Zatrzymano kierowcę. To on spowodował wypadek w Gliwicach?

​Zatrzymany kierowca volkswagena mógł przyczynić się do sobotniego wypadku w Gliwicach, w którym zginęło 9 osób; prawdopodobnie prowadził lub chciał prowadzić manewr wyprzedzania - powiedział komendant policji w Gliwicach insp. Marek Nowakowski.

Zaznaczył, że jest to najbardziej prawdopodobna wersja, która będzie jeszcze weryfikowana.

W sobotę wieczorem na dk 88 w Gliwicach, w pobliżu węzła Kleszczów (Śląskie) renault trafic, jadący od Gliwic w stronę Wrocławia, przewrócił się na jezdnię i sunąc po niej znalazł się na przeciwległym pasie ruchu. Wtedy w dach renault wjechał autokar. Siła uderzenia była tak duża, że bus został całkowicie zmiażdżony. Zginęły wszystkie jadące tym samochodem osoby.

Jak już wcześniej informowała policja, kierowca busa prawdopodobnie próbował uniknąć zderzenia z innym autem i wykonał manewr, w wyniku którego stracił panowanie nad pojazdem. Policja informowała rano o trwających przesłuchaniach m.in. kierowcy trzeciego pojazdu - volkswagena - który był w pobliżu miejsca wypadku. Krótko później gliwicka prokuratura przekazała, że mężczyzna został zatrzymany i zostanie przesłuchany w poniedziałek .

"Z dotychczasowych ustaleń możemy domniemywać, że kierujący samochodem renault trafic z nieustalonych jeszcze do końca przyczyn zjechał do krawędzi jezdni, zjechał na pobocze, w wyniku czego przewrócił się na bok. Sunąc bokiem po jezdni uderzył w autobus setra. Niestety uderzenie było tak silne i tak nieszczęśliwe, bo nastąpiło w kierunku dachu tego pojazdu" - opisywał Nowakowski podczas niedzielnej konferencji prasowej przed gliwicką komendą.

Policjant, tłumacząc to dobrem śledztwa, nie chciał przesądzać, czy to kierowca volkswagena ponosi winę za ten wypadek. Inspektor zaznaczył, że okoliczności wypadku są jeszcze wyjaśniane. "Zatrzymany mężczyzna prawdopodobnie mógł przyczynić się do zaistnienia tego zdarzenia. Prawdopodobnie chciał lub prowadził manewr wyprzedzania. To mogło, jeszcze raz podkreślam - mogło - doprowadzić do tego zdarzenia, natomiast w tym momencie prowadzimy czynności procesowe, które zmierzają do zweryfikowania tego" - powiedział Nowakowski.

"Dopiero wówczas będziemy mogli stanowczo stwierdzić, jaki był przebieg zdarzenia, czy ten zatrzymany mężczyzna faktycznie przyczynił się do jego zaistnienia" - podkreślił komendant.

Kierowca volkswagena był trzeźwy, zaś przypuszczenia o tym, że mógł być sprawcą zdarzenia potwierdzają m.in. relacje pasażerów autobusu. "Częściowo jest to potwierdzone, częściowo potwierdza to również relacja tego zatrzymanego mężczyzny i osoby, która z nim podróżowała" - zaznaczył policjant, zastrzegając, że nie ma jeszcze takiej pewności - jest to najbardziej prawdopodobna hipoteza.

Wyjaśnił, że są przesłuchiwani świadkowie i zabezpieczone ślady, i dowody, które będą jeszcze badane m.in. przez biegłych. Ani w autokarze, ani w renault nie było rejestratorów jazdy. Stan zdrowia kierowcy autobusu nie pozwala jeszcze na przesłuchanie.

Wszystkie ofiary zostały zidentyfikowane. Jest wśród nich jest pięciu mężczyzn i cztery kobiety. Siedem z nich to mieszkańcy woj. podkarpackiego, jedna osoba z woj. lubuskiego oraz obywatel Słowenii, który prowadził samochód. Ofiary to osoby były w urodzone od 1961 do 1974 r. Policja przypuszcza, że mogli jechać do pracy.

Wojewoda śląski Jarosław Wieczorek zapewnił podczas konferencji, że wszystkie rodziny ofiar zostały objęte pomocą psychologiczną. Wieczorek jest w kontakcie z wojewodami: podkarpackim i lubuskim oraz konsulem Republiki Słowenii.

W wypadku zostało rannych siedem osób jadących autokarem, to głównie mieszkańcy Rudy Śląskiej. Wojewoda poinformował, że informacje ze szpitali są "dość optymistyczne" nikomu z poszkodowanych nie zagraża niebezpieczeństwo utraty życia. Wieczorek złożył kondolencje wszystkim rodzinom zmarłych oraz podziękował osobom zaangażowanym w akcję ratowniczą. Zaznaczył, że służby bardzo szybko pojawiły się na miejscu.

"Ja nie pamiętam takiego wypadku drogowego, gdzie w jednym momencie i w jednym pojeździe śmierć poniosło aż dziewięciu podróżujących (...) Wypadek rzeczywiście był w skutkach tragiczny, trudno się nawet odnaleźć, otrząsnąć" - podkreślił wojewoda, który po otrzymaniu informacji o wypadku pojechał na miejsce. "Ten obraz, który tam zastałem, był naprawdę bardzo trudny do takiego emocjonalnego przeżycia" - dodał.

Szef gliwickiej straży pożarnej starszy brygadier Roman Klecha relacjonował, że po informacji o wypadku, ok. 22.30, na miejscu w pierwszej fazie akcji ratowniczej pojawiło się sześć zastępów straży pożarnej. Ok. 300 metrów od autokaru i busa jeden z nich zatrzymali się przy volkswagenie, który wjechał do przydrożnego rowu. Jechały nim dwie osoby, żadna z nich nie została ranna.

Jak mówił Klecha, strażacy uwolnili zakleszczonego w autobusie kierowcę, pasażerowie autokaru byli już na zewnątrz. Równocześnie zastępy strażackie odcięły dach renault. "W międzyczasie dojechały zespoły ratownictwa medycznego i koordynator medycznych działań ratunkowych stwierdził zgon wszystkich osób podróżujących busem" - powiedział komendant. 

Reklama
PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy