (nowy filtr do VW Passata B6 kosztuje w ASO ok. 4200 zł, a do BMW 530d - 7200 zł).

Jak to działa?

Filtry cząstek stałych mogą mieć różną konstrukcję, ale ogólna zasada ich działania jest taka sama: filtrują sadzę ze spalin, magazynują ją, a później automatycznie dopalają. Sadza wypala się w temperaturze ok. 600 stopni Celsjusza. Aby ją uzyskać, komputer sterujący pracą silnika zmienia chwilowo dawki paliwa - chodzi o to, aby było go zbyt dużo, a nadmiar zapalił się w układzie wydechowym, właśnie w filtrze cząstek. Dodatkowe paliwo jest dawkowane przez wtryskiwacze silnika w fazie wydechu lub przez dodatkowy wtryskiwacz umieszczony w filtrze cząstek.

Do samoczynnego wypalenia filtra auto musi mieć odpowiednie warunki. Zazwyczaj chodzi o utrzymanie prędkości obrotowej silnika w granicach 2500-3500 przez kilka lub kilkanaście minut. Sprzyja temu jazda autostradowa lub podmiejska ze stałą prędkością - od 50 km/h wzwyż. Samooczyszczanie filtra teoretycznie jest darmowe. W praktyce oznacza to wydatek na paliwo - od niespełna litra do kilku litrów, czyli od 4 do nawet 15 zł.

W serwisie

Jeśli filtra cząstek nie udaje się oczyścić podczas jazdy, auto musi odwiedzić serwis. O konieczności wizyty informuje zapalona kontrolka filtra na desce rozdzielczej (czasem silnik pracuje w trybie awaryjnym). Mechanik podłącza urządzenie diagnostyczne, sprawdza nim stan filtra i, jeśli ilość sadzy nie przekracza granicznego poziomu, wprowadza samochód w tryb wymuszonego dopalania sadzy.

Auto stoi, silnik pracuje na wysokich obrotach (ok. 3000 obr./min), a sadza w filtrze ulega dopaleniu. Procedura trwa ok. 30-40 minut. Nie zawsze jednak zamierzony efekt udaje się osiągnąć. Dlatego po zakończeniu procedury stan filtra jest kontrolowany ponownie. Jeśli zabieg się powiódł, trzeba jeszcze wymienić olej silnikowy. Gdy filtr nadal jest zatkany, kolejną próbę można wykonać z dodatkiem specjalnych środków.

Przed ponownym wykonaniem opisanej powyżej procedury do filtra oraz do zbiornika paliwa aplikowane są specjalistyczne środki chemiczne, które rozpuszczają nagromadzoną sadzę.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas