System start-stop - pozorna oszczędność?
Nowa Honda Fit (u nas znana jako Jazz) na rynek USA nie będzie wyposażona w układ start-stop. Według Amerykanów wcale nie przyczynia się on do zmniejszenia zużycia paliwa.
W kwestii pomiarów zużycia paliwa Europejczycy mogą się od Amerykanów wiele nauczyć. Podczas gdy zużycie paliwa nowych aut w UE bada się w oderwanym od rzeczywistości cyklu pomiarowym, w USA rządowa agencja ochrony środowiska (EPA) mierzy je w warunkach zbliżonych do drogowych, biorąc pod uwagę np. uruchomienie klimatyzacji, jazdę w niskiej temperaturze czy gwałtowne przyspieszanie. I uzyskuje realne wyniki.
EPA testuje tylko 10-15 proc. nowych samochodów. Reszta modeli przechodzi pomiary zgodnie z wytycznymi agencji; w razie wykrycia nieprawidłowości producentom grożą poważne sankcje. Dla przykładu, na początku roku Hyundai i Kia rozpoczęli wypłaty rekompensat za zawyżone wyniki spalania aut z lat modelowych 2011-2013. Sprawa dotyczy ponad 1 mln egzemplarzy z rynku północnoamerykańskiego (czytaj więcej).
Plusy dodatnie i plusy ujemne
Tymczasem tabelek wskazujących apetyt modeli sprzedawanych na Starym Kontynencie od kilku lat nikt już nie traktuje poważnie - różnice względem fabrycznych pomiarów sięgają nawet 30 proc. Aby uzyskać jak najniższe wyniki, producenci oferowanych tutaj aut dostosowują ich konstrukcję do przebiegu cyklu pomiarowego (tzw. NEDC). Jednym z rozwiązań pozwalających statystycznie obniżyć zużycie paliwa jest system start-stop. Oszczędności w mieście mają sięgać nawet 10 proc.
Już w latach 80. VW wyposażał Passata w ręcznie uruchamiany układ start-stop (silnik wyłączało się przyciskiem na dźwigni wycieraczek).
To, co sprawdza się podczas testu na hamowni, niekoniecznie działa w rzeczywistych warunkach. W trakcie jazdy w korku samochód często zatrzymuje się jedynie na chwilę, a podczas postoju pod sklepem zawsze można wyłączyć jego silnik kluczykiem. Do tego nie wszystkie układy start-stop działają w sposób satysfakcjonujący - czasami zwłoka pomiędzy wciśnięciem sprzęgła a "odpaleniem" jednostki napędowej trwa zbyt długo.
Dodatkowy dyskomfort powodują wibracje podczas uruchomienia silnika czy słabsza wydajność klimatyzacji i brak elektrycznego wspomagania kierownicy, gdy ten nie pracuje.
Nic dziwnego, że wielu kierowców, zwłaszcza aut z ręcznymi skrzyniami, odruchowo wyłącza system start-stop tuż po zajęciu miejsca za kierownicą. Sami producenci też chyba zdają się dostrzegać problem - podczas gdy w modelach Fiata sprzed kilku lat układ automatycznie włączał się wraz z ponownym uruchomieniem silnika, w nowym 500L można wyłączyć go na stałe.
I chociaż działanie systemu start-stop uzależnione jest od wielu czynników (m.in. temperatura powietrza, działanie klimatyzacji, a nawet nachylenie drogi), nie można wykluczyć jego negatywnego wpływu na trwałość jednostki napędowej i jej osprzętu. Ponadto, samochody z tym wyposażeniem potrzebują droższego akumulatora.
Pragmatyczni Amerykanie. A Europejczycy?
Nowa Honda Fit (w Europie - Jazz) oferowana na północnoamerykańskim rynku nie będzie wyposażona w system start-stop. Japończycy uznali, że jego obecność nie ma wpływu na wyniki w pomiarach zgodnych z wytycznymi EPA, będzie za to powodować irytację użytkowników chcących sprawnie ruszyć spod świateł.
Producenci aut oferowanych na Starym Kontynencie raczej nie zrezygnują z montowania układu start-stop. Najpierw unijni urzędnicy musieliby urealnić przebieg cyklu pomiarowego, a przy okazji - zmierzyć się z realnymi wynikami zużycia paliwa oraz emisji dwutlenku węgla nowych samochodów. Na razie wolą się targować w sprawie terminu wprowadzenia nowych limitów, nie zważając na to, jak bardzo limity te odbiegają od rzeczywistości.
Na wszystkim traci klient, który tak naprawdę nie wie, ile paliwa będzie zużywać jego nowy wóz, dopóki nie sprawdzi opinii w prasie motoryzacyjnej, internecie lub... nie przekona się o tym na własnej skórze.
msob, źródło: motoryzacja.interia.pl