Auto za jedną wypłatę. Jakie kupić? Jak kupować? Lista zasad od eksperta

Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że przeciętne miesięczne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw w lutym 2023 roku wyniosło 7 065 zł brutto. Weźmy jednak pod uwagę kwotę, która faktycznie wpływa na konto - przeciętny Polak zarabia dziś na rękę prawie 5,2 tys. zł! Jakie auto za to kupić?

"To wspaniała okazja by zrobić przegląd ofert - jaki samochód można dziś kupić za 5 tys. zł i na co zwracać uwagę przy zakupie" - stwierdzili chórem wydawcy. Na tak absurdalny pomysł wpaść mogły wyłącznie osoby, które w życiu nie jeździły samochodem za 5 tys. zł. Z poleceniem służbowym trudno jednak dyskutować, więc miejmy to już za sobą.

Wybór padł na mnie, bo - powiedzmy to sobie wprost - jestem graciarzem. Listę swoich samochodów przestałem aktualizować po - mniej więcej - osiemdziesięciu, co oznacza, że dane mi było nabrać w tej materii pewnego doświadczenia. Kto chętny poznać brutalną, pełną stereotypów i pomówień, prawdę o tanich autach - zapraszam. Reszta może dalej nie czytać (w sumie i tak jesteśmy do przodu, bo przecież tu weszliście, ha!).

Reklama

Dlaczego nie ma tu zestawienia pt: "Najlepsze auta za 5 tys. zł"?

Bo to głupota. Mam właśnie przed oczami najpopularniejsze serwisy ogłoszeniowe z wyszczególnionymi kryteriami wyszukiwania: nieuszkodzony, zarejestrowany, cena do 5 tys. zł. Wynik? Grubo ponad 1500 ogłoszeń.

Biorąc pod uwagę, że większość sprzedawanych w tej kwocie pojazdów liczy sobie ponad 20 wiosen, o wyłonienie 10 najlepszych modeli aut za taką kwotę równie dobrze mógłbym poprosić asystujących w totolotku członków komisji kontroli gier i zakładów.

Ile kosztują "standardowe" naprawy samochodów "popularnych"?

Postaram się jednak zwrócić waszą uwagę na kilka kwestii. Ujmę to w następujący sposób (tak, tak - możecie zwrócić na to uwagę w czasie oględzin):

  • opony - 1200 zł,
  • akumulator - 350 zł,
  • rozrząd i serwis olejowy - 1500 zł,
  • naprawa skorodowanego progu - 1000 zł,
  • wymiana uszkodzonej przedniej szyby - 500 zł uszczelnienie miski olejowej i simmeringu wału korbowego - 700 zł,
  • serwis sprawnej (!) klimatyzacji - 200 zł,
  • wymiana skorodowanych przewodów hamulcowych - 800 zł,
  • naprawa jednego elementu blacharskiego (niepotrzebne skreślić): 500 zł (bez faktury), 300 zł (wymiana na obity, "prawie w kolor"), 200 zł (Andrzej, nie denerwuj się, kupimy szpreja i będziemy malować). Zsumujcie proszę powyższe kwoty i zrozumiecie, co mam na myśli.

Najlepszym autem za 5 tys. zł będzie takie, w którym przynajmniej dwie trzecie powyższych kosztów poniósł w ostatnich latach dotychczasowy właściciel.

Samochód za 5 tys. zł. Zasada nr 1 - nie chcesz niczego ponad kompakta

Serio. Mniejsze auto to nie tylko mniejsza pojemność skokowa i niże koszty ubezpieczenia. To również gorszy poziom wyposażenia i prostsza konstrukcja, czyli - w perspektywie zakupów "budżetowych" - same plusy.

Belkę skrętną trudno uszkodzić inaczej niż w bezpośredniej konfrontacji z drzewem. W starym kompakcie nie zepsują się też m.in.: elektryczne silniczki hamulca postojowego, czujniki poziomowania reflektorów ksenonowych, aktywny stablizator czy miech zawieszenia. Dobre rodzinne auta za 5 tys. skończyły się wraz z Passatem B4. Kropka.   

Samochód za 5 tys. zł. Zasada nr 2 - zapomnij o dieslu

Mógłbym tu rozpisywać się nad kosztami regeneracji turbosprężarki, pompy wysokiego ciśnienia, wtryskiwaczy czy wymiany sprzęgła z kołem dwumasowym. Szkoda czasu.

Jeśli nie masz na oku motoryzacyjnej skamieliny pokroju Fabii I czy Golfa IV SDI, zapomnij że istnieją silniki o zapłonie samoczynnym.

Najlepsze auto za 5 tys. zł. Zasada nr 3 - uwierz w stereotypy

Zapomnij o poprawności i słuchaj ludowych mądrości. Stereotypy nie wzięły się z kosmosu i nader często znajdziesz w nich sporo prawdy. Nie żartuję - każde ze słów w tym materiale jest zupełnie na serio i wynika z przeszło 20-letniego doświadczenia. Zanim więc zasiądziecie do przeglądania ofert pozwólcie, że uświadomię was, do czego sprowadzać się będzie wasz wybór. 

Japońskie auto za 5 tys. zł - na co zwrócić uwagę

"Japończyk" kupiony za średnią krajową z reguły działa, ale najczęściej ma też pewien standardowy problem - brak podłogi. W szczególności dotyczy to takich marek jak Nissan, Suzuki, Mitsubishi, Subaru i - rzadziej - Toyoty.  Jasne - podłogą się przecież nie jeździ, ale warto mieć na uwadze ten drobny szczegół zwłaszcza jeśli szukacie np. pierwszego auta dla swojej dorastającej pociechy.

W skorodowanym aucie zdarzenie, które w nowszym samochodzie określilibyśmy mianem stłuczki, często oznacza wypadek. Mówiąc wprost - w razie spotkania z innym uczestnikiem ruchu mamy duże szanse na poważne obrażenia, nawet jeśli sprawca zdarzenia jechał rowerem-damką. Plusy? 20-letni samochód może mieć całkowicie suchą (od spodu rzecz jasna) miskę olejową i sprawne WSZYSTKIE elementy wyposażenia.

Francuskie auto za 5 tys. zł. - czego się spodziewać po kupnie

To całkowite przeciwieństwo japońskiego. Z reguły nie ma poważniejszych problemów z korozją (oczywiście zdarzają się wyjątki pokroju Peugeota 206), za to z chęcią do działania bywa różnie. Peugeoty, Renault i Citroeny w większości były całkiem nieźle zabezpieczone przed korozją i - zwłaszcza w przypadku aut z pierwszej połowy lat dwutysięcznych - oferowały całkiem wysoki poziom bezpieczeństwa.

Minus? W toku eksploatacji szybko uzupełnimy swoją wiedzę o to, z jak wielu podzespołów składa się jeden samochód. Po 15 latach od wyjechania z fabryki, niezależnie od przebiegu, zepsuć może się absolutnie wszystko - począwszy od przełącznika zespolonego, przez stacyjkę, rozrusznik, wentylator, centralny zamek, podnośniki szyb, klamki, fabryczne radio, zestaw wskaźników, pompę paliwa, oprawkę żarówki, stycznik tylnej klapy, łożysko alternatora, sondę lambda, drugą sondę lambda, komputer BSI, rezystor dmuchawy, na... trzeciej sondzie lambda kończąc. Poważnie. WSZYSTKO. Pamiętacie reklamę z hasłem "Creative technologie"? Najlepsze jakie w życiu słyszałem. 

Niemieckie auto za 5 tys. zł - czego się spodziewać po kupnie

Wypadkowa dwóch powyższych. Stary Golf czy Polo będą mieć z reguły podrdzewiałe progi (nie dotyczy starszych Mercedesów, zwłaszcza klasy A - tam progów nie będzie w ogóle), parę wycieków i kilka irytujących usterek (np. "latający" wybierak skrzyni biegów, odpadającą podsufitkę, skorodowaną tylną klapę itd.), ale - z pięciu metrów powinien jeszcze przypominać samochód. W przeciwieństwie do "Francuza" nie będą z niego odpadać żadne listwy ani uszczelki i - w przeciwieństwie do "Japończyka" - przejazd przez kałużę nie wywoła tsunami w kabinie. 

Włoskie auto za 5 tys. zł - szukaj tych z opisem "polski salon"

"To skomplikowane". Trwałe włoskie auta - z nielicznymi wyjątkami - w naturze raczej nie występują, ale w Polsce sytuację ratują kierowcy, którzy płacą rachunki na poczcie, wakacje spędzają na ogródkach działkowych, a słowo "trasa" oznacza dla nich planowany od siedmiu miesięcy wyjazd do Lichenia. Mówiąc wprost - wciąż istnieje duża szansa, że za 5 tys. zł uda nam się kupić chociażby Punto II z własnymi progami, kulkowymi pokrowcami na siedzeniach i przebiegiem w okolicach 70 tys. km.

Minus? Zaraz po zakupie czeka nas pełny pakiet serwisowy obejmujący m.in. nowy termostat, opony czy rozrząd (najpewniej jest pierwszy). Plus jest taki, że w czasie najbliższych badań technicznych diagnosta nie powinien zasłaniać się klauzulą sumienia.

Zasada nr. 4. Mały przebieg nie oznacza małych wydatków

Z drugiej strony - to, że auto spędziło ostatnie 20 lat pod tureckim dywanem z Bułgarii WCALE NIE OZNACZA, że nie będzie się psuć. Włoskie samochody, podobnie jak francuskie, potrafią zużywać się od samego patrzenia. Poważnie. Chcecie by właściciel starego Fiata lub Alfy Romeo spienił się jak płyn chłodniczy w dieslu VM Motori? Użyjcie przy nim słów "Magneti Marelli".

Oczywiście to, że auto pokonało w dwadzieścia lat zaledwie 50 czy 70 tys. km to zdecydowany plus, ale - za wyjątkiem "Japończyków" - nie oznacza wcale, że za godzinę nie przestanie działać stacyjka, czujnik świateł stopu czy nie rozszczelni się pompa sprzęgła. Mały przebieg - paradoksalnie - może też świadczyć o konieczności wymiany takich "drobiazgów" jak chociażby "skamieniałe" uszczelniacze zaworowe czyli - w praktyce - remoncie głowicy.

Zasada nr 5. Patrz na auto jak diagnosta

Tutaj dochodzimy do kolejnej kwestii: samochód, zwłaszcza taki za 5 tys. zł - nie ma być ładny, tylko działać. Trzeba się więc nauczyć patrzeć na auto oczami diagnosty. O pozytywnym wyniku badania technicznego można zapomnieć, jeśli w pojeździe uszkodzone są np. reflektory (zwróć uwagę, czy nie mają pękniętych kloszy i nie są połamane w środku - prościej - czy da je regulować) lub szyba czołowa (pęknięcia i odpryski "w polu widzenia kierowcy"). Generalnie - najlepiej wybrać się ze sprzedającym do SKP i fundnąć autu szybką ścieżkę diagnostyczną. To oczywiście rada w stylu "nie kupuj auta, które jest popsute". Najpierw trzeba przecież znaleźć sprzedawcę, który ochoczo wybierze się  z wami na przegląd autem w cenie roweru. 

Oględziny czyli zapomnij o dobrych manierach - wąchaj i macaj

By wstępnie określić kondycję techniczną interesującego nas pojazdu potrzebujemy specjalistycznych narzędzi pokroju 1 - szmaty (do wytarcia rąk), 2 kartonu (na którym będziemy mogli się położyć patrząc pod spód). Oględziny zaczynamy od "zabawy w proktologa".

Jeszcze zanim uruchomicie zimny silnik, wsadźcie palec w rurę wydechową. Jeśli wyciągniecie z niej grubszą warstwę sadzy, opcje są trzy: 

  1. to dwusuw (raczej mało prawdopodobne, chyba że oglądacie Wartburga lub Trabanta), 
  2. samochód jeździ na bardzo krótkich dystansach (możliwe acz podejrzane), 
  3. na jedno tankowanie wóz wciąga dobre pół litra oleju.

Jak sprawdzić czy w aucie jest sprawny katalizator?

Stosunkowo łatwo jest również sprawdzić obecność najcenniejszego elementu starego samochodu, czyli katalizatora. Test jest prosty. Odpalacie silnik i czekacie aż osiągnie roboczą temperaturę pracy. W tym czasie możecie oczywiście odbyć jazdę próbną, czy przyjrzeć się blacharce. Po 10-15 minutach, gdy jednostka napędowa się rozgrzeje, spróbujcie delikatnie "zaciągnąć się"  spalinami. Jeśli "gryzą w oczy i gardło" katalizatora albo nie ma, albo dawno już przestał działać. 

Autor się nie zna, czyli lista aut, którymi zaprzeczam sam sobie

Ponieważ na wstępnie powiedziałem już, że jakiekolwiek zestawienie wartych zakupu modeli za 5 tys. zł jest zupełnie pozbawione sensu, mam też dla was kilka propozycji.

Zgodnie z zasadą "nic ponad kompakta" proponuję np. przejrzeć ogłoszenia dotyczące benzynowych Volvo S/V70 pierwszej generacji (1996-2000). Fakt - to propozycja raczej dla majsterkowiczów, ale zaskakująco rozsądna. Samochody są świetnie zabezpieczone przed korozją, "twarde" (czytaj względnie bezpieczne) i zbudowane "w stylu lat osiemdziesiątych", gdy wszystko dało się wymienić tanio i we własnym zakresie. Takie za 5 tys. zł na pewno nie będzie bezawaryjne, ale - przy odrobinie uporu i samozaparcia - da się je względnie tanio reanimować "do końca świata i jeden dzień dłużej".

Toyota Corolla IX generacji. Zgodnie z zasadą - zapomnij o dieslu - najlepiej z wysokoprężnym 1,9/2,0 l. Jeśli tylko samochód będzie miał podłogę (w tym modelu dość duża szansa), chętnie odpalał i nie stawiał zasłony dymnej po rozgrzaniu - to całkiem rozsądny wybór. Wprawdzie nie wjedziecie nim do żadnej strefy czystego transportu, ale - z drugiej strony - istnieje spora szansa, że sam silnik przeżyje je wszystkie.

Skoda Fabia pierwszej generacji. Rynek wtórny zdominowany jest importowanymi z zachodu poflotówkami z gigantycznymi przebiegami, ale - podobnie jak w przypadku np. Fiata Punto - istnieje szansa na samochód z polskiego salonu. Korozja na tylnej klapie czy progach z reguły jest raczej powierzchowna. Na tej samej zasadzie warto jeszcze też monitorować ogłoszenia dotyczące sprzedaży Peugeota 206.

***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama