Zarzut zabójstwa dla dwóch kierowców. Jeden nie miał wypadku!

Zarzut zabójstwa oraz spowodowania katastrofy usłyszeli dwaj kierowcy, którzy doprowadzili do śmiertelnego potrącenia dwóch osób na przejściu dla pieszych. Śledczy ustalili, że były to nielegalny wyścig, a pojazdy jechały z prędkością ponad 135 km/h.

Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze prok. Tomasz Czułowski poinformował we wtorek (30 października), że prokuratura złożyła wnioski o trzymiesięczny areszt dla 25-letniego Łukasz O. oraz 21-letniego Oskara L., którzy kierowali pojazdami i sąd uwzględnił te wnioski. Podejrzani zostali aresztowani.

Do wypadku doszło w Jeleniej Górze (Dolnośląskie) w nocy w soboty na niedzielę. Prowadzony przez 25-latka seat wjechał w dwoje pieszych przechodzących przez przejście. Na miejscu zginęła 47-letnia kobieta i 57-letni mężczyzna.

- Łukaszowi O. i Oskarowi L. zarzucono, że działając wspólnie i w porozumieniu uczestniczyli w nielegalnym wyścigu samochodowym. Działając w zamiarze ewentualnym, przewidując możliwość pozbawienia życia pokrzywdzonych i godząc się na to, pozbawili ich życia, w ten sposób, że umyślnie naruszyli zasady bezpieczeństwa - powiedział prok. Czułowski. Dodał, że przekroczyli dozwolona prędkość, ponieważ jechali z prędkością nie mniejszą niż 135 km/h.

Prokurator nie podał, na jakiej podstawie została ustalona prędkość kierowców.

- Gdy wjechali na oznakowane i oświetlone przejście dla pieszych, którym prawidłowo poruszały się dwie osoby, nie podjęli żadnych manewrów zmierzających do uniknięcia zderzenia, na skutek czego kierujący pojazdem marki Seat uderzył w pieszych, powodując u nich obrażenia skutkujące ich zgonem na miejscu - mówił śledczy.

Dodał, że jest to kwalifikowany typ przestępstwa zabójstwa zagrożony karą pozbawienia wolności w wymiarze nie mniejszym niż dwanaście lat, do dożywotniego pozbawienia wolności.

Obu sprawcom zarzucono, że swoim zachowaniem sprowadzili też bezpośrednie niebezpieczeństwo katastrofy w ruchu lądowym zagrażającej zdrowiu i życiu wielu osób. Jest to czyn zagrożony karą pozbawienia wolności do ośmiu lat.

Prokurator poinformował, że podejrzani nie przyznali się do popełnienia zarzucanych im przestępstw i odmówili składania wyjaśnień.

Śledczy przesłuchali w charakterze świadka pasażera, który jechał volkswagenem. Początkowo on również został aresztowany przez policję, obecnie jest już na wolności.

Od redakcji:

Potrącenie śmiertelne dwóch osób to poważne przestępstwo. Za czyn ten grozi do 8 lat więzienia. Jeśli sprawca uciekł z miejsca zdarzenia lub był pod wpływem alkoholu, może to być nawet 12 lat. Natomiast przekroczenie prędkości to wykroczenie - przy czym konieczne jest udokumentowanie prędkości pomiarem.

Czy wypadek drogowy może być potraktowany jak zabójstwo z zamiarem ewentualnym? Zamiar ewentualny to prawniczy termin, którym mówi, że sprawca przewiduje możliwość popełnienia przestępstwa i godzi się na to. Jak pisze Wikipedia, w orzecznictwie sądów, w tym Sądu Najwyższego, stosowana jest koncepcja, która zakłada, że zamiar ewentualny istnieje wtedy, gdy sprawca z góry ma zamiar akceptujący wypełnienie znamion przestępstwa.

Przykład zabójstwa z zamiarem ewentualnym? Pozostając w tematyce drogowej - kierowca musi celowo doprowadzić do zderzenia, chcąc zadać komuś obrażenia, ale obrażenia okazały się tak poważne, że ofiara zmarła. W tym wypadku kierowca seata, wsiadając do samochodu, musiałby mieć zamiar akceptujący potrącenie pieszego, czyli celowo go potrącić, nie zamierzając jednak zabić. Taki zarzut nie będzie miał szansy obronić się w sądzie.

Jeszcze bardziej kuriozalne są zarzuty dla kierowcy volkswagena, który... nie uczestniczył w żadnym wypadku i nikogo nie zabił, a mimo tego... usłyszał zarzut zabójstwa.

A co z zarzutem sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym zagrażającej zdrowiu i życiu wielu osób? Na podstawie monitoringu śledczy będą musieli udowodnić w sądzie, że w późny sobotni wieczór sprzed obu samochodów masowo uciekali piesi i kierowcy innych samochodów. Nie wystarczy pokazać szybką jazdę pustymi ulicami miasta.

Reklama

W oczy rzuca się również olbrzymia niekonsekwencja w postępowaniu prokuratury. Otóż również we wtorek Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko 30-letniemu Łukaszowi K., który rok temu śmiertelnie potrącił 15-letniego chłopca. Mężczyzna został oskarżony o to, że wieczorem 27 października ubiegłego roku "nie posiadając uprawnień do kierowania pojazdami, prowadząc pojazd z nadmierną prędkością, nie mniejszą niż 73 km/h, w niekorzystnych warunkach atmosferycznych w terenie zabudowanym najechał na chodnik, po którym poruszał się 15-letni pieszy. Doszło do potrącenia pokrzywdzonego, który kilka godzin później zmarł w szpitalu. Sprawca odjechał z miejsca zdarzenia nie udzielając pomocy."

Mężczyzna był wcześniej dwukrotnie karany za "przestępstwa przeciwko bezpieczeństwu w komunikacji", a teraz grozi mu do 12 lat więzienia.

A więc kierowca, który nie miał prawa jazdy, przekroczył prędkość, wjechał na chodnik, a po wypadku uciekł (co traktuje się tak samo, jakby był pijany, zresztą zapewne był pijany, bo świadek zeznał, że oskarżony wyszedł z imprezy i pojechał po alkohol) został oskarżony o spowodowanie wypadku a nie zabójstwo!

Polska nie jest jedynym krajem, w którym prokuratorzy próbują kierowcom przypisać przestępstwa, za które grozi kara wyższa niż za wypadek.

Do podobnego zdarzenia doszło w 2016 roku na jednej z ulic Berlina. Daj młodzi kierowcy ścigali się po centrum miasta, śledztwo wykazało, że jechali z prędkością nawet 170 km/h oraz przejeżdżali na czerwonym świetle. W końcu jeden z nich uderzył w auto prowadzone przez 69-latka, który na skutek wypadku poniósł śmierć. Prokuratorzy oskarżyli kierowców o udział w nielegalnym wyścigu i zabójstwo.

W lutym 2017 roku sąd wydał szokujący wyrok - obu uczestników wyścigów za umyślne zabójstwo skazano na dożywocie. Wyrok odbił się szerokim echem w niemieckiej prasie, wielu karnistów wskazywało, że jest błędny i nie ma szans obronić się w Trybunale Federalnym (odpowiedniku polskiego sądu najwyższego).

I rzeczywiście - w marcu 2018 roku wyrok skazujący został uchylony. Trybunał wskazał, że kierowcy powinni mieć zamiar popełnienia zabójstwa, by można było ich za to skazać. Berliński wypadek trybunał porównał to do sytuacji, w której ktoś puścił z góry głaz i gdy głaz już się toczył, sprawca zauważył, że poniżej jest człowiek.

Po wypadku w Berlinie w Niemczech zaostrzono prawo - uczestnicy nielegalnych wypadków mogą trafić do więzienia nawet na 10 lat. Nie dotyczy to jednak tej konkretnej sytuacji, bowiem prawo nie działa wstecz. W tej sytuacji oskarżeni kierowcy mogą trafić do więzienia najwyżej na 5 lat - tyle grozi za spowodowanie w Niemczech wypadku ze skutkiem śmiertelnym.

Na koniec warto przypomnieć, że do podobnych kruczków uciekają się słowaccy śledczy zajmujący się słynnym wypadkiem polskich kierowców (jadących porsche, mercedesem i ferrari), w którym zginął Słowak. Oni również zarzucili kierowcom działanie świadomie, przez co sprawcy wypadku grozić ma od 15 do 20 lat więzienia, a pozostałym dwóm kierowcom - od 10 do 15 lat. Czy sąd się przychyli do takiej argumentacji? To wątpliwe.

Powtórzmy. Ściganie się w normalnym ruchu to rzecz karygodna, ale prawo jest takie, a nie inne i nie przewiduje kar za ten fakt. Jeśli to błąd, to należy zmienić prawo, a nie zarzucać kierowcom, że świadomie chcieli kogoś zabić. Są inne paragrafy, które należy wykorzystać, by sprawców wsadzić do więzienia.

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama